[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czyż nie miałem racji?- Odgadłeś trafnie - odparł kapłan.- Pozbycie się szambelana było dziecinnie łatwe - mogłem sam o to zadbać: ty jesteś personą zbyt znaczną, nawet dla mnie.Miałem tedy zamiar jutro z rana opowiedzieć królowi żarcik o tobie.- Żarcik, który kosztowałby mnie głowę - warknął Murilo.- A zatem król nic nie wie o moich zagranicznych przedsięwzięciach?- Jak dotychczas - westchnął Nabonidus.- Ale widząc nóż w rękach twego kompana zaczynam się obawiać, że żarcik ten nigdy nie będzie opowiedziany.- Powinieneś wiedzieć, jak nas wydostać z tej kreciej nory - rzekł Murilo.- Powiedzmy, że daruję ci życie - czy w zamian pomożesz nam uciec i przysięgniesz zachować milczenie o mej.hm.niedyskrecji?- Czy kapłan kiedykolwiek dotrzymuje przysięgi? - włączył się do rozmowy Conan.- Pozwól mi poderżnąć mu gardło, chcę sprawdzić, jakiego koloru jest jego krew.W Labiryncie powiadają, iż serce Czerwonego Kapłana jest czarne, tedy i krew jego także czarną być musi.- Zamilcz, prostaku! - szepnął Murilo.- Jeśli ów łotr nie zechce pokazać nam wyjścia z tych lochów, zginiemy tu obaj.I głośniej już dodał:- A więc, Nabonidusie, cóż na to powiesz?- Cóż może odpowiedzieć wilk z łapą w potrzasku - zaśmiał się kapłan.- Jestem w waszej mocy, lecz jeśli mamy stąd wyjść cało, musimy sobie wzajem pomagać.Przysięgam, iż jeśli przeżyjemy tę przygodę, zapomnę o twych ciemnych sprawkach - przysięgam na duszę Mitry!- To mi wystarczy - osądził Murilo.- Nawet Czerwony Kapłan nie złamałby tej przysięgi.A teraz uchodźmy czym prędzej! Mój stojący obok przyjaciel dostał się tu przez tunel, lecz spadła za nim krata odcinająca nam odwrót; czy możesz kratę tę podnieść?- Nie z tego lochu.Dźwignia podnosząca kratę jest w komorze ponad tunelem.A stąd wyjść można tylko jedną jeszcze drogą i tę drogę zaraz wam pokażę.Lecz pierwej zaspokój i mą ciekawość - odpowiedz, jakeś się tu dostał?Murilo w kilku słowach opisał swe przypadki, zaś kapłan, wysłuchawszy go, skinął głową na znak, że wszystko zrozumiał, po czym z ‘wolna uniósł się na nogi.Obolały jeszcze po długim spoczynku na kamiennej podłodze, powłócząc nogami ruszył korytarzem.Loch rozszerzał się, tworząc obszerną komorę; kapłan skierował się w stronę widniejącego na odległej ścianie srebrzystego kręgu.W miarę zbliżania się do owego miejsca natężenie światła rosło, choć wciąż pozostawało ono tylko rodzajem rozrzedzającej mrok metalicznej poświaty.Stanąwszy przy srebrzystym kręgu, ujrzeli wąskie schody wiodące ku górze.- Oto jest i wyjście.Wiem na pewno, że drzwi, tam u szczytu, nie są zamknięte.Mam jednak wrażenie, iż ten, kto zechce przejść przez owe drzwi, lepiej by zrobił podrzynając sobie własnoręcznie gardło; spójrzcie - tu gestem wskazał srebrzyste koło.To, co z dala wyglądało na srebrną płytę, było w istocie wielkim zwierciadłem osadzonym w ścianie.Zawiły układ miedzianych rur wybiegał z muru ponad nim, zakręcając ku powierzchni lustra pod prostymi kątami; przyłożywszy oko do wylotu jednej z owych rur Murilo ujrzał oszałamiający ciąg wielu mniejszych luster.Z kolei młody szlachcic skupił uwagę na wielkim zwierciadle i nagle aż drgnął ze zdumienia; zaglądający mu przez ramię Conan tylko stęknął głucho, nie wierząc własnym oczom.Mieli wrażenie, iż zaglądają przez szerokie okno do wnętrza rzęsiście oświetlonej komnaty; widzieli wielkie lustra na ścianach obitych aksamitem, kryte kosztownym jedwabiem łoża, fotele z hebanu zdobione kością słoniową; widzieli także liczne, zasłonięte kotarami drzwi - zapewne wejścia do innych komnat.Wiodąc dalej wzrokiem ujrzeli wielkie, czarne monstrum, kontrastujące groteskowo z przepychem komnaty.Murilo poczuł, że serce podchodzi mu do gardła; spojrzawszy w twarz potwora odniósł wrażenie, iż bestia patrzy mu prosto w oczy.Odruchowo odskoczył od lustra dostrzegając równocześnie, jak Conan zbliżył twarz do srebrzystej tafli, tak że niemal tykał jej wargami miotając obelgi i przekleństwa w swym barbarzyńskim języku.- W imię Mitry, Nabonidusie! - Murilo ledwie dyszał z przerażenia.- Cóż to za ohyda?- To Thak - spokojnie odparł kapłan, ostrożnie masując swą obolałą skroń.- Ktoś mógłby nazwać go małpą, lecz różni się on od małpy co najmniej tyle samo, co od człowieka.Jego lud żyje daleko na wschodzie, w górach obrzeżających wschodnie granice królestwa Zamory; plemię owo nieliczne jest, lecz wierzę, iż jeśli nie zostaną wybici, za jakie sto tysięcy lat staną się ludźmi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl