[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Słyszałeś ?— Nie wiem nic — zdziwił się kowal.— Jakaż to kaczka?— A no, powiedziałem ci: złota kaczka.Pływa po jeziorze, tam w środku skały.Z tego jeziora wypływa Dunajec.Ta kaczka znosi diamentowe jaja, ale tylko jedno na rok.— Ej, żeby tak wiedzieć, którego dnia ta kaczka się niesie! Żeby tak podebrać diamentowe jajo! — zakrzyknął Fakla.Juhas na to:— Myślisz, że nie próbowałem? Wlazłem już raz w ten żleb, z którego woda wypływa.Dobierałem się w głąb, ile mogłem, ale nie dałem rady.Woda była taka zimna, jakbym wpadł w prze­rębel.A tu mrok, żleb coraz węższy, skały po bokach coraz wyż­sze.— Ja bym przełazi!— Tak ci się zdaje, boś nie próbował.Wiesz przecie, że ze mnie chłopak mocny, po skałach chodzić przywykłem i byle czego się nie ulęknę, a nie udało się.Pomilczeli chwilę, potem juhas dodał:— Był podobno taki, co wlazł w głąb Pisanej.Ale i on też nie doszedł aż do jeziora z kaczką.Bo strzegą jej młode boginki, a one tak tego chłopaka wabiły i tumaniły, że gonił za nimi to tu, to tam i ani się spostrzegł, jak go wyprowadziły z powrotem do żlebu.Wtedy skała się zatrzasnęła i musiał zawrócić.Po tej rozmowie kowal myślał nad tym, jak by się dostać w głąb turni.Ale przynoszono mu wciąż nową robotę, więc tę wyprawę odkładał.Aż tu pewnego ranka, kiedy był w kuźni sam, przyszedł do niego nieznany gość, cały w żelazną zbroję zakuty, nawet na gło­wie miał hełm stalowy.Twarz jego była młoda i dziwnie piękna, ale długa broda zwisała mu aż po pas.Pochwalił Pana Boga, położył na ławie ciężką sakwę i po­wiedział :— Chciałbym, żebyś mi waść wykuł złote podkowy i klińce do ich przybijania.Czy podejmiesz się tej roboty?— Czemu nie — odpowiedział Fakla — od tego jestem kowa­lem.Tylko musielibyście dać złoto na podkowy, bo skąd bym je wziął?Wojak otworzył sakwę, a tam były złote dukaty i połamane złote podkowy.Zabrali się do pracy.Fakla kuł, wojak poruszał miech.Ro­bota szła tak wartko, że słońce stało jeszcze wysoko, kiedy skoń­czyli.Wtedy tamten kazał Fakli złożyć to wszystko do torby i pójść z nim w góry.Wojak szedł przodem, a Fakla z podkowami za nim.Minęli Kościeliska, zaszli pod Pisaną, aż tu wojak obraca się ku Fakli i mówi:— Teraz się nie bój, ale pamiętaj, żebyś mi się cicho spra­wował.I niech cię Bóg broni, żebyś miał zakląć, bo mogłaby z tego wyniknąć bieda.Weszli między głazy i szczeliny, a skały jakby się przed nimi rozstępowały.Po mozolnej wędrówce znaleźli się wreszcie w głębi turni.Mroczno tam było, tylko gdzieś z boku trochę światła wpadało do pieczary przez mały otwór w skale.Fakla rozejrzał się ostrożnie dookoła, a tam tyle ludzi! Wszyscy leżą, głowy mają oparte o siodła, na sobie zbroje, a brody po pas.