[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dobrze, że nie było tu lustra.Nie chciałby zobaczyć swojej twarzy.W tym momenciemusiało na niej widnieć szaleństwo.Powinien wziąć się w karby. Już dobrze powtórzył uspokajająco. Przybyłem na ratunek.Pospiesznie, pragnąc jak najszybciej je uwolnić i uciszyć ich przerażenie, opadł obokłóżka na kolana, przeciął taśmę owiniętą wokół kostek i przegubów kobiety, zerwałi odrzucił, resztę zostawiając jej samej.Kiedy przeciął więzy na przegubach Susie, objęła się w odruchu samoobrony.Gdyuwolnił kostki jej nóg, kopnęła w jego kierunku i odpełzła po szarej, wymiętej pościeli.Nie próbował jej dosięgnąć, przeciwnie, cofnął się.Lisa oderwała taśmę od ust, wyrwała knebel, kaszląc i krztusząc się.Odezwała sięchrapliwym głosem, gorączkowym, ale i pełnym rezygnacji: Mój mąż, tam w samochodzie.mój mąż!Jim spojrzał na nią bez słowa, niezdolny do przekazania ponurej wieści w obecno-ści dziecka.Kobieta dojrzała w jego oczach prawdę i na krótką chwilę jej piękna twarz zamie-niła się w maskę rozpaczy i bólu.Ale ze względu na córkę zdusiła łkanie, tłumiąc cier-pienie. Och, mój Boże! Tyle jedynie wyrwało się jej z gardła, lecz te słowa zdradzałycały ciężar poniesionej straty. Uniesiesz Susie?Jej myśli były przy zmarłym mężu. Uniesiesz Susie? powtórzył. Skąd wiesz, jak się nazywa? Zamrugała, zaskoczona. Twój mąż mi powiedział. Ale. Wcześniej rzucił ostro, mając na myśli chwilę przed śmiercią.Nie chciał jejrobić fałszywej nadziei. Potrafisz ją stąd wynieść? Tak, tak myślę, chyba.Mógł sam to zrobić, ale uważał, że nie powinien jej dotykać.Uczucie to wynikałoz emocji i było wyłącznie irracjonalne, jednak czuł, że temu, co zrobili jej tamci dwajmężczyzni i co mogliby jej zrobić, gdyby im się udało winni byli wszyscy męż-czyzni i przynajmniej mała cząstka winy spoczywała również na nim.39W tej chwili jedynym mężczyzną na świecie, który mógłby dotknąć tego dziecka, byłjej ojciec.A nie było go wśród żywych.Jim podniósł się z kolan i cofnął od łóżka.Uderzył plecami w wąskie drzwi szafyściennej.Kiedy odsunął się w bok, otworzyły się na oścież.Na łóżku łkająca, zszokowana dziewczynka odsunęła się od matki, w pierwszej chwiliniezdolna przyjąć nawet dobroczynnego dotknięcia znanych, kochanych dłoni.Potemnagle pękły łańcuchy przerażenia i rzuciła się matce w ramiona.Lisa przemawiała doniej łagodnie i kojąco, głaskała ją po włosach, mocno tuliła.Od momentu kiedy zabójcy zatrzymali się, by obejrzeć przewrócone camaro, klima-tyzacja nie działała.W sypialni z sekundy na sekundę gorąco i smród przybierały nasile.W powietrzu unosił się zastały odór piwa, potu, czegoś, co mogło być wonią zaschłejkrwi, której ciemnokasztanowe smugi były widoczne na dywanie.Czuł i inne obrzy-dliwe zapachy, których wolał nie identyfikować. Chodzmy, wynośmy się stąd!Lisa nie robiła wrażenia silnej, ale bez trudu uniosła córkę.Z dziewczynką w ramio-nach ruszyła do drzwi. Nie pozwól, żeby patrzyła na lewo, kiedy wyjdziemy powiedział. Trup jed-nego z nich leży tuż przy drzwiach.Nie wygląda pięknie.Lisa kiwnęła głową, wyraznie wdzięczna za ostrzeżenie.Podążając za nią w kierunku drzwi, ujrzał