[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Koherencja zauważyła, że coś się z nim dzieje.Czyli że nie pozostał mu żaden wybór.W chwili gdy pociąg wjeżdżał na stację,wyłączył chip.Pociąg się zatrzymał.Drzwi się otworzyły.Przepychając się, z pociągu wyszliludzie, otoczyli go.Telefonowali, rozmawiali, robili poważne miny, cieszyli się.Christopher wsiadł.Trzymał się blisko drzwi i mocno ściskał uchwyt.Cisza dzwięcząca w jego głowie była prawie nie do zniesienia.Tego nie wziął pod uwagę.Kręciło mu się w głowie.Czy właśnie tak czuje siępijany człowiek? Miał wrażenie, że się kurczy, w jednym miejscu ściska go jakiśsznur.Nie słyszał nic oprócz wszechogarniającego dzwięczenia, które go opływało,ogarniało, rozbrzmiewając echem.Jego myśli nagle stały się ślamazarne, ciężkie,przychodziły z trudem.Jednak teraz musiał myśleć, musiał przypomnieć sobiewszystkie szczegóły opracowanego planu.Gdy milkł jakiś chip, Koherencja zakładała, że jego nosiciel zmarł.Przy takiejliczbie członków podobne rzeczy się zdarzały i nie stanowiły niczego niepokojącego,każdy jednak zgon starannie badano, zwłaszcza nagły.Koherencja prowadziła wtedyśledztwo tak długo, aż uzyskała całkowitą wiedzę na temat okoliczności i sposobuodejścia nosiciela chipa.Przede wszystkim chodziło o upewnienie się, że śmierć niebyła efektem wrogiego ataku.Bo wtedy należało podjąć odpowiednie środkibezpieczeństwa.Właśnie dlatego Koherencja na pewno już zaczęła sprawdzać okolicznościzniknięcia Christophera.Dziesiątki jej członków rzucały wszystko i ruszały w drogę:na stację metra, gdzie ucichł sygnał Christophera, na inne stacje, do posterunkówpolicji, do szpitali, aby dowiedzieć się, czy doszło do jakiegoś wypadku alboprzestępstwa.Jednocześnie Koherencja przeczesywała Internet, szukając informacji,przeglądając zapisy z kamer, podsłuchując wymianę informacji między policjąa tajnymi służbami oraz stawiając wszystkie istniejące systemy w stan gotowości, takdługo, póki się nie dowie a przypuszczalnie już się dowiedziała że Christopher nieumarł, tylko zniknął.Jego jedyną przewagę stanowiło to, że pamiętał, gdzie stały kamery i copokazywały, a także gdzie tuż przed tym, jak zerwał połączenie z Koherencją znajdowali się jej członkowie.Dzięki temu mógł mieć nadzieję, że żadnemu z nichnie wpadnie prosto w objęcia.Zawroty głowy stopniowo słabły, chociaż mózg Christophera w dalszym ciąguzachowywał się jak otępiały.Przesiadł się na kolejnej stacji, unikając przy tym kamerna tyle, na ile zdołał.Dopiero kiedy znalazł się już w następnym pociągu, zauważył,że cały czas wstrzymywał oddech.Przez chwilę czuł bardzo silną pokusę, aby znowupodłączyć się do Pola, tylko tak na kilka króciutkich sekund, tylko by sprawdzić, cosię dzieje.Oczywiście nie mógł tego zrobić, w żadnym wypadku.Nie dość, że Koherencja odrazu wpadłaby na jego trop, to przy takim kontakcie z pewnością natychmiastuczyniłaby wszystko, co tylko w jej mocy, aby go na nowo do siebie przyłączyć.To,czy jego zapora wytrzymałaby podobny atak, było co najmniej wątpliwe.Przystanek Knightsbridge, dzielnica Belgravia.Wysiadł, ruchomymi schodamiwydostał się na powierzchnię i spróbował zorientować się, gdzie teraz jest.Znowumusiał odeprzeć impuls nakazujący rzut oka na mapę z Google.Kręcił się w kółko przez jedną cenną godzinę, aż wreszcie stanął pod budynkiem,którego szukał.Gmach był duży, zdobiony, otoczony starymi drzewami i czarnym kutymogrodzeniem.Dach ponad schodami prowadzącymi do wejścia podpierałyimponujące kolumny.Oczywiście wokół roiło się od kamer.Nie należały jednak dopaństwowego systemu monitoringu, lecz do systemu bezpieczeństwa posiadłości.Christopher wiedział, że Koherencja nie ma do nich żadnego dostępu.Możliwe, żew ogóle nie łączyły się z niczym na zewnątrz.I w tym właśnie pokładał nadzieję.Chociaż teraz, kiedy stał tutaj, po drugiej stronie ulicy i czuł się taki samotnyi bezbronny w obliczu posępnego budynku, musiał wziąć głęboki oddech.Czy mu sięuda? Nagle przestał być już taki pewien, jak przez te wszystkie poprzednie tygodnie,w trakcie których układał plan.Ale co to da? Mógł spróbować tylko raz.Przypuszczalnie w kieszeni nie miał tylepieniędzy, by kupić nawet bilet do metra.Musiałby zapłacić kartą albo odciskiempalca, co ostatnio było w modzie a to stanowiłoby kres jego ucieczki z Koherencji.Nie mógł pozwolić sobie na wątpliwości, nic nie da zastanawianie się nadszansami.Musiało mu się udać, po prostu nie było innego wyjścia.49 | Przeszedł na drugą stronę ulicy, wspiął się po schodach z bardzo staregomarmuru, otworzył ciężkie dębowe drzwi i wszedł do strzeżonej sieni.Za tafląpancernego szkła siedział strażnik pogrążony w lekturze gazety.Christopher zbliżył się do mikrofonu. Dzień dobry.Zero reakcji.Zrobił się niewidzialny czy co?Spróbował jeszcze raz.Mężczyzna, łysiejący, o barkach szerokich jak u podstarzałego ciężarowca, nawetnie uniósł głowy. Czego chcesz? Chcę rozmawiać z Mr.Brysonem oznajmił Christopher.Teraz strażnik uniósł głowę z uśmiechem pełnym niedowierzania. Ach, tak.Czy coś jeszcze? Nie, to wszystko.Uśmiech ustąpił miejsca wyraznemu zirytowaniu. No to słuchaj, chłopcze.W związku z tym, że zakładam, iż nie masz żadnegoumówionego spotkania z Mr.Brysonem, radzę ci, żebyś po prostu sobie poszedł,szybko i nie zwracając na siebie uwagi.W porządku? A ja panu radzę, aby pan natychmiast zadzwonił do Mr.Brysona i powiedział mu,że chce z nim porozmawiać Computer Kid odparł Christopher. Przekona się pan,że spotkanie okaże się możliwe, nawet jeśli nie zostało wcześniej umówione.Strażnik zmrużył oczy. Mr.Brysona nie ma oznajmił. Wyjechał na zdjęcia do Maroka.Na szczęście Christopher wiedział lepiej. Mr.Bryson wczoraj po południu, o godzinie szesnastej trzydzieści sześć,przeszedł odprawę na lotnisku Heathrow.Sądzę, że jest tutaj.Mężczyzna zdziwił się, jednak w dalszym ciągu nie wyglądało na to, aby miałzamiar ruszyć się z miejsca.Christopher wziął więc głęboki oddech i dodał: Mogę sam do niego zadzwonić.Ale jeżeli będę musiał to zrobić, straci pan pracę.To akurat mogę panu obiecać.Blefował, bo od kiedy miał chip, nie nosił przy sobie komórki.Ale przecież tenfacet nie mógł o tym wiedzieć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]