[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wywrócone świece zgasły, pogrążając pomieszczenie w mroku rozświetlonym jedynie peł­gającym płomykiem stojącego na kontuarze kaganka.Cymeryjczyk chwycił Semiramis za ramię.Jednym szarpnię­ciem postawił ją na nogi.Ciągnąc ją za sobą, przedarł się przez ciżbę, płazując na prawo i lewo swoim długim mieczem.W wydostawszy się na chłodne, nocne powietrze pobiegli ile sił w nogach, kilkakrotnie zmieniając kierunek ucieczki, aby zmylić ewentualny pościg.Wreszcie przystanęli.Trzeba było odsapnąć.- W tym przeklętym mieście zrobiło się dla mnie zbyt go­rąco - rzekł.- Muszę odejść.Żegnaj, Semiramis.- Nie chcesz spędzić ze mną ostatniej nocy?- Nie w tym rzecz.Muszę złapać Nestora.Gdyby ten głu­piec nie trzaskał ozorem, prawo nie wpadłoby na mój trop.Zostałem bez grosza przy duszy, a on ma tyle złota, że ledwie może unieść.Może namówię go, żeby się ze mną podzielił.Bo jeśli nie.Conan w zadumie dotknął rękojeści miecza.- Cóż - westchnęła Semiramis - dopóki żyję, zawsze masz w Shadizarze dach nad głową.Pocałuj mnie na pożegnanie.Conan przygarnął ją do piersi, po czym zniknął w mroku nocy jak cień.Przy Drodze Korynckiej, wiodącej z Shadizaru na zachód, o trzy strzelania z łuku od bram miasta stoi fontanna Minusa.Legenda głosi, że Minus był bogatym kupcem chorym na nieuleczalną chorobę.Bóg objawił mu się we śnie i obiecał, że wyzdrowieje, jeśli postawi fontannę przy zachodniej drodze do Shadizaru, tak by utrudzeni podróżni mogli obmyć się i ugasić pragnienie przed wejściem do miasta.Minus wybudował fon­tannę, lecz czy wyzdrowiał, legenda nie wspomina ani słowem.Pół godziny po rozstaniu z Semiramis, Conan dotarł do fon­tanny i znalazł siedzącego na jej obrzeżu Nestora.- Jak ci poszło z klejnotami? - spytał Gunder.Conan opowiedział mu, co się stało z jego łupem.- Teraz - rzekł - ponieważ przez twój długi język mu­szę opuścić Shadizar bez grosza przy duszy, chyba powinieneś podzielić się ze mną swoją częścią zdobyczy.Nestor uśmiechnął się krzywo.- Moją częścią? Bracie, oto połowa tego co mi zostało.- rzekł, wyjmując zza pasa dwie sztuki złota i rzucając jedną Conanowi.- Jestem ci to winien za wyciągnięcie mnie spod tej walącej się ściany.- Co z resztą?- Kiedy strażnicy otoczyli mnie w szynku, udało mi się wywrócić stół i obalić kilku.Zgarnąłem co lżejsze do płaszcza, zarzuciłem na plecy i wziąłem nogi za pas.Zwaliłem jednego strażnika, który próbował mnie zatrzymać, ale drugi uderzył mnie w tył głowy.Całe złoto i klejnoty wysypały się z roz­ciętego tobołka na podłogę i wszyscy - strażnicy, sadownik i goście - zaczęli je zbierać.Pokazał Cymeryjczykowi płaszcz.Tkanina była przecięta na długości blisko pól metra.- Pomyślałem, że gdy moją głowę zatkną na palu przy zachodniej bramie, żaden skarb mi nie pomoże, toteż uciekłem.Za miastem przeszukałem węzełek, ale znalazłem tylko dwie monety, zaplątane w fałdach płaszcza.Chętnie dam ci jedną.Conan stal przez chwilę ze zmarszczonymi brwiami.Nagle dziwny grymas wykrzywił mu wargi.Zabulgotał, odchylił gło­wę do tyłu i ryknął gromkim śmiechem.- Niezła z nas para poszukiwaczy skarbów! Na Kroma, ale zadrwili z nas bogowie! Co za kawał!Nestor uśmiechnął się kwaśno.- Cieszę się, że dostrzegasz zabawną stronę tej historii.Myślę jednak, że teraz w Shadizarze nie będzie dla nas zbyt bezpiecznie.- Dokąd zmierzasz? - spytał Cymeryjczyk.- Na wschód, zaciągnąć się do armii w Turanie.Mówią, że król Yildiz szuka najemników, którzy zrobiliby prawdziwe wojsko z tej jego hołoty.Czemu nie pójdziesz ze mną? Jesteś stworzony na żołnierza.Conan potrząsnął głową.- To nie dla mnie.Maszerować tam i z powrotem po pla­cu ćwiczeń i słuchać wrzasków jakiegoś tępaka: ,,Naprzód!".,,Prezentuj broń!".Spróbuję szczęścia na zachodzie.Słyszałem, że tam można się szybko wzbogacić.- Niechaj bogowie będą z tobą, barbarzyńco - rzekł Nes­tor.- Jeśli zmienisz zdanie, to pytaj o mnie w koszarach Aghrapuru.Żegnaj!- Zegnaj! - odparł Cymeryjczyk.Nie tracąc czasu, ruszył na zachód i niebawem zniknął z oczu.Bóg w pucharzeRobert E.HowardPrzygody, jakich zaznał Wieży Słonia i w ruinach Larshy napełniły Conana głęboką niechęcią do tajemnic Wschodu.Przez Koryntię udaje się do Nemedii, drugiego co do znaczenia po Akwilonii państwa hyboryjskiego.W stolicy Nemedii - Namalii znów zaczyna uprawiać swoją złodziejską profesjiStrażnik Arus drżącymi rękami ścisnął kusze i poczuł, że po plecach spływa mu strużka lepkiego potu, gdy ujrzał skurczone ciało rozciągnięte na gładkiej posadzce.Natknięcie się na trupa w pustym gmachu o północy nie należy do przyjemności.Strażnik stał w długim korytarzu, oświetlonym blaskiem wielkich świec ustawionych w regularnie rozmieszczonych ni­szach.Ściany między niszami były udrapowane czarnym aksamitem i obwieszone różną bronią i bojowymi tarczami o dziwnych kształtach.Tu i tam stały posągi bogów; figury z kamienia lub cennego drewna albo odlane z żelaza, brązu czy srebra słabo odbijały się w błyszczącej, czarnej posadzce.Arus zadrżał.Był tu strażnikiem już od paru miesięcy, że jeszcze się nie przyzwyczaił do tego ogromnego budynku za­bytku, instytucji i muzeum zarazem - który ludzie zwali Świątynią Kalliana Publico.Zgromadzono w nim rzadkie przed­mioty z całego świata, a teraz samotny wśród nocy Arus stał w wielkim, cichym holu, spoglądając na skurczone zwłoki tego, który był ich właścicielem.Nawet niezbyt rozgarnięty strażnik zauważył, że zabity wy­glądał teraz jakoś inaczej niż wtedy, gdy w swoim pozłacanym rydwanie przejeżdżał Palijską Drogą, dumnie i wzgardliwie spoglądając czarnymi oczyma, błyszczącymi magnetyczną silą witalną [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl