[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale nie miaÅ‚ czasu, by dokÅ‚adÂnie siÄ™ przyjrzeć zmianom, jakie tu zaszÅ‚y, bo zobaczyÅ‚ siedzÄ…cÄ… na krzeÅ›le przy ogniu kobietÄ™, a za jej plecami inne kobiety.PodniosÅ‚a siÄ™, gdy doszedÅ‚ do skraju dyÂwanu, padÅ‚a na kolana, chwyciÅ‚a jego rÄ™kÄ™ i ucaÅ‚owaÅ‚a jÄ… szepczÄ…c:- Wielebny ojcze! Jocelinie!WstaÅ‚a zaraz i powiedziaÅ‚a na pół zwrócona do tamÂtych:- Powinna tu być gorÄ…ca woda, rÄ™czniki, grzebieÅ„.PrzerwaÅ‚ jej unoszÄ…c rÄ™kÄ™:- To nieważne.Po chwili milczenia popatrzyÅ‚ na inne kobiety.- Rozkaż, by pozostawiono nas samych.Cienie kobiet znikÅ‚y.A gdy odeszÅ‚y, ona ujęła jego rÄ™kÄ™ w swoje dÅ‚onie, Å›cisnęła jÄ… lekko i posadziÅ‚a go na krzeÅ›le; poczuÅ‚ miÅ‚e ciepÅ‚o ognia z lewej strony.SpoÂstrzegÅ‚, jak jest malutka stojÄ…ca obok niego kobieta, nieÂwiele wiÄ™ksza od dziecka: twarz jej znajdowaÅ‚a siÄ™ troÂchÄ™ powyżej poziomu jego oczu.PatrzyÅ‚a gdzieÅ› poza jego ramieniem.- Czy nie odeÅ›lesz też stÄ…d twego kapelana, siostrzeÅ„Âcze?- On musi zostać.Jestem pod jego opiekÄ….A gdyby nawet tak nie byÅ‚o, nie powinienem pozostawać z tobÄ….sam.RozeÅ›miaÅ‚a siÄ™ szczerze.- DziÄ™kujÄ™ ci za komplement.Nie potrafiÅ‚ jej jednak zrozumieć i nawet nie próboÂwaÅ‚.Skinęła z powagÄ… gÅ‚owÄ…, jakby to pojęła.- ZapomniaÅ‚am, jaki z ciebie czasem prowincjusz.- Ja?- Prowincjusz.Z prowincji, daleki od sedna spraw ograniczony w zasiÄ™gu widzenia i polu dziaÅ‚ania.- Możliwe.O jard od siebie miaÅ‚ jej twarz, której mógÅ‚ siÄ™ przyjrzeć - delikatnÄ…, ale mniej biaÅ‚Ä… i gÅ‚adkÄ… niż perÅ‚y którymi obszyty byÅ‚ jej czarny czepiec.“WÅ‚osy pod nim sÄ… chyba czarne lub raczej byÅ‚y czarne." PrzyglÄ…daÅ‚ siÄ™ Å‚ukom cienkich brwi, wpatrywaÅ‚ w czarne gaÅ‚ki oczu.-Zaczęła siÄ™ Å›miać, ale przerwaÅ‚ jej krótko, gderliwie:- Cicho bÄ…dź, kobieto!StaÅ‚a wiÄ™c posÅ‚usznie, uÅ›miechniÄ™ta.Czarna faÅ‚dzista suknia.Na szyi także perÅ‚y.RÄ™ka _ jakby rozumiejÄ…c, czego pragnÄ…Å‚, wyciÄ…gnęła jÄ… ku nieÂmu - pulchna i biaÅ‚a.A za rÄ™kÄ… twarz - znów jakby rozumiejÄ…c, czego pragnÄ…Å‚, odsunęła rÄ™kÄ™ - twarz uÅ›ÂmiechniÄ™ta, pulchna jak rÄ™ka, już trochÄ™ nalana.MaÅ‚e usta, orli nos.Powieki ciemne i lÅ›niÄ…ce, może umalowaÂne.RzÄ™sy dÅ‚ugie i gÄ™ste; na dolnych dojrzaÅ‚ Å‚zy.