[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Otworzył okno i wyskoczywszy przez nie, zamknął je dokładnie.Przebiegł przez dziedziniec, przesadził okalający go parkan i poszedł w kierunku ladrillos.Było ciemno, ale w okolicy orientował się doskonale i nie obawiał się zabłądzić.Podczas wędrówek po dzikich pustkowiach nauczył się stąpać cicho, niemal bezszelestnie.I dziś trudno by go było usłyszeć lub zobaczyć.W pobliżu ladrillos podwoił czujność i posuwał się wyłącznie na czworakach.Nagle zatrzymał się, wciągnął w nozdrza powietrze.Poczuł smród spalenizny pomieszany z zapachem pieczonego mięsa.Czyżby ten łajdak — pomyślał — był tak głupi i pewny siebie, że pali ognisko? Nie widzę go jednak nigdzie.Ale zapach wskazuje, że to już niedaleko.Popełznął dalej i wkrótce dotarł do otworu w murze.Miał on najwyżej siedem metrów szerokości, a trzy głębokości.Sternau ukrył się w krzakach, które go otaczały, i zaczął się rozglądać.Zobaczył człowieka, siedzącego w dole przy ognisku i zajętego pieczeniem królika.Dobiegała północ.Sternau usadowił się w swej kryjówce dość wygodnie i obserwował Meksykanina, który z niezwykłym apetytem zaczął zajadać upieczone mięso.Był to człowiek mocno zbudowany, przysadzisty i dobrze uzbrojony (obok niego leżała dubeltówka, a za pasem tkwił nóż), ale Sternau nie wątpił, że uda mu się pokonać go łatwo, bez hałasu.Po pewnym czasie doktor usłyszał czyjeś ciche kroki.Meksykanin usłyszał je również i podniósł się z ziemi.Zarośla po drugiej stronie otworu rozsunęły się i ukazała się postać rotmistrza, oświetlona mdłym światłem ogniska.— Czyś zwariował, człowieku! — wysyczał Verdoja.— Dlaczego?— Palisz ogień.— Ach, nikt przecież tego nie widzi.Byłem głodny, więc upiekłem sobie królika.— Niech diabli porwą twoją pieczeń! Zalatuje na sto kroków.— Ale na sto kroków zbliży się tu jedynie ten, kto ma jakiś interes.Jesteśmy bezpieczni.Proszę do mnie, senior.Rotmistrz zszedł do ogniska, nie usiadł jednak przy nim.— Nie mogę długo tu pozostać — rzekł.— Musimy sprawę załatwić krótko.Gdzie twoi ludzie?— Za górami, w lesie.— Czy wiedzą, gdzie jesteś?— Nie.— To dobrze.Chcę, aby w sprawę było wtajemniczonych jak najmniej osób.Czy nie mógłbyś się ich pozbyć?— Może.Ale czy sam wszystkiemu podołam?— Przypuszczam.Dostaniesz sumę, jaką dałbym wam wszystkim.W każdym razie to, czego teraz żądam, będziesz mógł sam zrobić.— O co chodzi?— Widzę, że masz przy sobie dubeltówkę.Czy jesteś jej pewny?— Nie chybiam nigdy.— W takim razie musisz oddać dwa celne strzały.— Kogo mają trafić?— Sternaua i tego Hiszpana.— Ale gdzie to ma być i kiedy?— Czy znasz stare wapniaki za górą?— Znam doskonale, byłem tam nieraz.— Jutro rano o piątej mam przy wapniakach pojedynek.— Caramba! Daje się pan zamordować?— Być może tak by się stało, gdybym ciebie nie najął do pomocy.Porucznik Pardero i ja wyzwaliśmy Sternaua, Mariano jest jego sekundantem.Doktor będzie więc miał rozprawę z nami dwoma, ale w tym człowieku siedzi diabeł.Trzeba go więc unieszkodliwić przed pojedynkiem, a w tym już twoja głowa.— Uczynię to chętnie, senior.Marianowi także wpakować kulkę?— Tak.