[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Hobbit podniósł się.- Musimy jeszcze pogadać z Farnakiem.- Pójdę z wami! - odezwał się Hjarridi.- Mówię o Umbarze.I tak muszę dostarczyć tam towar.Bo, tak myślę, długo chyba nie zabawicie, którzy się w Umbarze zgodzą - z tymi idziecie?Hobbit potwierdził.- No to świetnie.- Marynarz plasnął dłonią w stół.- Zaraz każę szykować się do drogi.- Nie śpiesz się - powstrzymał go Torin.- Mamy tu jeszcze do załatwienia kilka spraw, potrzebne nam jakieś pięć dni.A potem - wyruszamy.Zgoda?- Przybite - skinął głową sternik.- Poczekam na was, a potem razem z Farnakiem ruszymy do Umbaru.Tan Farnak nieco przytył od czasu ich ostatniego spotkania, nieco postarzał się, posiwiał.Powitał przyjaciół serdecznie, nawet bardziej gościnnie niż Hjarridi.Jego też nie trzeba było długo namawiać.- Morze przestaje nas karmić - poskarżył się, westchnąwszy, stary tan.- Co to - ryby odeszły z tych wód? - zażartował Malec.- Ryby? Coś ty, krasnoludzie! Kto powiedział, że jesteśmy rybakami?! My jesteśmy wojownikami! Póki istniał Gondor.bogaty, szczodry, to albo z nim wojowaliśmy, albo zawieraliśmy pokoje - zależy, co bardziej nam było potrzebne.A teraz.Obecny Gondor to blady cień poprzedniego, w Arnorze siedzą Easterlingowie, pewnie dopiero teraz przestali się gapić z otwartymi gębami na białe wieże i pałace.Oton ma jeszcze wiele do zrobienia, a o tej drobnicy, która siedzi w Minhiriacie, nawet nie wspominam.Harad jest potężny i bogaty, ale władza tam silna, handlu morskiego niemal nie prowadzą.A myśmy się pozbyli prawie wszystkich klientów.Ziemia nam jest potrzebna, jak nigdy dotąd! - Uśmiechnął się z goryczą.- No i po patrzcie, jak to się porobiło - ci, którzy poszli z Olmerem, zebrali niemałe fortuny.Rządzą teraz w Umbarze.Nie mam z nimi nic wspólnego.Tak więc, sądzę, zgromadzimy hufce bez problemu.Tylko po co królowi ta wojna?Hobbit i krasnoludy mogli więcej powiedzieć Farnakowi niż młodemu Hjarridiemu.- Tak, tak.Rozumiem.Hm, prędzej do Morskiego Ojca trafisz, niż ziemię zdobędziesz: z Easterlingami się bić, to znaczy stracić pół drużyny.A i słowo królewskie.Żeby nie było tak, że stanie się Eodreid.kłopotliwym sąsiadem.Nie chcę zapeszyć, ale naszymi rękami wyrzuci obcych z Enedhwaithu, przejmie Tharbad, a potem my też zaczniemy mu ciążyć.Nie chciałbym przeciwko jego jeździe występować.Chyba żebym miał hird w sojuszu! Ale, z drugiej strony, jak odmówić Eodreidowi? On jeden nas szanuje, cła ustanawia niskie, a towary ma dobre, na pewno można je sprzedawać, nawet onym Easterlingom.Ale dlaczego w ogóle przyszedł mu do głowy taki pomysł? Uchodził zawsze za wojownika honorowego.Przyjaciele wymienili spojrzenia.Nie, jeszcze nie pora, by mówić Farnakowi o swych domysłach.Za wcześnie.- Nie wiemy sami - rozłożył ręce Malec.- Mamy do spełnienia misję poselską, więc wykonujemy zadanie.Choć to sprawa nie całkiem po naszej myśli.Farnak pokiwał głową ze zrozumieniem.- Łakomy kąsek, oj, łakomy - przyznał, wzdychając.Słusznie Hjarridi prawił, i dziesięć tysięcy ludzi łatwo się uzbiera.Ale i z takimi siłami wojnę przeciwko Terlingowi wszczynać.chyba lepiej samemu sobie podciąć gardło.Wszak on bez trudu wystawi i sto tysięcy! A w bitwie pod Tharbadem pokazał, że jego dowódcy walczyć potrafią.Nie dadzą się zaskoczyć, a tym bardziej wystraszyć! Och, nie miała baba kłopotu.- My i tak musimy do Umbaru - mimochodem wspomniał Folko.- Mamy tam pewną ważną sprawę do załatwienia.- Cóż, raz jest sprawa.Co mi tam! Po starej przyjaźni odwiozę was bez zapłaty.- Posłowie króla Eodreida nie mogą płynąć po przyjaźni.- Torin wyciągnął z zanadrza ciężką sakiewkę.- Jeśli ty nie chcesz, niechaj twoi chłopcy zabawią się jak należy!- Ja nie potrzebuję.