[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale w takim razie gdzie są jego mieszkańcy?Niektóre klawisze Jason naciskał już chyba po raz trzeci, dlatego drgnął, gdy nagle na ekranie pojawiła się przyjemna twarz młodego człowieka.Jego rozmówca miło się uśmiechnął i uprzejmie poprosił:- Pański indywidualny kod, proszę.- Nie mam indywidualnego kodu - przyznał Jason skonsternowany.- To niemożliwe - beznamiętnie skomentował młody człowiek i zadał inne pytanie: - Jak pan tu trafił?- Przez szyb pneumatyczny - powiedział Jason.Nie ma sensu oszukiwać przeciwnika, gdy się nie widzi jego kart i nie zna reguł gry.- Jak się pan nazywa? - zainteresował się młody człowiek.Kretyński uśmiech nie znikał z jego twarzy.Natrętna uprzejmość zupełnie nie pasowała do obojętnego, wręcz zimnego głosu.Do służb ochrony często trafiają takie typki, a ten był wyraźnie z ochrony.- Nazywam się Jason dinAlt - poinformował go Jason z godnością.- Dobrze - skinął głową ochroniarz, wyraźnie zadowolony z odpowiedzi.- Proszę nigdzie nie odchodzić, zaraz do pana przyjdęTrudno było odrzucić taką uprzejmą propozycję, więc Jason zaczął czekać, zerkając z zainteresowaniem na zegarek.Na wszelki wypadek należało zapamiętać, ile czasu straci ten typek na dotarcie do niego.Typek przyjechał standardowym karem po sześciu minutach, z tego samego kierunku co Jason.Nic ciekawego.- Dzień dobry - powiedział, zeskakując na podłogę.Dopiero gdy Jason zobaczył całą postać ochroniarza, i to bezpośrednio, nie na ekranie, spadła mu zasłona z oczu.Przecież to nie człowiek! To android.Od dawna już ich nie produkowano.Co najmniej tysiąc lat temu zażarte spory dotyczące skutków korzystania z człekokształtnych robotów zakończyły się zwycięstwem stronnictwa żądającego zakazu ich produkcji i stosowania.Decydującym argumentem stał się poważny wzrost przestępczości na tych planetach, gdzie androidy były w powszechnym użyciu i zewnętrznie niczym się nie różniły od ludzi.Ten egzemplarz był dosyć prymitywny.Zdradzała go nawet intonacja, a sposób chodzenia, gesty, zachowanie składały się po prostu na karykaturę człowieka.I taka karykatura przybyła do Jasona z radosną nowiną.- Proszę za mną - odezwał się android.- Zaprowadzę pana do gospodarza.- No, w końcu! - sapnął Jason.I nagle, jak prawdziwy Pyrrusanin, zatęsknił za pistoletem.Niby dlaczego? Przecież android był bezbronny i nic w otoczeniu nie zapowiadało niebezpieczeństwa.- Jak się nazywa nasz gospodarz? - zapytał Jason.- Doktor Solvitz - odpowiedział android.- Kim jest doktor Solvitz? Z jakiej planety pochodzi? - Jason starał się dowiedzieć możliwie dużo, póki jechali długim tunelem.- Nie rozumiem pytania - powiedział android.- Doktor Solvitz jest z tej planety.- A jak się nazywa ta planeta?- Planeta doktora Solvitza albo po prostu Solvitz.Koło się zamknęło - niewiele da się wyciągnąć z tego golema.Ale Jason nie ustawał:- A w jakim systemie gwiezdnym znajduje się planeta Solvitz?- Nie jestem upoważniony do odpowiedzi na to pytanie.Jason zaczął się zastanawiać, o co jeszcze powinien zapytać, nie ryzykując podobnie treściwej odpowiedzi, ale w tym momencie otworzyły się przed nimi wrota.Oba kary znalazły się w wąskim korytarzu, gdzie musieli jechać gęsiego.Android z niewiadomego powodu przyspieszył i po kilku minutach kręcenia się po korytarzach i podjazdach zatrzymali się przed wysokimi drzwiami z naturalnego drewna.Dalej, widocznie, należało iść na piechotę albo w ogóle - znajdowali się przed gabinetem doktora Solvitza.Jason prawie miał rację.Za drzwiami, które android otworzył ręką, znajdował się wspaniały sekretariat, nieco archaicznie umeblowany.- Proszę siadać - zaproponował android wskazując szereg miękkich foteli pod ścianą.Potem dodał pokazując drzwi w głębi:- Tam jest gabinet doktora Solvitza.Ale gospodarz jest w tej chwili zajęty.Musi pan chwilę poczekać.Sam natomiast usiadł przy biurku sekretarza i włączywszy przedpotopowy pecet, zaczął stukać w klawiaturę.Jego palce poruszały się z nieosiągalną dla człowieka prędkością Widowisko szybko się Jasonowi znudziło.Wstał i zaczął się przechadzać wzdłuż ścian, oglądając obrazy.Doktor Solvitz miał niezłą kolekcję.Obok współczesnych arcydzieł sztuki holograficznej wisiały tu wspaniale rozbuchane płótna reprezentantów kosmicznego romantyzmu i nawet kilka rzeczy starożytnych ziemskich mistrzów.W końcu zwiedzanie też znużyło Jasona.Na palcach podpadł się od tyłu do androida i zerknął na ekran.Robot wyłączył efekty akustyczne, zapewne po to, żeby nie przeszkadzać petentowi, i z zapałem grał w dziecinną "strzelarkę".Te gry były popularne na wszystkich skomputeryzowanych planetach, ale Jason nie wiedział, że prócz ludzi ich entuzjastami były również androidy- Proszę mi wybaczyć, doktor Solvitz jest tam? - zapytał.- Tak, ale jest teraz zajęty - obojętnym tonem poinformował robot - sekretarz, ani na ułamek sekundy nie zwalniając tempa rozstrzeliwania niehumanoidalnych monstrów na jakimś nieosiągalnym dla człowieka pułapie złożoności.- Proszę czekać.Jason czekał jeszcze pół godziny.Potem wstał i zdecydowanym krokiem Tuszył w kierunku drzwi.- Proszę tego nie robić - rzucił android, nie odwracając głowy.- Nie wolno otwierać drzwi bez pozwolenia doktora Solvitza.- Tak? A ile jeszcze będę czekał na jego przyzwolenie? - warknął Jason w miarę spokojnie, ale w środku zaczynał się już powoli gotować.- Nie jestem upoważniony do odpowiadania na to pytanie.- A ja nie jestem upoważniony do siedzenia i czekania palnął Jason kpiącym tonem, chociaż zdawał sobie sprawę, że robot nie pojmie ironiiAndroid docenił co innego.Jason nawet nie zdążył pociągnąć za klamkę.Zaledwie jej dotknął, gdy sprawny sekretarz przeciął pomieszczenie jednym błyskawicznym skokiem.Wzrok nie nadążał za tak szybkim ruchem: wydawało się, że android rozpłynął się przy biurku i zmaterializował z niebytu przy drzwiach.Nie było sensu walczyć z robotem.Istniał sposób na uszkodzenie androida, tylko Jason zapomniał jaki, a nie stać go było w tej chwili na błąd.O, chyba sobie przypomniał.Przyjaciele ze studiów pokazali mu ten trik dawno temu, gdy opuścił rodzinną planetę Porgorstorsaand i wstąpił do szkoły lotniczej na Scoglio.Przestarzałe modele androidów, chcąc ominąć prawo i zaoszczędzić sobie wydatków, wykorzystywano tam przede wszystkim do sprzątania, bo do ochrony wojskowej uczelni nie za bardzo się nadawały.Żeby unieszkodliwić robota, należało popatrzeć na niego uważnie i powiedzieć: "Masz coś nie w porządku z prawym okiem".Android odruchowo unosił rękę i dotykał oka wskazującym palcem, w którym krył się analizator
[ Pobierz całość w formacie PDF ]