[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Lubię jednakże mieć wroga w ręku, aby mu to powiedzieć wprost w oczy.A cóż ty myślisz zrobić z tą dostojną ciotką?- Myślę dotrzeć do niej i prosić, by poratowała mamę i pomogła jej w leczeniu.Przysięgnę, ze oddam jej wszystko, co do grosza, kiedy zacznę pracować.Przecie to uczciwe! Nie chcę żadnej jałmużny, broń nas przed nią.Panie Boże! Dla niej to będzie drobiazg, a mamusi może to ocalić życie.- Raz już odmówiła…- Tak, ale może nie odmówi, kiedy do niej przemowie serdecznie.Przygotuję sobie taką mowę.ze ją wzruszę.Napiszę jej uroczyste zobowiązanie, ze wszystko zwrócę, choćbym jej to miała odsłużyć jako pokojówka.Zresztą niech mnie wyleje za drzwi, byle mamę poratowała i Jasia.Dlatego wtajemniczam w to pana doktora, bo się boję, czy mnie mama puści na tę wyprawę, więc pan mi musi pomóc.Jezus, Maria, co to się stało? Czy kogo mordują?Doktor zaczął nasłuchiwać, potem rzekł z uśmiechem:- To ciocia Amelia deklamuje coś przed służebną dzieweczką, która jest już umyta i uczesana.Ciocia pokrzykuje, a dzieweczka, choć nic z tego nie rozumie, płacze wniebogłosy z wielkiego wzruszenia.Nie zwracajmy na to uwagi… Więc musiałabyś pojechać do Warszawy.A dasz tam sobie radę?- Ja i w piekle dam sobie radę.- To nie jest żadna sztuka, bo w piekle byłabyś w dobranym towarzystwie, ale co ty, biedactwo, zrobisz sama w wielkim mieście, którego nie znasz?- Pójdę prosto do pani Opolskiej, i koniec.Doktor długo myślał.- Gdyby nie to, ze sprawa z mamusia jest istotnie ciężka, nigdy bym się na tę awanturę nie zgodził.Poza tym powziąłem do tej ciotki głęboką niechęć, o czym możesz ją zawiadomić przy sposobności.Gdybym ją przeklął, a znam potężne przekleństwa, byłoby z nią źle.Na razie wstrzymam się przed tą ostatecznością i nie spuszczę ze smyczy tych siedemdziesięciu siedmiu diabłów, co we mnie mieszkają i czekają mojego skinienia.Nie śmiej się, laskonoga pannico, bo tak jest istotnie.Dość spojrzeć na moją szatańską twarz… Teraz idź do domu, a ja pod wieczór przyjdę do was i co będzie, to będzie.Naradzał się potem z ciocią Amelią, która miała więcej wiadomości o pani Opolskiej i opowiedziała doktorowi jej historię.Była to dama w podeszłym wieku, którą nieszczęścia uczyniły twardą i zamkniętą w sobie; najpierw umarł jej mąż, potem córka, uwielbiana i pieszczona.Pozostał jej jedynie ogromny majątek i równie wielka gorycz życia.Mieszkała stale w Warszawie, lecz, czy to dlatego, ze dom swój uważała za nieszczęśliwy, czy też dlatego, ze wszędzie czarnym cieniem szły za nią wspomnienia, krążyła wciąż po świecie jak gdyby uciekając przed nimi.Wyjeżdżała najniespodziewaniej, a było jej to obojętne, dokąd wyjeżdża.Utraciwszy szczęście własne, nie mogła patrzeć na szczęście cudze: stała się kamiennie obojętna na wszelkie cudze cierpienia, jak gdyby jej cierpienie było największe.Z nikim prawie nie utrzymywała stosunków, wyniosła i dumna.Może byłaby znalazła wśród ludzi pociechę, ale ze swego lodowatego szczytu nie chciała zejść w dolinę, gdzie ludzie dzielą się uczciwie i radością, i cierpieniem.Dlatego przestała istnieć dla niej najbliższa krewna, słodka i dobra pani Borowska, bo ważyła się zejść w te doliny, gdzie najtkliwszą znalazła miłość.- Widzę z tego - rzekł zamyślony doktor - że to nieszczęśliwa osoba, co ma serce, tylko że trochę pomylona.