- Oblicze Farnaka pociemniało z urazy.- Ale moi ludzie, na ile ich znam, pofolgują sobie.- Zważył sakiewkę w dłoni.- Załatwione! Co będzie z wyprawą, nawet Morski Ojciec jeszcze nie wie, ale skoro macie sprawy w Umbarze, każę odbijać, jak tylko wrócicie.Zanim dopłyniemy do ujścia, tam się przeładować trzeba.Czas ucieka.Hjarridi i Farnak udali się na statki; Folko, Torin i Malec postanowili wychylić jeszcze po jednym kielichu na pożegnanie.Nagle usłyszeli dobiegający z kąta szelest.- Szczury! - wrzasnął Malec.Nie znosił tych gryzoni.Bez namysłu cisnął w kąt dopiero co osuszonym drewnianym kubkiem.W kącie ktoś jęknął.- Mistrzu Holbytlo! - dał się słyszeć nieśmiały głosik.Z ciemnego zakamarka niespodziewanie wyłoniła się niewysoka, bardzo szczupła postać, której kruchości nie mógł ukryć nawet niekształtny gruby płaszcz.Folko aż podskoczył:- Eowina! Na Moce Ziemskie, co ty tu robisz?- Masz ci los! - osłupiał Malec.- Nie zabiłem cię?- Chyba nie.- padła cicha odpowiedź.Dziewczyna stała, zaciskając dłonie tak mocno, że jej palce zbielały.Pod rozchylonymi połami płaszcza widać było zwyczajne odzienie młodego jeźdźca, na cienkim pasku miała umocowany sztylet, a za plecami niewielki myśliwski łuk.Policzki dziewczęcia płonęły.- Ja chciałam.ja myślałam.- zaczęła, próbując opanować zdenerwowanie, gdy nagle, jakby zawstydzona tym mamrotaniem, dumnie podniosła głowę: - Weźcie mnie ze sobą! wypaliła jednym tchem.Malec po raz pierwszy w życiu zakrztusił się piwem.- Ciebie?.Ze sobą?.- Oszołomiony Folko wbił w Eowinę wzrok.- Dokąd?- Dokądkolwiek.- Zarumieniła się.- Dokądkolwiek, choćby i na koniec świata.Nie mogę już dłużej siedzieć w murach twierdzy! To moje imię.Nie mam siły.Też chcę być wojowniczką! - zakończyła z pasją.- No i co mamy teraz robić, wlec się z powrotem do Hornburga? - zapytał Malec, nie zwracając na nią uwagi.- Po co? - zdziwił się Torin.- Uciekła przecież! Oddamy rohańskiemu setnikowi! Niech wyprawi do domu, żeby rodzina jak należy skórę wygarbowała.- Jestem Eowina, córka Eotara - błysnęła oczyma.- I nikt mi nie będzie niczego nakazywał i zakazywał! Moi rodzice zginęli, a siostra wychodzi za mąż.Nie chcę być niańką siostrzeńców! Ja znam się na broni, na walce, potrafię rany leczyć.- Pierogi piec.- mruknął hobbit.Eowina zarumieniła się jeszcze mocniej.- Tak, i pierogi piec! - Jej głos drżał, z trudem powstrzymywała łzy.- Bo z pierogiem życie jest lepsze niż bez niego!Krasnoludy roześmiały się.- Weźcie mnie ze sobą.- prosiła żałośnie, tracąc znów pewność siebie.- Weźcie, przydam się.- A jak cię zabiją, to co zrobię? - nachmurzył się rozgniewany już Folko.- Zupełnie ci się pomieszało w głowie! Tam, dokąd się wybieramy, nie masz nic do roboty!- A jakby się znalazło zajęcie? Przypomnicie sobie mnie, ale będzie za późno!- Może z trudem, ale jakoś sobie poradzimy bez ciebie! zakończył szyderczo rozmowę hobbit.- To wszystko.Mały! Nie widzisz tam gdzieś rohańskiego patrolu?- Ja i tak za wami pójdę! - zacisnęła piąstki Eowina.- Dziewczyno!.- Folko już tracił cierpliwość, ale nagle Torin lekko dotknął jego łokcia.- Przecież ona jest w tobie zakochana po uszy - szepnął krasnolud na ucho hobbitowi.- A jeśli tak, to sprawa jest poważna.Nie znasz rohańskich dziewoi? Do rzeki się rzuci, utopi, wpadnie w łapy Hazgów, ale nie ustąpi!Krasnoludy do problemów sercowych zawsze podchodziły nader poważnie, dokonując w życiu jednego jedynego wyboru - lub nie dokonywały go wcale.Ale w ich oczach przeszkadzać komukolwiek w takiej sprawie było grzechem ciężkim przeciwko postanowieniom Machala.Z punktu widzenia Torina, Folko już w tym momencie występował przeciwko sumieniu.Zdumiony hobbit gapił się na przyjaciela, myśląc, że za chwilę zwariuje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]