— Co to za jedni? — zapytał szeptem tego wojaka, co go tu wprowadził.Tamten odpowiedział:— To jest polskie wojsko uśpione.Przyjdzie czas, że ci ryce­rze się pobudzą i pójdą walczyć za wiarę.Będzie wtedy okrutna wojna.Zacznie się gdzieś daleko, ale skończy się tutaj, koło Za­kopanego, na żelaznym mostku w Kuźnicach.Były w tej pieczarze także konie.Należało niektóre z nich przekuć.Kowal dobierał podkowy i wbijał klińce, a wojak trzymał koniom nogi.Kiedy ukończyli robotę, wojak nabrał strużyn z kopyt, nasypał ich pełno kowalowi do torby i mówi:— Masz tu waść zapłatę.Fakla pomyślał, że rycerz z niego kpi.Ale nie sprzeczał się, choć markotno mu było, że cały dzień stracił darmo.Co prawda widział za to coś jeszcze ciekawszego niż złota kaczka, bo całe starodawne wojsko uśpione.Słyszał już od niektórych górali, że takie wojsko gdzieś śpi w Tatrach pod ziemią, ale nikt nie wiedział, w którym miejscu.Dopiero teraz się okazało, że ono śpi pod Pisaną.Byli i tacy, co powiadali, że to sam król Chrobry ze swoją dru­żyną i że jak oni się zbudzą i pójdą w bój, to zwyciężą wszyst­kich wrogów, a Polska stanie się taka potęzna jak nigdy przedtem.Rozmyślając o tym wszystkim wyszedł Fakla z pieczary.Kiedy nikt go już nie mógł widzieć, wysypał strużyny do potoku.“Po co mam to dźwigać, co mi po tym", myślał.Wtem poczuł, gdy wyszedł na pole, że coś mu się w torbie kołacze.Zajrzał — a to kilkanaście złotych dukatów! Nie wszyst­kie strużyny wytrzepał przedtem dokładnie z torby, a te, które w niej uwięzły, zamieniły się w złoto.Jakże teraz żałował, że wytrząsł ich przedtem pełny worek! Gdyby tego nie zrobił, stałby się od razu bogatym człowiekiem.Wrócił do domu, a żona przyjęła go wymówkami:— Gdzieżeś to się podziewał przez całe trzy dni? Czemużeś nie powiedział, że cię w domu nie będzie? Takem się bała, czyś gdzie w górach nie przepadł!Zdziwił się Fakla.Jemu się zdawało, że tylko niedługą chwilę zabawił w pieczarze.Nie powiedział żonie, gdzie był, bo mu wojak zabronił.Tylko pokazał jej dukaty, a żona, jak zobaczyła, że mąż tyle zarobił, uspokoiła się zaraz i nie miała już do niego żalu.Minęło kilka lat.Kowal kuł nadal to kosy, to lemiesze, to pod­kowy — co mu się trafiło.Wtem pojawił się znowu ten sam rycerz i poprosił o złote podkowy.I znów zabrał Faklę w głąb Pisanej.“Tym razem nie będę taki głupi i nie wyrzucę strużyn", po­myślał kowal.Zabrał się do kucia koni.Wtem zaciął się w palec i zaklął głośno:— Bodaj cię czart!A tu nagle budzą się naokoło niego uśpieni rycerze, podnoszą się, a kowala aż dreszcz przechodzi ze strachu.Jeden z rycerzy pyta:— Bracie, czy już czas?Na to odpowiada ten, co przychodził po podkowy:— Nie czas jeszcze, śpij dalej.Tamci pokładli się z powrotem, a on spojrzał ostro na kowala i palcem mu pogroził.Kiedy podkuli konie, wojak nasypał strużyn do torby kowala i wyprowadził go z pieczary.Fakla czekał, żeby mu torba ociężała — byłby to znak, że strużyny zamieniły się już w dukaty.Ale torba wciąż pozosta­wała lekka i nic w niej nie pobrzękiwało.Zajrzał do niej: same strużyny.Z gniewem wyrzucił strużyny do potoka.Ale zaraz się opa­miętał.Zrozumiał, że to kara za przekleństwo.Było mu jednak markotno, bo miał nadzieję, że tym razem zdobędzie bogactwo.W powrotnej drodze wstąpił do karczmy, żeby się rozweselić w kompanii, a tam nie wytrzymał i wygadał się przed karczmarzem o swojej przygodzie.Ten rozpowiedział o niej szeroko i w taki to sposób wszyscy się dowiedzieli, gdzie śpi podziemne wojsko.Kowal wyrzucał sobie, że nie umiał utrzymać języka za zęba­mi, jak mu rycerz nakazał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl