[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przemiesz­czałeś się, tak więc do tej pory wyprzedzałeś ją.Teraz jednak stoisz w miejscu, tu na polu bitwy, i niechybnie odnajdzie cię.- Ale jeżeli ona nie może mnie mieć, to co to ma za znaczenie? - spytał Jim.- Największe na świecie, ty durna pało! - wykrzyknął Mag.- Czy właśnie nie skończyłem mówić ci, że jeśli nie uda się zmusić Malvinne'a, żeby odpowiedział za twoją obecność w Królestwie Umarłych, to ty będziesz pociągnięty za to do odpowiedzialności? Podobnie z Meluzyna.Każda szkoda, jaką wyrządzi poza swoim własnym, osobistym królestwem w trakcie poszukiwania ciebie, albo w gniewie, kiedy odkryje, a tak się stanie, że nie może cię mieć, także pójdzie na twój rachunek.Ty będziesz stroną odpowiedzial­ną.Rozumiesz?- Sprawiasz, że to brzmi jak część rozprawy sądowej - powiedział Jim, któremu kręciło się już w głowie.- To jest sprawa sądowa.Kwestia prawa, nawet jeśli to prawo jest odmienne od tego, do jakiego przywyk­łeś! - wyjaśnił Carolinus.- Ostrzegałem cię.To wszys­tko, co mogę teraz zrobić, oprócz jednej jedynej rzeczy.Z tego też będę musiał się rozliczyć, ale tak jak w sprawie pozwolenia, żebyś korzystał z mojego kredytu, żeby upra­wiać Magię, będzie mnie to dotyczyło w kwestii twoich wykroczeń do punktu, w którym będę musiał zapłacić grzywnę.Wedle twojej miary bardzo wysoką grzywnę.Według mojej, no cóż, da się z tym żyć.Podobnie jest z tym, co mam zamiar zrobić teraz.Teoretycznie nie powinienem nic dla ciebie robić magicznie, jak długo nie masz kredytu; choć faktycznie jesteś Magiem, to nie uważa się ciebie za praktykującego.Ale zrobię to i tak, i narażę się pewnie na następną wysoką grzywnę.Zatem przez kolejne dwadzieścia cztery godziny czynię cię odpor­nym na każdą Magię, jaką Malvinne może na ciebie kierować.- To doprawdy bardzo ładnie z twojej strony! - wyją­kał Jim.- Ale jeżeli to ma cię kosztować więcej, niż możesz sobie pozwolić, to może powinienem spróbować wybrnąć z kłopotów bez tego.- Nie miałbyś szans, chłopcze! - powiedział czaro­dziej.- Czy tego nie rozumiesz? W chwili kiedy przyprzesz Malvinne'a do muru, zacznie używać przeciw tobie Magii.To trochę, co wiesz o Sztuce, nie da ci więcej szans w obliczu tego Maga, niż miałby wróbel próbujący wlecieć w szpony huraganu.- Więc powiedz mi jeszcze jeden drobiazg - poprosił Jim.- Wspomniałeś już, że muszę jakoś zapobiec temu, żeby któraś z armii na tym polu zwyciężyła, a ja nie mam zielonego pojęcia, jak się do tego zabrać.Gdybyś tylko mógł dać mi jakąś wskazówkę.- Nie mogę ci niczego wskazywać! - rzekł Carolinus twardym głosem.- Zrobiłem już wszystko, co mogłem, a nawet więcej, niż powinienem.Wiesz, co trzeba zrobić.Zrób to, jeśli potrafisz.Jego głos złagodniał nagle.- Dobrą myślą i sercem będę z tobą, Jamesie - powiedział miękko.- Wybacz, ale to wszystko, co mam ci teraz do zaofiarowania.Chodź, powinieneś wracać do swoich ludzi.Pierwsza chorągiew francuskich jeźdźców zaczęła już szarżę przez pole na Anglików.Rozdział 37O, cholera! Już?! - powiedział Jim i ruszył biegiem miedzy drzewami do miejsca, gdzie stała reszta jego ludzi.Jednakże po przebiegnięciu z ciężkim łoskotem kilku jardów zrozumiał, że odziany w zbroję, nie utrzyma tego tempa.Zwolnił więc i zaczął iść szybkim marszem.Gdy dotarł do miejsca, gdzie kończyły się drzewa i zaczynało pole, zobaczył, co się na nim działo.Ujrzał Briana i innych rycerzy, którzy stanęli jak zauro­czeni na widok pierwszej, nieco nierównej, ale