[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wprzypadku sukcesu twierdzą, że stali za nim od samego początku.Doporażki się nie przyznają.- Proust oparł się wygodnie w swoim krześle iskrzyżował dłonie na brzuchu.- Ja należę do pierwszej kategorii.Jeślisię pomylę, biorę ciężar na siebie i staram się naprawić swój błąd.Wszyscy troje - Simon, Charlie i Kombothekra - gapili się na niego zbezgranicznym zdumieniem.484- W tym konkretnym wypadku stwierdzam nie bez satysfakcji, żenie mogłem zachować się lepiej, więc nie mam czego naprawiać - cią-gnął Mrozny.- Cokolwiek mówili mi o tobie nasi koledzy z Londynu, jatwardo stałem na stanowisku, że można ci ufać i że zostanie to dowie-dzione.Choć inni wątpili, ja cały czas wiedziałem, że wrócisz tu, gdzietwoje miejsce.Jak by to wyglądało, gdybyś się dowiedział, że przydzie-liłem sprawę pani Beddoes i jej różnorakich wykroczeń Sellersowi iGibbsowi? Do niczego takiego się nie posunąłem.Oparłem się licznymsugestiom ze strony kolegów, którzy pozostaną anonimowi - tutaj Proustrzucił gniewne spojrzenie na Kombothekrę - by ukraść ci twoje śledz-two.Wszyscy wiecie, że mam i ja swoje wady, ale nielojalność nie jestjedną z nich.Wyciągnął atlas w stronę Simona.- Szczęśliwej podróży, Waterhouse.Niech ci wiatry sprzyjają.29.Wtorek, 1 kwietnia 2008- Myślisz, że dobrze mu idzie? - pytam Saula chyba po raz dwudziesty.Siedzimy w samochodzie Sama Kombothekry na parkingu przed więzie-niem Long Leighton, czekając na powrót Aidana, Charlie i Sama.- Myślę, że lepiej niż dobrze - mówi Saul dwudziesty raz.- A ty?Dasz sobie radę z tym, co przed tobą?- Jeśli Aidanowi się uda, to mnie też.- Wczoraj oddałam całą ko-lekcję poradników psychologicznych księgarni, w której je kupiłam.Dziś rano zdjęłam ze ściany zdjęcia Charlie Zailer.Wszystko to było sztuczne.Prawdziwy jest postęp, jakiego dokonali-śmy z Aidanem od tamtej nocy w Garstead Cottage.Prawdziwy i niema-ły.Saul klepie mnie po dłoni.- Powiem ci coś, co miałem zachować dla siebie.Obiecałem to Ai-danowi - mówi.- Co? - Moje serce znów przeszywa strach.- Ustaliliśmy, że nie bę-dziemy mieli przed sobą już żadnych tajemnic.Kiedy ci.- Aidan zamierza poprosić cię, żebyś za niego wyszła.Dzisiaj, póz-niej.Bez względu na to, co się tutaj wydarzy.Ma w kieszeni pierścionekzaręczynowy.Co odpowiesz?Obezwładnia mnie uczucie ulgi.- Zgodzę się.Oczywiście.- Dobrze.Wiedziałem, że tak powiesz.- Więc czemu psujesz mi niespodziankę?- Wystarczy już niespodzianek - mówi Saul.- Przy odrobinie szczę-ścia w najbliższym czasie już nic was nie zaskoczy.486Otwieram drzwi, widząc Charlie Zailer idącą w naszą stronę.Coś jestnie tak.Na jej twarzy rysuje się determinacja, a jej krok jest zbyt szybki.- Chodzcie ze mną - mówi.- Nie chcę go widzieć - odpowiadam w panice.- Aidan nie chce,żebym.- Nie zobaczysz Lena Smitha.Nawet się do niego nie zbliżysz.- Czy z Aidanem wszystko w porządku?- Zwietnie mu idzie.Wspaniale.- Więc ca.?- Lepiej, żebyś to zobaczyła.Zakładam, że żadne z was nie ma przysobie paszportu ani prawa jazdy.- Nie.Saul kręci głową.- W takim razie zostawcie wszystko w samochodzie: portfele, to-rebki, wszystko.- Ale.- Posłuchajcie mnie.Dopóki tu nie wrócimy, nazywacie się TomSouthwell i Jessica Whiteley.Oboje przyszliście na rozmowę o pracę -nauczyciel angielskiego, wydział edukacyjny.Daliście paszporty dzisiajrano, oni je mają.Teraz wyskoczyliście tylko na lunch.OK?Już mam powiedzieć, że nie mogę tego zrobić, gdy słyszę Saula:- OK.- Patrzę na niego wymownie za plecami Charlie, ale on mnienie zauważa.Jest zbyt zajęty mamrotaniem Tom Southwell pod no-sem.Gdy stoimy już przy oszklonej stróżówce wbudowanej w wysokieogrodzenie z siatki drucianej, Charlie mówi pewnie swoje imię i nazwi-sko, w takim samym stopniu do nas, jak do niedoinformowanego straż-nika.- Ma pan już mój dowód.O, tam jestem.- Pokazuje swoje nazwiskona liście.- Aha, to nie pan tu był, tylko kolega? Przepraszam.- Nie ma problemu.487- My tak samo - mówi Saul ostrożnym tonem.- Tom Southwell iJessica Whiteley.- Zapraszam - mówi strażnik.Musi nam otworzyć trzy furtki.W końcu Charlie zapewnia go, że wiemy, jak iść, i zostajemy sami.- A dokąd idziemy? - pytam.- Cierpliwości, Ruth - uspokaja mnie Saul.Znów rzucam mu krzy-we spojrzenie.To on podobno nie lubi niespodzianek.Cały Saul.- Do wydziału edukacji - mówi Charlie.- Ja nie chcę uczyć angielskiego w więzieniu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]