[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znowu rozległ się szmer rozmów.Orr wskazał na Rallicka Noma.– Ten człowiek, tak śmiały, że nosi maskę Trake’a, wkrótce zginie.Spójrzcie na niego, przyjaciele, tak jak on patrzy na was, i wiedzcie, że nie ujdzie śmierci.– Skończ tę gadkę – wycedził Rallick.Rajca zerwał maskę z twarzy, odsłaniając rozciągnięte w grymasie usta.– Nawet gdybym cię zabił po tysiąckroć, nie poczułbym się usatysfakcjonowany – oznajmił.– Będę się, niestety, musiał zadowolić jednym razem.Rallick zdjął maskę i rzucił ją na zaścielający schody dywan, po czym zmierzył Turbana Orra spojrzeniem ciemnych, pozbawionych wyrazu oczu.– Przestałeś już chrzanić, rajco?– Nie ma maski i nadal jest obcy – zauważył Orr, wykrzywiając twarz.– Niech będzie i tak.– Wtem przyszła mu do głowy pewna myśl.Zwrócił się w stronę tłumu i przebiegł po nim wzrokiem.Wypatrzył pod ścianą maskę wilka, której szukał.Nie zaszkodzi, jeśli wybór sekundanta przyniesie mu polityczne korzyści, pod warunkiem, że jego kandydat wyrazi zgodę.A biorąc pod uwagę skład gości, byłby głupcem, gdyby odmówił Orrowi.– Osobiście – zawołał głośno – poczułbym się zaszczycony, gdyby moim sekundantem zechciał zostać rajca Estraysian D’Arle.Wilk poderwał się nagle.Obok niego stały dwie kobiety.Jedna z nich była jeszcze młodą dziewczyną.Żona D’Arle’a przebrała się za zakwefioną mieszkankę Callows, natomiast córka wybrała szokujący, nadzwyczaj skąpy kostium barghasckiej dziewicy-wojowniczki.Obie powiedziały coś do Estraysiana, który ruszył w stronę Orra.– To ja czuję się zaszczycony – wypowiedział słowa rytualnej zgody.Turbana Orra zalała fala triumfu.Najpotężniejszy z jego rywali w Radzie zgodził się mu sekundować.Ten fakt wpędzi w panikę połowę obecnych rajców.Uradowany tym sukcesem, zwrócił się ku bezimiennemu przeciwnikowi:– A twój sekundant?W sali zapadła cisza.– Nie mam dużo czasu – mruknęła cicho pani Simtal.– Ostatecznie, jako gospodyni tej fety.– Masz obowiązek zająć się gośćmi – wyszeptał leżący obok niej mężczyzna.– Nie wątpię, że z tym zadaniem poradzisz sobie znakomicie.Uśmiechnęła się, idąc ku drzwiom.Zasunęła rygiel, po czym jeszcze raz spojrzała na swego towarzysza.– Może jakieś pół godziny – rzuciła.Mężczyzna podszedł do łoża i cisnął nań skórzane rękawice.– Jestem pewien, że to będzie bardzo satysfakcjonujące trzydzieści minut – powiedział.– A każda z nich okaże się lepsza od poprzedniej.Pani Simtal zbliżyła się do niego.– Chyba będziesz zmuszony przekazać wdowie Lim smutną wiadomość – wyszeptała, obejmując go ramionami i przyciągając do siebie twarz mężczyzny.Musnęła jego usta wargami, po czym przebiegła językiem wzdłuż linii szczęki.– Mmm? A co to za wiadomość?– Och, że znalazłeś sobie lepszą kochankę, oczywiście.– Język pani Simtal dotarł do jego ucha.Odsunęła się nagle i spojrzała nań dociekliwie.– Słyszysz? – zapytała.Objął ją i przyciągnął do siebie.– Nie.A co mam słyszeć?– No właśnie – wyjaśniła.– Na dole zrobiło się cicho.Lepiej.– Na pewno są w ogrodzie – uspokoił ją.