potężnej linii francuskich ciężkozbrojnych jeźdźców, którzy na swych rumakach bojowych przechodzili ze stępa w kłus, zbliżając się do środka pola.Przed linią rycerzy genueńscy kusznicy jak jeden wznieśli swój okrzyk bojowy, lecz żadna odpowiedź nie nadeszła z angielskich szeregów.Genueńczycy strzelili ze swoich kusz tak, że bełty wzniosły się jak szeroka wstęga czarnych kresek narysowanych ołówkiem na niebieskim tle nieba, a potem rozbiegli się, żeby zejść z drogi nadjeżdżającym rycerzom.Bełty spadły między angielskie szeregi, ale działo się to zbyt daleko, żeby Jim mógł zauważyć, co się stało, mimo że już zadyszał się, śpiesząc, by dołączyć do Briana i pozo­stałych.Teraz z obu końców angielskich formacji, gdzie stały szeregi łuczników, zaczęły wylatywać strzały i ciąć łukiem powietrze, a francuskie konie poczęły potykać się i padać.Jednak ci, którzy padli, nie zwolnili natarcia całej linii, która przechodziła teraz z kłusa w galop, sprawiając, że ziemia dudniła pod ciężarem ich szarży.Proporce i chorąg­wie dzielnie powiewały w słońcu, a kopie zaczęły się pochylać do pozycji bojowej.Widok miał wzbudzić przera­żenie.Trudno było uwierzyć, że ogromny ciężar tego żelaznego szeregu może nie zmieść wszystkiego, co przed nim stoi, a zwłaszcza cienkiej linii angielskich wojsk.- Brianie! - sapnął Jim, wreszcie docierając do towa­rzyszy.- Czemu tu stoicie? Teraz w każdej chwili mogą ukazać się ci ukryci łucznicy, jeśli w ogóle tam są jacyś ukryci łucznicy.Właśnie teraz król i jego rycerze są tak samo pochłonięci tym, co widzą na polu, jak i reszta was.Każ wsiadać.Każ ludziom ustawić się z tyłu, w lesie, w pozycji klina, i niech gotują się do ruszenia.Żaden człowiek nie ma prawa zdjąć gałązek z konia czy z ubrania, dopóki nie dam rozkazu!Rycerz i pozostali drgnęli, jakby dopiero co przemienili się z posągów w ludzi.Z Brianem na czele odbiegli w głąb lasu, dając znaki zbrojnym, żeby ruszyli razem z nimi do koni.Jim został, wciąż próbując złapać oddech.Jedna osoba zatrzymała się obok - Dafydd.- Nie słyszałeś, co powiedziałem, Dafyddzie? - wysapał.- Szykuj swoich ludzi, swoich łuczników.Ustaw ich na pozycjach!- Na pozycjach stoją już od półgodziny - odrzekł łucznik nie ruszając się z miejsca.- Wat i młody Clym Tyler są na prawej flance od miejsca, gdzie będzie jechał wasz klin.Will z Howe jest na lewej flance i czeka na mnie.Dołączę do niego za chwilę.Czekam tylko na jedno słowo od ciebie.Na jaki sygnał my, łucznicy, mamy zdjąć liście i stać się widzialni?- Chce.- Jim wciąż musiał przerywać i łapać haus­tami powietrze.- Chcemy poczekać do ostatniej chwili.Rycerzom każę zdjąć zielone, zanim zaczną atak.Istnieje zbyt duże niebezpieczeństwo, że któryś z nich zapomni, jeżeli będę zwlekał.Ale chciałbym, żeby twoi łucznicy zostali niewidzialni, jak długo się da.Gdyby tak stanęli teraz w gotowości do strzału, a potem wyrzucili swoje gałązki dokładnie w chwili, gdy nasz klin was minie? Czy może to zostawi wam zbyt mało czasu?- Nie - odpowiedział Dafydd.- Jeżeli założymy strzały na cięciwy w chwili, gdy wasz klin nas minie, to będziemy mieć dość czasu na wybranie celów.Tak zrobimy.Odwrócił się i stawiając długie kroki, odszedł na lewo od Jima.Ani król, ani nikt przy nim obecny nie obejrzał się i nie zobaczył, jak pochylała się trawa, kiedy niewidzialna postać łucznika przesuwała się na swoją pozycję.W miejscu, z którego miał strzelać, Dafydd stanął wyprostowany [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl