[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.NaÅ‚ożyÅ‚ strzaÅ‚Ä™ ma ciÄ™ciwÄ™, napiÄ…Å‚ Å‚uk i wypuÅ›ciÅ‚ jÄ….RozlegÅ‚ siÄ™ krzyk i artylerzyÅ›ci zbiegli siÄ™ dokoÅ‚a jednego ze swych kompanów.Tropiciel szybko opuÅ›ciÅ‚ Å‚uk.PrzysiÄ…gÅ‚bym, że wypuÅ›ciÅ‚ w powietrze równoczeÅ›nie cztery strzaÅ‚y i każda trafiÅ‚a w cel.— To jest to — mruknÄ…Å‚.— Co mówisz?— Nie mam wiÄ™cej dobrych strzaÅ‚.— Może ta wystarczy, by odebrać im odwagÄ™.I rzeczywiÅ›cie, lecz tylko na chwilÄ™.Wrogowie wycofali siÄ™, by zaÅ‚ożyć jakieÅ› ochronne okrycia, a potem znów posypaÅ‚y siÄ™ ogniste kule.Jedna trafiÅ‚a w budowlÄ™ i żar zrobiÅ‚ swoje.Porucznik niespokojnie chodziÅ‚ wzdÅ‚uż muru.PrzyÅ‚Ä…czyÅ‚em siÄ™ do jego cichej modlitwy, że żoÅ‚nierze Pani nie rozpracujÄ… nas i nie zgniotÄ….Niestety, nie byÅ‚o sposobu na powstrzymanie ich.18.OBLĘŻENIESÅ‚oÅ„ce zachodziÅ‚o, a my wciąż żyliÅ›my.Od strony Równiny nie nadleciaÅ‚ żaden Schwytany.ZaczÄ™liÅ›my wierzyć, że mamy szansÄ™ wydostać siÄ™ z puÅ‚apki.CoÅ› uderzyÅ‚o w bramÄ™ z takÄ… siÅ‚Ä…, jakby byÅ‚ to mÅ‚ot przezÂnaczenia.— Wpuśćcie mnie, do diabÅ‚a! — zawyÅ‚ Jednooki.KtoÅ› pobiegÅ‚ otworzyć.— No i? — odezwaÅ‚ siÄ™ Goblin, gdy Murzyn dopadÅ‚ do obwaÅ‚owania.— Nie wiem.Za dużo żoÅ‚nierzy Pani, a za maÅ‚o BuntowÂników.ChcÄ… to jeszcze przedyskutować.— Jak siÄ™ przedostaÅ‚eÅ›? — zapytaÅ‚em.— Spacerkiem — zakpiÅ‚, a potem mniej wojowniczo doÂdaÅ‚: — Tajemnica zawodowa, Konowale.Czary, oczywiÅ›cie.Porucznik zatrzymaÅ‚ siÄ™, by wysÅ‚uchać raportu Jednookiego, po czym wróciÅ‚ do patrolowania muru.ObserwowaÅ‚em wrogów, którzy najwyraźniej stracili cierpliwość.Jednooki zaczÄ…Å‚ kombinować wraz z Goblinem i Milczkiem, co ewidentnie potwierdziÅ‚o moje podejrzenia odÂnoÅ›nie jego sposobu dziaÅ‚ania.Nie jestem pewien, co zrobili.Nie pojawiÅ‚y siÄ™ żadne mole ani inne robactwo, lecz skutki byÅ‚y takie same.Na zewnÄ…trz rozlegÅ‚y siÄ™ krzyki, które wkrótce zostaÅ‚y stÅ‚umione.Teraz mieliÅ›my trzech duchowych lekarzy, wiÄ™c bez trudu znaleźli żoÅ‚nierza Pani, który unikaÅ‚ stawienia im czoÅ‚a.Mężczyzna, pÅ‚onÄ…c, biegÅ‚ w kierunku miasta.Goblin i JednoÂoki zawyli zwyciÄ™sko.Nie upÅ‚ynęły dwie minuty, gdy caÅ‚a artyleria stanęła w pÅ‚omieniach.PrzyjrzaÅ‚em siÄ™ bliżej naszym czarownikom.Milczek pozostaÅ‚ niewzruszony, lecz Goblin i Jednooki byli w swoim żywiole.PrzestraszyÅ‚em siÄ™, że posunÄ… siÄ™ za daleko, że żoÅ‚nierze Pani zaatakujÄ… w nadziei nieszkodliwienia ich.I faktycznie, przyszli, choć później niż oczekiwaÅ‚em.Czekali, aż zapadnie noc i byli ostrożniejsi, niż wymagaÅ‚a tego sytuacja.Tymczasem nad ruinami murów Rdzy zaczÄ…Å‚ unosić siÄ™ dym.Misja Jednookiego powiodÅ‚a siÄ™.Wreszcie ktoÅ› coÅ› robiÅ‚.Część wojska pospieszyÅ‚a do miasta, by uporać siÄ™ z nim.— Wkrótce dowiemy siÄ™, czy Porucznik miaÅ‚ racjÄ™ — poÂwiedziaÅ‚em do Tropiciela, gdy na niebie pokazaÅ‚y siÄ™ gwiazdy.RzuciÅ‚ mi tylko zagadkowe spojrzenie.RozlegÅ‚y siÄ™ dźwiÄ™ki rogów i żoÅ‚nierze Pani ruszyli w kierunÂku muru.ChwyciliÅ›my za Å‚uki, lecz trudno byÅ‚o trafić w cel, choć Å›wieciÅ‚ księżyc.— Jaka ona jest, Konowale? — zapytaÅ‚ niespodziewanie Tropiciel.— Co? Kto? — WypuÅ›ciÅ‚em kolejnÄ… strzaÅ‚Ä™.— Pani.MówiÄ…, że poznaÅ‚eÅ› jÄ….— Tak.Dawno temu.— No i? Jaka jest? — W odpowiedzi na każdÄ… wypuszczonÄ… przez niego strzaÅ‚Ä™ sÅ‚yszeliÅ›my okrzyk bólu.Tropiciel wydawaÅ‚ siÄ™ absolutnie spokojny, jakby nie zdawaÅ‚ sobie sprawy, że lada chwila może zginąć.ZaniepokoiÅ‚o mnie to.— A czego siÄ™ spodziewasz? — odpowiedziaÅ‚em pytaniem.Co miaÅ‚em mu powiedzieć? Moje kontakty z niÄ… byÅ‚y odlegÅ‚ymi wspomnieniami.— Twarda i piÄ™kna.Odpowiedź nie usatysfakcjonowaÅ‚a go, podobnie jak wszysÂtkich innych, którzy zadawali to samo pytanie, ale byÅ‚a najÂlepszÄ…, jakiej potrafiÅ‚em udzielić.— Jak wyglÄ…daÅ‚a?— Nie wiem, Tropicielu.ByÅ‚em cholernie przestraszony, a ona grzebaÅ‚a w moim umyÅ›le.WidziaÅ‚em mÅ‚odÄ…, piÄ™knÄ… kobietÄ™, ale wszÄ™dzie możesz takie zobaczyć.Znów zabrzÄ™czaÅ‚ jego Å‚uk i kolejny wróg zawyÅ‚ z bólu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]