- A czemu pan doktor tak się interesuje panią Opolską? - zapytała ciocia Amelia.- Bo chciałbym się ożenić, ale tylko z hrabiną! - odrzekł on i poszedł, nie zwróciwszy na to uwagi, że żona Lota, zamieniona w słup soli, mniej zdumioną miała minę niż ciocia Amelia.Po dłuższej dopiero chwili zaczęła poruszać szybko powiekami, podniosła rękę, położyła ją na piersi, jakby szukając serca, i westchnęła wreszcie tak rzewnie jak umierający słowik.- Tylko z hrabiną… O, Boże wszechmogący!Doktor zaś, wędrując przez błotniste uliczki i omijając kałuże, dzieci i wracające do obór krowy, gadał półgłosem sam do siebie i naradzał się ze swoją bystrą duszą.Tak przylgnął do tej gromadki, ze wszystkie ich sprawy stały się jego sprawami, a pani Borowska nie drżała tak o Irenkę, jak on o nią drżał.Puścić ją na tę wyprawę, czy nie puścić? Najbardziej trwożyło go to, że ucierpi duma Irenki, zmuszonej do prośby.Nie wierzył w tę wyprawę.Z drugiej jednak strony - rozmyślał - czy jest na świecie ktoś, kto mógłby się oprzeć jej spojrzeniu i jej prośbie nie dla siebie, lecz dla matki? W tej dziewczynie jest tyle jasności i tyle dziecięcej rzewności, że kamień rozpękłby się i swoje kamienne oddałby jej serce.A to przecie bliska krewna, samotna, bez rodziny, bez nikogo.Poratuje swoją krew i swoich najbliższych.Zresztą: to jedyny ratunek.On sam mógł przemycić naiwnym sposobem trochę grosza do tego smutnego domu, ale trudno jest powtarzać takie sztuki.Pani Borowska przyjęła te pieniądze w dobrej wierze, spostrzegłaby się jednak następnym razem.A będzie coraz ciężej i ciężej.Biednej kobiecie trzeba spokoju i jakich takich wygód.Dzieci zmarnieją…W tej chwili dobry doktor zamyśliwszy się wpadł w kałużę.Nie zauważył tego jednak, wpatrzony w swoje myśli, które krążyły niespokojnie jak jaskółki przed burzą.„Moze to będzie jednak najlepiej - myślał - jeśli dziewczyna spróbuje.Uczyńmy wróżbę, zwyczajem starożytnych! Pędzą stado krów… Jeżeli liczba będzie parzysta niech jedzie, jeżeli nieparzysta, na nic wszystko”.Przystanął i zaczął głośno liczyć krowy.- Jedenaście krów i jedno cielę… Czy to parzyste, czy nieparzyste? Diabli nadali cielę! Wszystko nieważne… Trzeba będzie wyprorokować z liczby wróbli siedzących na płocie…Wróble patrzyły ciekawie na tego dziwnego męża, który je po kolei wskazuje palcem i głośno liczy:- …trzynaście, czternaście, piętnaście…Kiedy miał zakonotować ostatniego wróbla, szesnastego, wróblowi coś nie bardzo się podobało i zerwawszy się z płotu, z gęstym ćwierkaniem, uciekł.Doktor opuścił wzniesioną rękę.- Był, czy go nie było? Oszust nie wróbel - był i uciekł.To nie może być ważne…Zrezygnował z mętnych wróżb i postanowił zaufać niewzruszonej potędze swojego rozumu, który wyostrzył jak nóż, aby nim olśnić panią Borowska, w razie gdyby przeciwko podróży Irenki wytoczyła walne argumenty.Pani Borowska jednakże, oprócz łez, nie miała żadnych argumentów.Rozżalona była twardym i nielitościwym listem pani Opolskiej i teraz nie miała żadnej nadziei, aby poselstwo Irenki mogło się przydać.Trwożył ja wyjazd dziewczyny, chociaż takie dzielne stworzenie, jak Irenka, można bezpiecznie wysłać na koniec świata.- Wstyd mi - mówiła - że musimy prosić.Wolałabym zapaść się pod ziemię niż wysyłać to dziecko.Czy nie ma innej rady?Nikt nie odpowiedział na to pytanie, bo istotnie nie było rady [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl