[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Goodgulf założył stary strój płetwonurka z najgrubszego lateksu.W małym, owalnym wizjerze jego hełmu było widać tylko jego równo przystrzyżoną brodę.W ręku dzierżył starożytną i niezawodną broń, zwaną przez elfy półautomatycznym Browningiem.Pepsi dostrzegł jakiś cień nad głową i wrzasnął.Rozległo się głośne fffssss! i wszyscy trzej ledwie zdążyli się pochylić.Złośli­wie uśmiechnięty Niezguł wyprowadził swego czarnego pelikana z lotu nurkowego.Nagle na niebie zaroiło się od czarnych ptaków pilotowanych przez Czarnych Jeźdźców w goglach.Skrzydlaci napastnicy śmigali z łopotem tu i tam, robiąc zdjęcia lotnicze, zrzucając na szpitale, sierocińce i kościoły swoje ładunki guana.Krążąc nad oblężonym miastem, pelikany otwierały zębate dzio­by, wypluwając propagandowe ulotki na niepiśmiennych miesz­kańców.Jednak Twodorian nękano nie tylko z powietrza.Oddziały lądowe już szturmowały główną bramę i strącały z murów obroń­ców płonącymi kulami macy oraz dziełami zebranymi Le Nina.W powietrzu zrobiło się gęsto od świszczących zatrutych bumerango w i starych jaj.Kilka tych ostatnich trafiło w hełm Goodgulfa, powodując ciężką migrenę.W pewnej chwili pierwsze szeregi nacierających rozstąpiły się i chochliki wydały okrzyk zdumienia.Do bramy przygalopowało monstrualne pekari.Jechał na nim Pan Niezguli.Był cały odziany na czarno; skórzaną kurtkę miał obwieszoną ciężkimi łańcuchami' do opon.Ogromna postać zsiadła z wierzchowca, mocno wbijając obcasy oficerek w twardą ziemię.Moxie dostrzegł groteskową, pryszczatą twarz; krzywe zębiska i tłuste bokobrody zabłysły, matowo w pełnym słońcu.Wódz szyderczo wykrzywił się do obrońców na murach, a potem wepchnął w nozdrze czarny, tan­detny gwizdek i dmuchnął, wydając przeciągłe, rozdzierające uszy blaa!Natychmiast oddział gremlinów, na pół oszalałych od syropu przeciwkaszlowego, podtoczyło ogromną smoczycę na czarnych łyżworolkach.Jeździec poklepał ją po rogatym pysku i wspiął się na jej łuskowaty grzbiet, kierując uwagę jednookiej bestii na drewniane wrota.Ogromny gad kiwnął łbem i potoczył się ku drewnianej bramie.Twodorianie ze zgrozą zobaczyli, jak Niezguł włącza miotacz płomieni; uderzył ostrogami boki potwora, który szeroko otworzył paszczę i czknął donośnie strumieniem płoną­cego metanu.Wrota stanęły w ogniu i rozsypały się w popiół.Norki natychmiast przeskoczyły dogasające płomienie i wpadły do miasta.- Wszystko skończone! - zaszlochał Moxie.Szykował się do skoku przez mur.- Nie rozpaczaj - rozkazał Goodgulf przez owalne okien­ko.- Przynieś mi moją białą szatę, i to szybko!- Ach! - krzyknął Pepsi.- Biała szata do białej magii!- Nie - rzekł Goodgulf, przywiązując tunikę do kija bilar­dowego.- Biała szata na białą flagę.Gdy czarodziej zaczął rozpaczliwie wymachiwać zaimpro­wizowaną chorągwią, z zachodu nadleciał odgłos setek rogów, któremu odpowiedziało równie wiele na wschodzie.Silny podmuch uderzył w czarną chmurę i rozgonił ją, a rozchodzący się opar ukazał wielką tarczę z widocznymi na niej słowami: UWA­GA! PALENIE TYTONIU MOŻE BYĆ PRZYCZYNĄ WIELU GROŹNYCH CHORÓB; skały rozstąpiły się, a niebo, choć bez­chmurne, zadudniło, jakby tysiąc akustyków waliło w tysiąc me­talowych blach.Ktoś wypuścił gołębie.Uradowani Twodorianie ujrzeli wielkie armie nadciągające ze wszystkich stron świata, z orkiestrami dętymi, sztucznymi ognia­mi oraz falami rozwianych proporców.Na północy Gimlet wiódł bandę tysiąca krasnoludów; na południu znajoma, przysadzista postać Eorache jechała na czele trzech tysięcy berserkerów na merynosach; ze wschodu ciągnęły dwie wielkie armie, jedna zahartowanych w bojach Zielonych Peruczek Farahslaxa, a druga Legolama, złożona z czterech tysięcy bojowo nastawionych dekoratorek wnętrz.I wreszcie, z zachodu, nadjeżdżał odziany na szaro Arrowroot, wiodąc swoich czterech weteranów i drużynę cherlawych skautów.Zanim ktoś zdążyłby zliczyć do trzech, armie runęły na oblę­żone miasto i przerażonych wrogów.Rozgorzała zacięta bitwa; wrogów sieczono mieczami i tłuczono pałkami.Przerażone trolle umknęły spod kopyt rumaków Roi - Tannerów tylko po to, aby paść pokotem pod ciosami krasnoludzich kilofów i szpadli.Trupy norek i upiorów gęsto zasłały ziemię, Pan Niezguli zaś został otoczony przez rozzłoszczone elfy, które wydrapały mu oczy i tarmosiły za włosy, aż z rozpaczy rzucił się na własny miecz.Czarne pelikany i ich niezgulich pilotów strącono za pomocą przeciwlotniczych rakiet do tenisa, a smoczyca została przyparta do muru przez skautów, którzy zasypali ją strzałami z gumowymi przyssawkami, aż całkiem załamała się nerwowo i z głośnym łomotem padła na ziemię.Tymczasem rozochoceni Twodorianie zbiegli z murów i ude­rzyli na bestie, które wtargnęły do miasta.Moxie i Pepsi sięgnęli po swoje ostrza do szatkownicy i zaczęli wymachiwać nimi z nie­zwykłą wprawą.Niebawem żaden poległy nieprzyjaciel nie miał swojego nosa.Goodgulf zajął się podstępnym duszeniem norek za pomocą gumowego węża powietrznego, a Arrowroot zapewn robił coś niezwykle odważnego.Jednak kiedy później wypytywano go o bitwę, dawał dość niejasne odpowiedzi.W końcu zabito ostatnich nieprzyjaciół, a nieliczni, którzy zdołali wyrwać się ze śmiercionośnego okrążenia, zostali szybko dogonieni przez Roi - Tannerów i zatłuczeni zmiotkami do kurzu.Trupy norek ułożono w wielkie stosy.Goodgulf z satysfakcją kazał je zapakować i odesłać do Fordoru.Za zaliczeniem poczto­wym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl