[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ile agencji rządowych zachęca ludzi, by wkładali głowy w pętlę? Nawet kiedy się komuś uda, to adwokaci i księgowi zadziobią takiego na śmierć.Jeśli więc trzeba rozwinąć spiralę śmierci, upoważnienie musi pochodzić ze szczytów władzy.Stopniowo.no, nie całkiem stopniowo.decyzje zaczął podejmować Wielki Szef z zachodniego skrzydła.Ale niewielu przywódców chce, by coś takiego znalazło się w ich aktach, bo jakiś historyk mógłby to wygrzebać i ujawnić.Odeszliśmy zatem od tego.– A mało jest problemów, których nie można by rozwiązać kulą z czterdziestki piątki w odpowiednim miejscu i czasie – podsumował Brian, jak przystało na marine.– No właśnie – zgodził się Pete.– Mówimy o zabójstwach politycznych? Niebezpieczne – zauważył Dominic.– One same nie, ale mają zbyt wiele konsekwencji politycznych.Coś takiego nie zdarzyło się od wieków.zresztą nigdy nie zdarzało się często.Jednak są na tym świecie ludzie, którzy chcą pilnie spotkać się z Bogiem.Czasami musimy zaaranżować to spotkanie.– Cholera! – zaklął Dominic.– Chwileczkę.A kto nas do tego upoważnia? – dociekał Brian.– My.– Nie prezydent?Przeczący ruch głową.– Nie.Jak już mówiłem, niewielu jest przywódców z jajami, którzy by zaakceptowali coś takiego.Za bardzo boją się mediów.– Ale co z prawem? – zapytał Dominic.– Jak to kiedyś trafnie ujął jeden z was, prawo jest takie: jak chcesz kopnąć tygrysa w dupę, musisz wiedzieć, jak sobie poradzić z jego zębami.Wy będziecie tymi zębami.– Tylko my? – zdziwił się Brian.– Nie, nie tylko wy, ale jeśli są jacyś inni, to nie musicie tego wiedzieć.– Kurde.– Brian odchylił się na krześle.– Kto to wszystko założył.znaczy Campus?– Ktoś ważny, kto się do tego nie przyzna.Campus nie ma żadnych związków z rządem.Żadnych – podkreślił Alexander.– Więc praktycznie rzecz biorąc, będziemy sami strzelać do ludzi?– Raczej nie strzelać.Mamy inne metody.Pewnie nie będziecie często używać broni palnej.Zbyt trudno ją przenosić, zwłaszcza na lotniskach.– Będziemy w terenie odsłonięci? – dociekał Dominic.– Bez ochrony?– Będziecie mieć dobrą legendę, ale żadnej ochrony dyplomatycznej.Będziecie musieli sami sobie radzić.Żaden obcy wywiad was nie wytropi.Campus nie istnieje.Nie obejmuje go budżet federalny, nawet jego tajna część.Nikt nie może wyśledzić nas po przepływie pieniędzy.Bo tak to się właśnie robi.To jeden z naszych sposobów tropienia ludzi.Będziecie występować jako biznesmeni działający na arenie międzynarodowej.Bankowość i inwestycje.Zostaniecie przeszkoleni w terminologii, żebyście mogli na przykład prowadzić rozmowy w samolocie.Tacy ludzie nie gadają za wiele o tym, co planują, trzymają w sekrecie swoje tajemnice biznesowe.Jeśli więc nie będziecie gadatliwi, to nie wyda się dziwne.– Tajni agenci.o rany! – szepnął Brian.– Wybieramy ludzi, którzy potrafią myśleć w biegu, wykazują inicjatywę i nie mdleją na widok krwi.Obaj już zabijaliście.W obu przypadkach stawiliście czoło nieoczekiwanym okolicznościom i obaj dobrze sobie poradziliście.Żaden z was nie ma wyrzutów sumienia.Nadajecie się.– A co z naszą ochroną? – znów spytał agent FBI.– Obaj macie kartę wyjścia z więzienia.– Gówno prawda – zaprotestował Dominic.– Nie ma czegoś takiego.– To podpisane przez prezydenta ułaskawienie – wyjaśnił Alexander.– Oż kurwa.– Brian się zastanowił.– To wujek Jack, prawda?– Nie mogę ci odpowiedzieć, ale jeśli sobie życzycie, możecie obejrzeć ułaskawienia, zanim ruszycie w teren.– Alexander odstawił kubek z kawą.– OK, panowie.Macie parę dni, żeby to przemyśleć, ale w końcu musicie podjąć decyzję.Proszę was o wiele.Nie będzie to zabawna praca ani też łatwa czy przyjemna, ale ma służyć interesom kraju.Świat jest pełen niebezpieczeństw.Z niektórymi ludźmi trzeba się rozprawić osobiście.– A jeśli załatwimy nie tego, co trzeba?– To może się zdarzyć, Dominicu.Jednak bez względu na to, kto to będzie, mogę obiecać, że nie poprosimy cię, byś zabił młodszego brata Matki Teresy.Starannie dobieramy cele.Zanim cię wyślemy, dowiesz się, kto to jest, oraz jak i dlaczego musimy się nim, lub nią, zająć.– Mamy zabijać kobiety? – oburzył się Brian.A co na to etos marines?– O ile wiem, jeszcze się to nie zdarzyło, ale teoretycznie jest możliwe.Może tyle wystarczy na śniadanie.Przemyślcie to sobie, chłopcy.– Jezu.– westchnął Brian po wyjściu Alexandra.– A co będzie na lunch?– Zaskoczony?– Nie całkiem.ale, Enzo, sposób, w jaki on to powiedział.– Braciszku, ile razy zastanawiałeś się, czemu nie możemy po prostu wziąć spraw w swoje ręce?– Jesteś gliną, Enzo! To ty powinieneś mówić „O cholera”, pamiętasz?– No tak, ale ta strzelanina w Alabamie.no cóż, można powiedzieć, że trochę przekroczyłem tę linię.Przez całą drogę do Waszyngtonu zastanawiałem się, jak to wyjaśnię Gusowi Wernerowi.A on nawet nie mrugnął.– Więc co ty o tym sądzisz?– Chcę dowiedzieć się trochę więcej, Aldo.Jest takie teksaskie powiedzenie, że więcej facetów prosi się o kulkę niż koni o kradzież.Takie odwrócenie ról było dla Briana więcej niż zaskakujące.W końcu to on był napalonym marine.A Enzo – facetem, którego przeszkolono, by odczytywał ludziom ich prawa przed założeniem kajdanek.To, że obaj mogą odebrać komuś życie i nie mieć potem koszmarów, było dla braci oczywiste.Ale tu chodziło o coś więcej.O morderstwo z premedytacją.Brian zazwyczaj szedł do walki, dowodząc świetnie wyszkolonym snajperem.Wiedział, że to nie jest aż tak dalekie od morderstwa.Ale różnica polegała na tym, że robił to w mundurze.Mundur to było swego rodzaju błogosławieństwo.Celem był wróg, a na polu walki każdy musiał sam troszczyć się o swoje życie.Jeśli mu się to nie udało, to jego wina, nie człowieka, który go zabił.Ale tu chodziło o coś więcej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]