— Jestem do usług.Bodaj tego Sternaua piekło pochłonęło za zabójstwo moich towarzyszy! Jak mi pan każe zabrać się do rzeczy?— Przed piątą ukryjesz się w pobliżu.Dosyć tam krzaków i drzew.— Rozumiem.Pan i porucznik nie będziecie się zbytnio śpieszyć.Sternau z Hiszpanem przyjdą tam wcześniej.Gdy zjawicie się na miejscu, obaj mają leżeć z przestrzelonymi głowami.Czy tak?— Nie, muszę być przy tym obecny, muszę widzieć śmierć tych łotrów.Urządzimy coś w rodzaju widowiska teatralnego.Wyzwałem go na szable, porucznik ma się bić drugi.Gdy Sternau stanie naprzeciw mnie, zabijesz go jak psa.Druga kula musi natychmiast trafić w Hiszpana.— To niezły plan.A zapłata?— Otrzymasz ją tutaj jutro o północy.— Zgoda.— Kiedy byłeś przy kamieniu?— Przed wieczorem.— Miejsce jest pewne, możemy korzystać z niego bez obawy.No, to byłoby wszystko.Mam nadzieję, że mogę na ciebie liczyć.Dobranoc.— Dobranoc, senior.Bądź pewny, że kule moje nie chybią.Rotmistrz się oddalił; Meksykanin poobgryzał resztę kości królika, potem podniósł się, przerzucił strzelbę przez ramię i zaczął drapać się na górę.Sternau wyskoczył błyskawicznie z kryjówki i podkradł się tam, gdzie bandyta miał wyjść z zarośli.Nic nie przeczuwając, Meksykanin rozsunął krzaki.Jak spod ziemi wyrósł przed nim Sternau i chwycił go za gardło.Zbój nie mógł wydobyć z siebie ani słowa, a wkrótce stracił przytomność i padł na ziemię.Sternau zakneblował go, związał rzemieniami, owinął chustami i niby tłumok zarzucił sobie na plecy.Tak obładowany, wrócił do hacjendy.Wydawało mu się, że cały folwark pogrążony jest w głębokim śnie, ale obawiając się, że rotmistrz może znajdować się jeszcze poza hacjendą, przeczekał godzinę w zaroślach.Po upływie tego czasu zbliżył się z jeńcem do tylnego ogrodzenia domu, przerzucił przez nie swój żywy bagaż i sam je przesadził.Wrzuciwszy jeńca przez okno do nie zamieszkanej izby, wskoczył za nim i zamknął starannie okno.W całym domu panowała cisza.Po chwili więc zaniósł Meksykanina do swego pokoju.Oswobodziwszy bandytę z krępujących go więzów i chust, ujrzał skierowaną na siebie parę przerażonych oczu.— Aha, chłopcze, poznajesz mnie? — spytał półgłosem.— Rotmistrz powiedział, że jestem wcielonym diabłem, i miał chyba rację, bo inaczej nie byłbyś teraz w moich rękach.Tu ci się będzie lepiej spało aniżeli na dworze.Ale naprzód przeszukam twoje kieszenie.Kto jest tak nieostrożny, że piecze królika w pobliżu wrogów, ten może ma przy sobie pewną kartkę, która była schowana pod pewnym kamieniem.— Przeszukawszy kieszenie jeńca, znalazł w nich ową zmiętą kartkę.— Zatrzymaj ten papierek do rana — powiedział.— Wcześniej mi się nie przyda.A teraz prześpij się.Sen jest najlepszym doradcą.On ci podpowie, czy przy jutrzejszym przesłuchaniu masz wszystkiemu przeczyć, czy też mówić prawdę.Po tych słowach skrępował zbója jeszcze mocniej, przywiązał do swego łóżka i sam się położył, aby zasnąć na parę godzin, dzielących go od pojedynku.Punktualnieo umówionej godzinie Mariano zapukał do jego drzwi.Sternau poprosił, by zaczekał na dole, a sam szybko się ubrał.Uważał za zbyteczne sporządzać ustny czy pisemny testament
[ Pobierz całość w formacie PDF ]