[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miałem w planie interesujący, nawet jeśli potencjalnie śmiertelnie groźny, eksperyment.- Hagop.Ty i Otto przeprowadzicie wszystkie balisty na wschodnią burtę.Weźcie jakieś czterdzieści procent napięcia, żeby mogły ciskać bomby, nie powodując ich pękania w powietrzu.- Z pomocą Żabiego Pyska powiedziałem Mogabie, żeby zgromadził swych łuczników na dachu nadbudówki.- Kiedy Jednooki pokaże wam cel, chcę, byście strzelali pod stosunkowo łagodnym kątem; płaska trajektoria, ogień zmasowany.I chcę, żeby bomby zapalające leciały, jakbyśmy mieli zamiar spalić całe bagno.Pirat wydał okrzyk rozpaczy, kiedy puścił uchwyt i spadł z osłony.Wzburzona woda powiedziała mi, że igłoząb nie był głupi i czatował w pobliżu.- Bierzmy się do roboty.Goblin czekał, dopóki reszta się nie oddaliła.- Wiem chyba, co próbujesz zrobić, Konował.Mam nadzieję, że nie będziesz tego żałował.- Masz nadzieję? Nie uda mi się - i wszyscy jesteśmy martwi.Wydałem rozkaz.Celownik Jednookiego pomknął nad powierzchnią wody.W chwili gdy rozkwitł, wszystko się zaczęło.Przez jakąś minutę myślałem, że mamy go.Nagle, na dachu nadbudówki, zmaterializowała się Pani.Zdjąłem moją krokodylą głowę.- Niezła zabawa, co? Okazuje się, że cyprysy i torf mogą płonąć, jeśli zostaną odpowiednio potraktowane.- Jak sądzisz, co ty właściwie robisz?- Raczyłaś wreszcie zjawić się w pracy, żołnierzu?Jej lewy policzek zadrgał.Moje posunięcie taktyczne w najmniejszej mierze nie było skierowane przeciwko czarownikowi piratów.Strzała, płonąc, przeleciała między nami, nie dalej niż sześć cali od twarzy każdego z nas.Pani podskoczyła.Wtedy piraci przywierający do osłon spróbowali przejść na nadbudówkę.Kilku z nich, których nie strąciły strzały łuczników, zwyczajnie nadziało się na kolce włóczni, wystawionych przeciwko nim.- Sądzę, że wszystko ustaliłem tak, iż mogą nas dopaść tylko w jeden sposób.- Pozwoliłem jej pomyśleć przez chwilę.- Mają czarownika wagi ciężkiej.Jak dotąd, czai się gdzieś.Mówię mu po prostu w ten sposób, że wiem, iż tam czeka, i mam zamiar go dopaść.- Nie wiesz, co robisz, Konował.- Błąd.Dokładnie wiem, co robię.Wypluła z siebie pogardliwe słowa niedowierzania i odeszła.- Żabi Pysk! - zawołałem.Pojawił się.- Lepiej załóż z powrotem ten krokodyli kapelusz, szefie.W przeciwnym razie zaklęcie nie będzie chroniło przed strzałami.Kiedy mówił, jedna właśnie zaświstała mi koło ucha.Pochwyciłem głowę.- Zrobiłeś, co ci kazałem z jej rzeczami?- O wszystko zadbałem, szefie.Przetoczyłem wszystko w zupełnie inne miejsce.Za minutę usłyszysz, jak zaczną wyć.Ognie pomiędzy cyprysami zgasły, niczym zdmuchnięte świece.Kilka różowych świetlików Jednookiego przepłynęło przez nie i po prostu zniknęło.Noc zaczynało wypełniać groźne i przerażające poczucie czyjejś obecności.Jedyne światła, jakie pozostały, migotały wokół mnie i krokodylej głowy umocowanej na dziobie.Przybiegła Pani.- Konował! Coś ty zrobił?- Powiedziałem ci, że wiem, co robię.- Ale.- Wszystko zniknęło, wszystkie twoje małe zabaweczki, zabrane z Wieży? Nazwij to intuicją, kochanie.Wnioskiem wyprowadzonym z niepełnych i rozproszonych przesłanek.Chociaż sądzę, że pomogła mi znajomość ludzi, z którymi grałem w tę grę.Ciemność stała się głębsza.Gwiazdy zniknęły.Ale noc rozjaśniła się poświatą, niczym wypolerowany kawałek węgla.Można było zobaczyć migotanie, chociaż nie było żadnego światła - nawet z galionu.- Zamierzasz doprowadzić do tego, by nas wszystkich zabito?- Ta możliwość istniała od czasu, jak wybrano mnie Kapitanem.Istniała, kiedy opuszczaliśmy Krainę Kurhanów.Kiedy wyjeżdżaliśmy z Wieży.Istniała, kiedy wypłynęliśmy z Opalu.Istniała, gdy złożyłaś swą przysięgę Czarnej Kompanii.Stała się bardziej jeszcze realna, gdy przyjąłem to pochopne i fałszywe zlecenie od kupców z Gea-Xle.Tak więc nic nowego, przyjaciółko.Przez wodę pełzło coś na kształt wielkiego, płaskiego, czarnego kamienia, rozpryskując bryzgi srebra.Goblin i Jednooki zatopili to.- Czego ty chcesz, Konował? - Jej głos był napięty, być może nawet nabrzmiały strachem.- Chcę wiedzieć, kto dowodzi Czarną Kompanią.Chcę wiedzieć, kto podejmuje decyzje o wyborze tego, kto podróżuje z nami, a kto nie.Chcę wiedzieć, kto udziela członkom Kompanii pozwolenia na oddalanie się każdorazowo na wiele dni, i kto daje prawo chowania się na tydzień oraz lekceważenia obowiązków.A przede wszystkim, chcę wiedzieć, kto decyduje o tym, w jakie przygody i intrygi zostanie wciągnięta Kompania.Pełzające kamienie nie przestawały się pojawiać, rozsiewając bryzgi i zmarszczki srebra.Każdy kolejny podpływał bliżej barki.- Kto ma wszystkim kierować, Pani? Ty czy ja? Czyją grę zamierzamy rozgrywać? Twoją czy moją? Jeżeli nie moją, wszystkie twoje skarby pozostaną tam, gdzie nie będziesz mogła ich dostać.A my idziemy do igłozębów.Zaraz.- Nie blefujesz?- Nie blefuje, kiedy siedzę przy stole z kimś takim, jak ty.Postawiłaś wszystko, co miałaś, i czekałaś na licytację.Znała mnie.Pamiętała spojrzenia, jakimi przeniknęła mnie na wskroś.Wiedziała, że zrobię to, jeżeli będę musiał.Na koniec powiedziała więc:- Zmieniłeś się.Stałeś się twardszy.- Aby być Kapitanem, musisz być Kapitanem.A nie Kronikarzem albo lekarzem Kompanii.Chociaż romantyzm gdzieś tam ciągle żyje w tle.Możesz zniszczyć jego resztki, jeżeli będziesz w stanie poradzić sobie z tamtą nocą na wzgórzu.Jeden z pełzających kamieni trącił burtę barki.- Pozwolisz, że na chwilę się oddalę.- Ty idioto! Tamta noc nie ma z tym nic wspólnego.Wtedy nie sądziłam, że istnieje szansa, aby się udało.Na tamtym wzgórzu była kobieta z mężczyzną, o którego troszczyła się i którego pragnęła, Konował.I sądziła, że jest to mężczyzna, który.Kolejny kamień łupnął w cel.Barka zadrżała.Goblin krzyknął:- Konował!- Masz zamiar wykonać jakiś ruch? - zapytałem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]