[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Czy nie jesteś po prostu słodki?– Nazywam się Lejeune.Martina nie ma w domu.Ale może pani wejść i zaczekać na niego, jeśli pani chce.– Czyż to nie miłe z twojej strony? – zachichotała dziewczyna.– Gdyby wszyscy mężczyźni byli tak mili, jak ty! Ale słuchaj, nie mogę zostać! Chciałam tylko zaprosić Martina na imprezę u mnie w sobotę.To będzie szalona, szalona zabawa, salsa i tak dalej, wyobrażasz sobie? A ponieważ Martin uwielbia południowoamerykańskie rytmy, jestem pewna, że chętnie przyjdzie! Czy możesz mu przekazać, że zaczynamy o dziewiątej wieczór?– Za chwileczkę wróci – odparł nieporuszony Boofuls.– Cóż, jeśli nie potrafisz zapamiętać wiadomości, to zadzwonię później.Ale teraz naprawdę muszę lecieć!– Wolno mi poczęstować panią kieliszkiem wina – oznajmił Boofuls.Maria była oczarowana.– Czy tak powiedział Martin? Jeśli do drzwi zapuka oszałamiająca kobieta, to wolno ci poczęstować ją kieliszkiem wina?Boofuls przytaknął.– Hmm – powiedziała Maria.– Mówiłeś, że jak długo go nie będzie?– Tylko minutkę.Proszę wejść, proszę pani.Wiem, że będzie zachwycony, gdy panią ujrzy.Zawsze przygląda się pani przez okno.– Taaak, też o tym wiem.No, dobrze, ale tylko jeden kieliszek wina.Nie chcę przecież, żeby Rico pomyślał sobie, że interesuję się obcymi mężczyznami, prawda?Boofuls otworzył szerzej drzwi i zaprowadził ją do pokoju stołowego.Maria obeszła cały pokój, kołysząc się na swych wysokich obcasach.Chłopiec stał w drzwiach i obserwował ją ze splecionymi rękami.– Czyż tu nie ładnie? – skomentowała Maria.– Ale bardzo po męsku.Żadnego kwiatka, poduszki czy choćby ozdóbek z porcelany, nic.Ale, wiesz, z gustem.Zawsze uważałam, że Martin ma gust.A to lustro to naprawdę coś.Czy to antyk?Boofuls uśmiechnął się.Rozmarzony delikatny uśmiech.– Podobno przynosi szczęście.– Naprawdę? – Maria spojrzała na lustro mrużąc oczy.Powinna nosić okulary, ale była zdecydowanie zbyt próżna.Zresztą i tak ciężko by jej było założyć je na te długie sztuczne rzęsy.– Zgodnie z legendą, jeśli pocałuje się swoje odbicie, to spełni się to, o czym się zawsze marzyło.Maria wybuchnęła śmiechem.– Jedyne, o czym marzę, to miliarder.No, ostatecznie może być milioner, wiesz.– Dalej, proszę spróbować – zachęcał Boofuls.Jego głos był dziwnie głuchy.– Och, daj spokój, jeżeli pocałuję to lustro, to zostawię na nim tylko wielki, tłusty odcisk ust i tyle.Nic innego się nie zdarzy.Boofuls wzruszył ramionami.– Martin pocałował je i Fox zgodził się zrobić ten musical o Boofulsie, nad którym pracował całe lata.– Nie nabierasz mnie? – spytała Maria.– Naprawdę mają zamiar to zrobić?Boofuls skinął głową.– Dalej, niech pani spróbuje.Maria zachichotała.– Czuję się jak idiotka.– Mimo to jednak, kręcąc biodrami, podeszła do lustra i nachyliła się tak, że jej twarz była tuż przy szklanej tafli.– Co mam zrobić – najpierw wyrazić życzenie, a później pocałunek, czy odwrotnie?– To nie ma znaczenia.– W porządku – odparła, zamykając oczy.– Życzę sobie, żebym spotkała mężczyznę wartego netto miliard dolarów i przy okazji, żeby był też przystojny.Nie chcę jakiegoś starucha z twarzą jak pomarszczona dynia.Przycisnęła usta do chłodnej powierzchni lustra, nadal nie otwierając oczu.Nad jej głową złocone, ślepe oblicze Pana szczerzyło zęby z demoniczną radością.– Mmmff – powiedziała, po czym natychmiast: – Mmmmmfffff! – bowiem nie mogła oderwać warg od szkła.Szaleńczo zamachała rękami i z całej siły uderzyła pięściami o lustro.Lustro jednak powoli, niepowstrzymanie wciągało ją do środka, tak że cal po calu znikała wewnątrz własnego odbicia.Najpierw twarz, tak że jej głowa przypominała teraz wąską piłkę porośniętą wściekle potarganymi włosami.Następnie – kiedy jej głowa zmalała do ciemnego skrawka – prawdziwa szyja złączyła się z lustrzaną niby zakrzywiona rura.Przez cały czas stopniowego wnikania w lustro Maria walczyła, kopiąc dziko na wszystkie strony i waląc rękami w zwierciadło.Co chwila sięgała w tył, desperacko błagając Boofulsa o pomoc.Boofuls jednak pozostał na swym miejscu, obserwując ją z pogodnym uśmiechem.Podczas gdy dziewczyna znikała w głębi lustra, nucił do siebie:Gruszki są słodsze od jabłekjabłka są słodsze niż łzy.Ponieważ w jej zasięgu nie było niczego prócz tafli zwierciadła, Maria z całej siły wsparła ręce o lustro w ostatniej próbie ocalenia.Jej dłonie zaczęły sunąć po szkle z przykrym odgłosem tarcia.Ale ssanie było zbyt potężne i jej ręce także pogrążyły się w lustrze.W końcu po Marii nie pozostało nic prócz jej kostek i stóp – dwóch oddzielnie wystających trójkątów ludzkiego ciała zakończonych zielonymi pantoflami.Jedna stopa zadrżała i została pochłonięta, druga natomiast trwała nieruchomo.Cieniutka strużka krwi spłynęła po łydce i skapnęła z metalowego fleku, zanim noga zniknęła ostatecznie.Upadła na podłogę i pozostała tam – jedyny ślad odejścia Marii.Boofuls zbliżył się do lustra i wbił wzrok w odbicie pręgowanego kota, siedzącego na krześle.– Teraz, moje śliczne kochanie – szepnął i wyciągnął ręce.Powieki kota, dotąd zamknięte, uchyliły się odrobinę.Zwierzę uniosło głowę i spojrzało na niego wyniośle.– No, dalej, moje śliczne kochanie – wabił ją Boofuls.Wreszcie kot wstał, przeciągnął się i ziewnął, po czym zeskoczył z krzesła na podłogę.Podbiegł do lustra i zaczął obwąchiwać Boofulsa.Spuścił głowę i powąchał kroplę krwi, jedyne, co zostało po Marii.– Dalej, miła pani – szepnął Boofuls, a jego szept był urażony i jednocześnie rozkazujący.Kot cofnął się odrobinę, zawahał, po czym skoczył.Wyprysnął z lustra wprost w ramiona chłopca.Boofuls zachwiał się i cofnął się dwa lub trzy kroki pod ciężarem Gałki, zatopił jednak swe drobne dłonie głęboko w jej futrze.Uniósł ją przed sobą i zaczął rozciągać.Kot syczał i pluł na niego, on jednak trzymał go mocno i ciągnął jeszcze silniej.Rozległ się odgłos, przywodzący na myśl rozrywany materiał i brzuch kota rozdarł się szeroko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]