[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Harry Potter przeżył, a moc Czarnego Panazostała zdruzgotana.To był brzask nowego dnia, sir, a Harry Potter jaśniał jak la-tarnia nadziei dla tych z nas, którzy już myśleli, że epoka ciemności nigdy się niezakończy.A teraz w Hogwarcie ma dojść do straszliwych wydarzeń, być możejuż do nich dochodzi, i Zgredek nie może pozwolić, by Harry Potter tu pozostał.Nie, sir, nie teraz, kiedy historia ma zatoczyć koło, kiedy Komnata Tajemnic zo-stała ponownie otwarta.Zgredek zamarł, przerażony, a potem chwycił dzbanek z wodą stojący na sto-liku przy łóżku i uderzył się nim w głowę, znikając na chwilę, lecz po paru sekun-dach wczołgał się na łóżko, jęcząc: Zły Zgredek, bardzo niedobry Zgredek.116  A więc Komnata Tajemnic naprawdę istnieje?  wyszeptał Harry. I.mówiłeś, że już wcześniej była otwarta? Powiedz mi, Zgredku!Złapał kościsty przegub skrzata, gdy ten już sięgał po dzban. Przecież moi rodzice nie byli mugolami.Dlaczego ta Komnata może migrozić? Ach, sir, nie pytaj o nic więcej, nie pytaj biednego Zgredka  zawodziłskrzat, a jego wielkie oczy płonęły w ciemności. Ma tu dojść do strasznychwydarzeń, ale Harry ego Pottera nie może tu być, kiedy to się stanie.Wracaj dodomu, Harry Potterze.Wracaj.Harry Potter nie może być w to zamieszany, tozbyt niebezpieczne, sir. Kto to jest, Zgredku?  zapytał Harry, trzymając go mocno za przegub.Kto po raz pierwszy otworzył Komnatę? Kto ją teraz otworzył? Zgredek nie może, Zgredek nie może, Zgredkowi nie wolno!  zaskomlałskrzat. Wracaj do domu, Harry Potterze, wracaj do domu! Nigdzie się stąd nie ruszę!  krzyknął Harry. Moja najlepsza przyja-ciółka urodziła się w rodzinie mugoli, będzie pierwszym celem, jeśli KomnataTajemnic naprawdę zostanie otworzona. Harry Potter naraża własne życie dla swoich przyjaciół!  jęknął Zgre-dek ogarnięty czymś w rodzaju żałosnej ekstazy. Cóż za szlachetność! Cóż zaodwaga! Lecz Harry Potter musi ratować siebie, musi, nie wolno mu.Zgredek nagle zamilkł i zamarł, nastawiając swoje uszy nietoperza.Harry teżcoś usłyszał.Z korytarza dochodził odgłos czyichś kroków. Zgredek musi znikać!  krzyknął skrzat zduszonym głosem; rozległ siętrzask i dłoń Harry ego nagle zacisnęła się w powietrzu.Wcisnął się w poduszkę,ze wzrokiem utkwionym w ciemnym wejściu do skrzydła szpitalnego.Kroki byłycoraz bliższe.W mroku sypialni pojawiła się postać w długiej pelerynie i w szlafmycy nagłowie.Był to Dumbledore.Dzwigał coś, co przypominało głowę posągu.Tuż zanim weszła profesor McGonagall, podtrzymując nogi posągu.Razem złożyli gona sąsiednim łóżku. Sprowadz panią Pomfrey  szepnął Dumbledore i profesor McGonagallznikła w ciemności.Po chwili rozległy się przyciszone głosy i profesor McGonagall pojawiła sięponownie, tym razem z panią Pomfrey, która pospiesznie naciągała sweter na noc-ną koszulę.Harry usłyszał chrapliwy oddech. Co się stało?  zapytała szeptem pani Pomfrey, pochylając się nad posą-giem na łóżku. Kolejna napaść  odrzekł Dumbledore. Minerwa znalazła go na scho-dach. Obok leżała kiść winogron  dodała profesor McGonagall. Sądzimy,że chciał się tu wśliznąć, żeby odwiedzić Pottera.117 Coś przewróciło się Harry emu w żołądku.Powoli i ostrożnie uniósł się o paręcali, żeby spojrzeć na figurę na łóżku.Smuga księżycowego światła padała na jejtwarz.Był to Colin Creevey.Oczy miał szeroko otwarte, a ręce lekko uniesione; trzy-mał w nich aparat fotograficzny. Spetryfikowany?  wyszeptała pani Pomfrey. Tak  odpowiedziała profesor McGonagall. Ale aż mnie ciarki prze-chodzą, kiedy pomyślę.Gdyby Albus nie zszedł na dół po kubek gorącej cze-kolady, kto wie, co by się stało.Przez chwilę wszyscy troje przyglądali się Colinowi w milczeniu.PotemDumbledore pochylił się i wyłuskał aparat z jego zaciśniętych dłoni. Chyba nie myślisz, że udało mu się zrobić zdjęcie napastnikowi?  zapy-tała profesor McGonagall.Dumbledore nie odpowiedział.Otworzył tylne wieczko aparatu. O Boże!  syknęła pani Pomfrey.Z aparatu buchnął strumień dymu.Harry,leżący trzy łóżka dalej, poczuł woń spalonego plastiku. Stopiło się  zdumiała się pani Pomfrey. Wszystko się stopiło. Co to znaczy, Albusie?  zapytała z niepokojem profesor McGonagall. To znaczy  rzekł Dumbledore  że Komnata Tajemnic rzeczywiściezostała otwarta.Pani Pomfrey zatkała sobie usta dłonią.Profesor McGonagall wytrzeszczyłaoczy na Dumbledore a. Ale.Albusie.kto? To nie jest właściwe pytanie.Nie chodzi o to, kto  powiedział Dumble-dore, wpatrując się w Colina. Chodzi o to, jak.Sądząc po jej minie, profesor McGonagall zrozumiała z tego akurat tyle, ilezrozumiał Harry, czyli nic. Rozdział 11Klub pojedynkówHarry obudził się w niedzielny poranek i stwierdził, że dormitorium zalanejest zimowym słońcem, a jego ręka, choć wciąż jeszcze sztywna, odzyskała utra-cone kości.Usiadł szybko i spojrzał na łóżko Colina, ale było zasłonięte wyso-kim parawanem, za którym sam się wczoraj przebierał.Pani Pomfrey natychmiastspostrzegła, że się obudził i podeszła, niosąc tacę ze śniadaniem.Postawiła ją nastoliku i zaczęła mu zginać i prostować rękę i palce. Wszystko w porządku  oświadczyła, kiedy niezdarnie zabrał się lewąręką do owsianki. Kiedy skończysz jeść, możesz wracać do swojej wieży [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl