[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Piechurowie sypali szańce od rana dowieczora, ustawicznie oglądając się za siebie, czy pożądana konnicanie nadciąga.Tymczasem nadjechał pierwszy z dygnitarzy, pan AndrzejGrudziński, wojewoda kaliski, i stanął w domu burmistrza z licznympocztem sług przybranych w białe i błękitne barwy.Spodziewał się,że wnet otoczy go szlachta kaliska, gdy jednak nikt się nie zjawiał,posłał po rotmistrza, pana Stanisława Skrzetuskiego, zajętego sypa-niem szańczyków nad rzeką.- A gdzie to moi ludzie? - pytał po pierwszych powitaniach rot-mistrza, którego znał od dziecka.- Jacy ludzie? - rzekł pan Skrzetuski.- A pospolite ruszenie kaliskie?Półpogardliwy, półbolesny uśmiech pojawił się na czarniawejtwarzy żołnierza.- Jaśnie wielmożny wojewodo! - rzekł - przecie to czas strzyżyowiec, a za zle umytą wełnę nie chcą w Gdańsku płacić.Każdyteraz jegomość nad stawem przy myciu albo nad wagą stoi, słuszniemniemając, że Szwedzi nie uciekną.- Jakże to? - odparł zafrasowany wojewoda - nie masz jeszczenikogo?147Henryk Sienkiewicz- %7ływego ducha prócz piechoty łanowej.A potem żniwa bliskie.Dobry gospodarz z domu nie wyjeżdża w takim czasie!- Co mi waćpan prawisz?- A Szwedzi nie uciekną, jeno jeszcze bliżej przyjdą - powtórzyłrotmistrz.Dziobata twarz wojewody poczerwieniała nagle.- Co mi Szwedzi!.Ale to dla mnie wstyd wobec innych panówbędzie, gdy sam się tu jako palec ostanę.Skrzetuski znów się uśmiechnął.- Wasza miłość pozwoli sobie powiedzieć - rzekł - że Szwedzitu rzecz główna, a wstyd potem.Zresztą nie będzie go, bo nie tylkokaliskiej, ale i żadnej innej szlachty jeszcze nie ma.- Powariowali! - rzekł pan Grudziński.- Nie, jeno tego pewni, że jeśli oni nie zechcą do Szwedów,to Szwedzi nie omieszkają do nich.- Czekaj waść! - rzekł wojewoda.I klasnąwszy na pachołka kazał sobie podać inkaustu, pióri papieru - następnie usiadł i począł pisać.Po upływie pół godziny zasypał kartę, uderzył po niej ręką i rzekł:- Posyłam jeszcze wezwanie, by się najpózniej pro die 27 pra-esentis stawili, i tak myślę, że przynajmniej w tym ostatnim termi-nie zechcą non deesse patriae.A teraz powiedz mi waćpan: macielijakie wieści o nieprzyjacielu?- Mamy.Wittenberg wojska swoje pod Damą na łęgachmusztruje.- Siła ich?- Jedni mówią, że siedmnaście tysięcy, drudzy, że więcej.- Hm! to nas i tyle nie będzie.Jak waść sądzisz, zdołamy sięoprzeć?- Jeśli się szlachta nie stawi, to i nie ma o czym mówić.- Stawi się, co się nie ma stawić! Wiadoma to rzecz, że pospoliteruszenie zawsze marudzi.Ale ze szlachtą damy sobie radę?148Potop t.1- Nie damy - rzekł chłodno Skrzetuski.- Jaśnie wielmożny woje-wodo, toż my wcale żołnierzy nie mamy.- Jak to: nie mamy żołnierzy?- Wasza miłość wie tak dobrze jak ja, że co jest wojska, to wszyst-ko na Ukrainie.Nie przysłano nam tu ani dwóch chorągwi, choćBóg jeden wie teraz, która burza grozniejsza.- Ale piechota, ale pospolite ruszenie?- Na dwudziestu chłopów ledwie jeden wojnę widział, a na dzie-sięciu jeden wie, jak rusznicę trzymać.Po pierwszej wojnie będąz nich dobrzy żołnierze, ale nie teraz.A co do pospolitego ruszenia,spytaj wasza miłość każdego, kto się choć trochę na wojnie zna, czypospolite ruszenie może dotrzymać regularnym wojskom, jeszczetakim jak szwedzkie, weteranom z całej luterskiej wojny i do zwy-cięstw przywykłym.- Także to waść wysoko Szwedów nad swoich wynosisz?- Nie wynoszę ja ich nad swoich, bo gdyby tu było z piętnaścietysięcy takich ludzi, jacy pod Zbarażem byli, kwarcianych i jazdy,tedybym się ich nie bał, ale z naszymi, daj Boże, abyśmy coś znacz-niejszego wskórać mogli.Wojewoda położył ręce na kolanach i spojrzał bystro wprostw oczy Skrzetuskiemu, jakby chciał w nich jakąś ukrytą myślwyczytać.- Tedy po co my tu przyszli? Czy waćpan nie myślisz, że lepiej siępoddać? Zapłonął na to pan Stanisław i odrzekł:- Jeśli mi taka myśl w głowie powstała, każże mnie waszamiłość na pal wbić.Na pytanie, czy wierzę w wiktorię, odpowia-dam jako żołnierz: nie wierzę! - ale po cośmy tu przyszli, to innamateria, na którą jako obywatel odpowiadam: po to, abyśmynieprzyjacielowi wstręt pierwszy dali, abyśmy zatrzymawszy gona sobie, pozwolili reszcie kraju opatrzyć się i wystąpić, abyśmyciałami naszymi wstrzymali najazd póty, póki jeden na drugimnie padniem!149Henryk Sienkiewicz- Chwalebna to intencja waszmości - odpowiedział chłodnowojewoda - ale łatwiej wam, żołnierzom, o śmierci mówić niż nam,na których cała odpowiedzialność za tyle krwi szlacheckiej darmoprzelanej spadnie.- Po to i ma szlachta krew, aby ją przelewała.- Tak to, tak! Wszyscy gotowiśmy polec, bo zresztą to najła-twiejsza rzecz.Wszelako obowiązek każe nam, których Opatrznośćnaczelnikami uczyniła, nie samej tylko chwały szukać, ale i zapożytkiem się oglądać.Wojna już tak jak zaczęta, to prawda, aleprzecie Carolus Gustavus pana naszego krewny i musi mieć na towzgląd
[ Pobierz całość w formacie PDF ]