zawartość wąskiej szafy, która otwarła się,kiedy uderzył o nią plecami: całe półki kręconych domowym sposobem filmów wideo.Na grzbietach biała taśma z pisanymi ręcznie tytułami.Imiona.Tytuły to były sameimiona.CINDY.TIFFANY.JOEY.CISSY.TOMMY.KEVIN.Dwie zatytułowane SALLY.Trzy zatytułowane WENDY.Więcej imion.W sumie może trzydzieści.Wiedział, na copatrzy, ale nie chciał w to uwierzyć.Wspomnienia bestialstwa.Momenty perwersji.Ofiary.Gorycz w nim narastała.Szedł za Lisa do drzwi w palące, pustynne słońce.2Lisa stała w słońcu koloru białego złota na poboczu szosy, za samochodem miesz-kalnym.Córka tuliła się do jej boku.Zwiatło wydobywało ich wzajemne podobieństwo:prześlizgiwało się iskrzącymi strumieniami przez płowe włosy, podkreślało kolor oczu w podobny sposób jak reflektor na wystawie jubilera dodaje urody szmaragdom eks-40ponowanym w aksamitnych puzdrach i użyczało niemalże mistycznego blasku ichskórze.Patrząc na nie, trudno było uwierzyć, że nie rozjaśnia również ich dusz, że ciem-ność niedawno wkroczyła w ich życie, wypełniając je równie szczelnie, jak noc wypeł-nia świat przed nadejściem świtu.Jimowi ogromnie ciążyła ich obecność.Za każdym razem, kiedy na nie spoglądał,stawał mu przed oczami nieżywy mężczyzna w kombi i ogarniały go współczucie i żalrównie mocne jak najsilniejszy fizyczny ból.Używając klucza z pęku zwisającego przy stacyjce samochodu mieszkalnego, odblo-kował żelazny hak trzymający motocykl.Był to harley-davidson FXRS-SP; pojemność1340 centymetrów sześciennych, cztery cylindry górnozaworowe w układzie widla-stym, z prowadnicami popychaczy zaworów, pięć biegów, napęd przenoszony nie łań-cuchem, ale przez pas zębaty.Jezdził bardziej wymyślnymi i dużo silniejszymi pojazda-mi.To był standardowy produkt, tak zwyczajny, jaki tylko Harley mógł wyprodukować.Ale zależało mu jedynie na tym, aby motor był szybki i łatwo się prowadził.Jeżeli tenSP był zadbany, to zaspokoi oba wymagania.Kiedy Jim odczepił harleya i przyglądał mu się, Lisa odezwała się z niepokojem: Nie pojedziemy na tym we troje. Nie odparł. Tylko ja. Proszę, nie zostawiaj nas samych. Nie odjadę, póki ktoś was nie zabierze.Nadjechał samochód.Trzy siedzące w nim osoby gapiły się na nich.Kierowca dodałgazu. Nikt nie stanie powiedziała żałośnie. Ktoś stanie.Zaczekam.Zamilkła na moment. Nie chcę wsiadać do samochodu, w którym będą obcy ludzie rzekła po chwili. Zobaczymy, kto się zatrzyma.Gwałtownie potrząsnęła głową. Będę wiedział, czy można im zaufać powiedział. Ja nie. Głos się jej załamał.Zawahała się, odzyskała nad sobą kontrolę. Nieufam nikomu. Są na świecie dobrzy ludzie.Tak naprawdę większość ludzi jest dobra.W każdymrazie, kiedy ktoś się zatrzyma, będę wiedział, czy jest w porządku. Skąd? Skąd, na Boga, możesz to wiedzieć? Mogę. Nie potrafił jej tego wyjaśnić.Tak jak nie potrafił wytłumaczyć, skąd wcześniej wiedział, że ona i jej córka potrze-bują jego pomocy na tym wyschniętym, bezludnym pustkowiu.41Wsiadł na siodełko i nacisnął starter.Silnik zaskoczył natychmiast.Podkręcił go tro-chę, a potem zgasił. Kim jesteś? spytała kobieta. Nie mogę ci powiedzieć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]