- Ciotko!UÅ›miech zmieniÅ‚ siÄ™ w grymas i Å‚zy popÅ‚ynęły.Mimo to w gÅ‚osie jej byÅ‚ ton lekki, pobÅ‚ażliwy.- Ty niedobry!Nagle poruszyÅ‚a siÄ™ żywo, kawaÅ‚ek biaÅ‚ego materiaÅ‚u ukazaÅ‚ siÄ™ w jej rÄ™ce.- Przynajmniej to.PochyliÅ‚a siÄ™ do przodu; owiaÅ‚o go tchnienie wiosny.PrzymknÄ…Å‚ oczy czujÄ…c, że mu sÅ‚abo.W natÅ‚oku wspomÂnieÅ„ poczuÅ‚ dotkniÄ™cie biaÅ‚ej materii muskajÄ…cej mu poÂliczek, poczuÅ‚ też dÅ‚oÅ„ na wÅ‚osach.Znów usÅ‚yszaÅ‚ szept:- Ostatecznie nawet.WÅ›ród woni perfum otworzyÅ‚ oczy, gdy ona wciąż jeszcze krzÄ…taÅ‚a siÄ™ przy nim.PrzyjrzaÅ‚ siÄ™ jej twarzy z odlegÅ‚oÅ›ci kilku cali.I spostrzegÅ‚ teraz, jak starannie jest zakonserwowana i wypielÄ™gnowana.GÅ‚adkÄ… skórÄ™ pokrywaÅ‚a siateczka zmarszczek, zbyt drobnych, by możÂna je dojrzeć z daleka.ByÅ‚ to kompromis miÄ™dzy otyÂÅ‚oÅ›ciÄ… a wiÄ™dniÄ™ciem, co widać byÅ‚o po wiÄ™kszych bruzÂdach w kÄ…cikach oczu i na delikatnym czole, którym nie pozwolono zmienić siÄ™ w zmarszczki.Twarz ta broÂniÅ‚a siÄ™ przed nieruchomoÅ›ciÄ… i obwisÅ‚oÅ›ciÄ… ciÄ…gÅ‚Ä… zmiaÂnÄ… wyrazu.Jedynie oczy, maÅ‚e usta i nos trzymaÅ‚y siÄ™ niewzruszenie - bastiony tak mocne, że nie potrzebowaÅ‚y obrony.PoczuÅ‚ jakÄ…Å› litość dla tej twarzy, lecz nie wiedziaÅ‚, jak jÄ… wyrazić.Zamiast tego wymamrotaÅ‚:- DziÄ™kujÄ™ ci.DziÄ™kujÄ™.ZostawiÅ‚a wreszcie jego twarz w spokoju, zabraÅ‚a z sobÄ… wiosnÄ™, odwróciÅ‚a siÄ™, przeszÅ‚a po dywanie i usiadÅ‚a patrzÄ…c na niego._ No i co, mój siostrzeÅ„cze?PrzypomniaÅ‚ sobie, że nie przyjechaÅ‚a, by odpowiadać na pytania, ale po to, by coÅ› od niego uzyskać.PotarÅ‚ bok gÅ‚owy.- JeÅ›li chodzi o te listy, które do mnie pisaÅ‚aÅ›, i spraÂwÄ™ twojego grobu.UniosÅ‚a rÄ™ce w górÄ™ i wykrzyknęła:- Nie! Nie myÅ›l o tym!Ale on byÅ‚ już znów zaabsorbowany.- Decyzja nie bÄ™dzie teraz może zależaÅ‚a ode mnie, choć nie jestem pewien.Ojcze Adamie.- PodniósÅ‚ gÅ‚os: - Ojcze Adamie!- Nie sÅ‚yszÄ™ was, wielebny ojcze.Czy mam podejść bliżej?“O co miaÅ‚em zamiar go zapytać? I jÄ…?"- Mniejsza o to.OgieÅ„ skakaÅ‚ mu w oczach.- Nie, Jocelinie! PrzyjechaÅ‚am ze wzglÄ™du na cieÂlne.na twojÄ… sytuacjÄ™
[ Pobierz całość w formacie PDF ]