[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Czułbym się znacznie pewniej, gdyby było jeszcze kilka osób do podwiezienia — szepnął Lubok.— Jeżeli będzie nas tak mało, pilot może się uprzeć, żeby w Mullheim wszyscy zostali na pokładzie.Zatankuje raz-dwa i szybko dalej.Większość pasażerów wysiada w Stuttgarcie.Przerwał mu hałaśliwy tupot nóg po metalowych schodkach na zewnątrz.Odgłosom chwiejnych kroków towarzyszył rubaszny, nieskrępowany śmiech, który przybierał na sile, w miarę jak nowi pasażerowie zbliżali się do drzwi kabiny.Lubok rzucił Victorowi porozumiewawcze spojrzenie i uśmiechnął się z wyraźną ulgą.Powrócił do czytania gazety dostarczonej przez stewarda i rozsiadł się wygodnie w fotelu.Fontine obejrzał się przez ramię; grupa pasażerów z Monachium stanęła w drzwiach.Stanowiło ją trzech oficerów Wehrmachtu i jakaś młoda kobieta.Wszyscy byli pijani.Dziewczyna miała na sobie jasny, cienki płaszcz; dwóch oficerów silnymi szturchańcami przepychnęło ją przez drzwi, trzeci popchnął ją na fotel.Dziewczyna nie protestowała; wręcz przeciwnie, śmiała się i stroiła pocieszne miny.Uległa, chętna zabawka.Nie przekroczyła jeszcze trzydziestu lat, miała miłą, ale niezbyt atrakcyjną powierzchowność.W jej twarzy czaiło się jakieś dziwne rozgorączkowanie, napięcie przywodzące na myśl poczucie osaczenia.Jasnobrązowe włosy były nieco za sztywne; wiatr nie rozwiał ich, tylko zbił ciasno wokół głowy, warstwa tuszu na rzęsach za gruba, szminka nadto czerwona, róż na policzkach zbyt jaskrawy.— Czego się gapisz? — Ryczący ton pytania zdołał się przebić przez hałas uruchamianych silników.Pytającym był trzeci oficer Wehrmachtu, trzydziestokilkuletni muskularny mężczyzna o szerokich barach.Minął dwóch kolegów i zwracał się do Victora.— Przepraszam — powiedział z cieniem uśmiechu Victor.— Nie chciałem być nigegrzeczny.Oficer zmrużył oczy; nie było wątpliwości, że szuka zaczepki.— Patrzcie go, frajera, jaki wyszczekany!— Nie chciałem nikogo obrazić.Oficer odwrócił się do swych towarzyszy.Jeden posadził sobie na kolanach dziewczynę, nie bez jej ochoczego przyzwolenia, drugi stał w przejściu między fotelami.— Nasz frajerek nie chciał nikogo obrazić! Czy to nie jest ładnie z jego strony?Jego dwaj koledzy prychnęli pogardliwym śmiechem.Dziewczyna zachichotała; trochę zbyt histerycznie, według Victora.Odwrócił się, mając nadzieję, że żołdak zostawi go w spokoju.Zamiast tego poczuł na ramieniu wielką łapę, chwytającą go ponad oparciem fotela.— To nie wystarczy.— Oficer spojrzał na Luboka.— Zabierajcie się obaj na sam przód.Victor napotkał spojrzenie Luboka.Wyczytał z niego jasno: rób, co facet każe.— Oczywiście.— Fontine i Lubok wstali, przeszli szybko między fotelami i zajęli nowe miejsca.Żaden nie odezwał się ani słowem.Z tyłu dobiegł odgłos odkorkowywanych butelek.Wehr-macht wydawał przyjęcie.Fokker nabrał szybkości i oderwał się od pasa.Lubok wybrał miejsce przy przejściu, zostawiając Victorowi fotel przy oknie.Fontine zaczął wodzić wzrokiem po niebie, zamykając się w sobie z nadzieją, że uda mu się zapaść w pustkę, dzięki której podróż do Mullheim szybciej zejdzie.Już teraz nie mógł się doczekać końca.Pustka nie nadchodziła.Jego myśli mimowolnie pobiegły ku tunelowi w podziemiach pałacu Kazimierzowskiego i mnichowi z zakonu Ksenopy.“Podróżuje pan z Lubokiem.Lubok pracuje dla Rzymu".Lubok.“My nie jesteśmy pańskimi wrogami.Na miłosierdzie boskie, niech pan nam odda te dokumenty".Przesyłka z Salonik.Nie opuszczała go ani na chwilę.Urna, która mogła śmiertelnie skłócić ludzi walczączych ze wspólnym wrogiem.Z tyłu dobiegł wybuch śmiechu, a za plecami usłyszał cichy szept.— Nie! Niech się pan nie odwraca.Proszę! — To był steward, którego ledwie słyszał przez wąską przerwę między fotelami.— Niech pan nie wstaje.To komandosi.Rozładowują się, nie zwracajcie uwagi.Udawajcie, że w ogóle nic się nie dzieje.— Komandosi? — spytał szeptem Lubok.— W Monachium? Oni stacjonują na północy, nad Bałtykiem.— Ci nie.Ci działają po tamtej stronie gór, w sektorach włoskich.Głównie wykonują egzekucje.Mają wiele.Słowa stewarda uderzyły w Victora jak cichy grom.Zaczerpnął głęboko powietrza; mięśnie brzucha stwardniały mu na kamień.egzekucje.Chwycił poręcze fotela i z całych sił wcisnął się w oparcie, a potem wygiąwszy się w kabłąk, wyciągnął szyję i odwrócił twarz do tyłu ponad metalową krawędzią zagłówka.W pierwszej chwili nie mógł uwierzyć własnym oczom.Dziewczyna leżała na podłodze w rozpiętym płaszczu; poza resztkami podartej bielizny była zupełnie naga, nogi miała szeroko rozkraczone, pośladki drgały jej rytmicznie.Jeden z oficerów Wehrmachtu ze spodniami i gaciami spuszczonymi do kolan wisiał nad nią na czworakach, dźgając ją prąciem.Drugi bez spodni, klęczał za głową dziewczyny, z wzwiedzionym członkiem sterczącym z rozporka kalesonów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]