– Minuty mijają, pani.Zawahała się, po czym popełniła ten błąd, że pozwoliła mu się do siebie przytulić.Otworzyła szeroko oczy, zaniepokojona.Jej oddech zmienił rytm.– Dlaczego wciąż jesteśmy ubrani? – wydyszała.– Celne pytanie – warknął Murillio, ciągnąc ją na łoże.Cisza, którą wywołało pytanie Turbana Orra, przeciągała się.Baruk postanowił się zgłosić.Wiedział doskonale, że zdradziłby w ten sposób bardzo wiele, miał jednak wrażenie, że jest do tego zobligowany.Rallick Nom przybył tu, by naprawić straszliwą krzywdę.Ponadto był jego przyjacielem, bliższym mu niż Kruppe czy Murillio, i – mimo swego zawodu – człowiekiem uczciwym.A Turban Orr był dla pani Simtal ostatnim łącznikiem z prawdziwą władzą.Jeśli Rallick go zabije, czeka ją nieunikniony upadek.Baruk, podobnie jak pozostali magowie z T’orrud, gorąco pragnął powrotu Colla do Rady.Ponadto śmierć Turbana Orra będzie dla nich wielkim ułatwieniem.Rallick nawet sobie nie wyobrażał, jak wiele zależy od tego pojedynku.Alchemik poprawił szatę i zaczerpnął głęboko tchu.Na jego ramię opadła wielka dłoń.Nim Baruk zdążył zareagować, z tłumu wystąpił Anomander Rake.– Zgłaszam się na sekundanta – oznajmił głośno, spoglądając Rallickowi w oczy.Skrytobójca nic po sobie nie okazał.Nawet nie spojrzał na Baruka.Zaakceptował ofertę Rake’a skinieniem głowy.– Być może dwaj obcy się znają – zadrwił Turban Orr.– Nigdy nie spotkałem tego człowieka – odparł Rake.– Mimo to instynktownie podzielam jego niechęć do twej gadatliwości, rajco.Nie chciałbym, by Rada była zmuszona debatować nad tym, kto ma zostać jego sekundantem.Czy przejdziemy do rzeczy?Turban Orr ruszył na taras jako pierwszy.Za nim podążał Estraysian D’Arie.Gdy Baruk zwrócił się w tamtą stronę, poczuł z boku dotknięcie znajomej energii.Odwrócił głowę i odskoczył nerwowo.– Dobrzy bogowie, Mammot! Skąd wziąłeś taką ohydną maskę?Staruszek spoglądał mu przez chwilę w oczy, po czym odwrócił wzrok.– To wierne odtworzenie jaghuckiej twarzy – wyjaśnił cicho.– Choć mam wrażenie, że kły są odrobinę za krótkie.Baruk otrząsnął się.– Znalazłeś już siostrzeńca?– Nie – odparł Mammot.– Bardzo się o niego martwię.– No cóż – mruknął alchemik, gdy wychodzili na zewnątrz.– Miejmy nadzieję, że szczęście Oponn nie opuści chłopaka.– Oczywiście – wyszeptał Mammot.Sójeczka wybałuszył oczy, widząc, że z salonu wypada tłum podekscytowanych gości, którzy zgromadzili się na tarasie.Podbiegł do niego Skrzypek.– To pojedynek, sierżancie.Jednym z walczących jest ten facet z plamą od wina na koszuli.To rajca.Nazywa się Orr.Nikt nie wie, kim jest drugi.Stoi obok tego wielkiego gościa w masce smoka.Sierżant skrzyżował ramiona na piersi, wsparty o jedną z marmurowych kolumn otaczających fontannę.Gdy jednak ujrzał wysokiego mężczyznę w masce smoka, omal nie wpadł do wody.– Na jaja Kaptura! – zaklął.– Poznajesz te długie, srebrne włosy, Skrzypek?Sabotażysta zmarszczył brwi.– Odprysk Księżyca – wydyszał Sójeczka.– To mag, który stał na tym portalu i walczył z Tayschrennem.– Z jego ust posypała się imponująca lista przekleństw
[ Pobierz całość w formacie PDF ]