[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nimec nie zamierzał dać mu szansy.Poczuł, że szybko wra­ca do sił.Wiedział, iż musi się poruszać jak najszybciej, pozo­stać poza zasięgiem rąk wielkoluda i za wszelką cenę uniknąć zwarcia.To właśnie pusta ręka Kianga uderzyła go przed chwi­lą, niemal pozbawiając przytomności.Nie mógł dopuścić, by się to powtórzyło.Odczekawszy, aż przeciwnik znajdzie się prawie nad nim, Ni­mec kopnął go dwukrotnie w splot słoneczny.Usłyszał uderze­nia buta w ciało potężnego pirata, zobaczył, że wielkolud zata­cza się i pochyla, nie mogąc złapać tchu, i niewiele się namyśla­jąc, poprawił kolejnym kopniakiem w to samo miejsce.Ibanin cofnął się o krok i Nimec wykorzystał to, by oderwać się od ściany.Tańczył teraz jak bokser, łapiąc rytm i zbierając siły.Ale okazało się, że pirat jest o wiele zwinniejszy i szybszy, niż mogłaby na to wskazywać masa jego ciała.Pochyliwszy głowę, niczym rozwścieczony byk ruszył taranem na Nimeca.Ten próbował uskoczyć w bok, ale spóźnił się o włos.Twar­de, żylaste przedramię trafiło go z ogromną siłą, odrzucając do tyłu głowę.Poczuł krew na ustach, kolana ugięły się pod nim odrobinę.Ibanin uderzył go raz jeszcze, tym razem łokciem w gardło.Nimec zacharczał, a oczy niemal wyskoczyły mu na wierzch.Wielkie łapska Xianga zacisnęły się na jego głowie, a potęż­ne, grube palce zamknęły jak w klatce jego policzki i szczękę.Nimec uniósł ręce i wsunął je między ramiona przeciwnika.Chwycił jego nadgarstki i posługując się całą siłą, jaka mu jeszcze pozostała, spróbował oderwać je od swej głowy.Na gi­gancie nie zrobiło to jednak wrażenia.Nie puszczając czaszki Nimeca, uniósł go, wszedł z nim do spichrza i rzucił o ścianę z taką siłą, że aż zatrzęsła się cała konstrukcja.Przysunął twarz do twarzy szefa ochrony.Drżały mu policz­ki, oczy błyszczały złośliwie.Miał nieprzyjemny, świszczący oddech.- Zachciało ci się ze mną walczyć, to skręcę ci teraz twój pieprzony kark - warknął, potrząsając gwałtownie Nimecem i uderzając jego głową o ścianę.- Tu i teraz, jak zrobiłem to z poprzednim Amerykaninem.Nimec otworzył szeroko oczy.Niespodziewanie serce zabiło mu mocniej, szybciej.Słyszał je tak wyraźnie, jakby jego od­głos miał za chwilę wypełnić cały wszechświat.Jak zrobiłem to z poprzednim Amerykaninem.Charcząc z wysiłku, raz jeszcze złapał nadgarstki pirata i zaczął odpychać go od siebie, odpychać.Tu i teraz.Z poprzednim Amerykaninem.Pchał coraz mocniej.Przez chwilę zdawało mu się, że nigdy nie wyrwie się z jego uścisku.A potem, jakby cudem, uwolnił się od niego.Zebrawszy resztki sił, kopnął Xianga w krocze.Pirat puścił jego głowę, a Nimec natychmiast trzasnął go pięścią w twarz.Wykorzystując moment zaskoczenia, uderzył raz, drugi, trzeci.Wielkolud zaczął się chylić ku ziemi, jednak przyjaciel Rogera Gordiana nie odpuszczał i wciąż bił go bez litości.Nie zamierzał dać mu najmniejszej szansy.Myślał tylko o tym, że Max nie żyje i że ma oto przed sobą człowieka, który go zabił.Mimo kilku potężnych ciosów Ibanin zaskoczył Nimeca.Podniósł się z trudem i odszedł ociężale.W chwili, gdy mężczyźni na moment oderwali się od siebie, pirat uniósł ku górze zakrwawioną twarz, wykrzywił usta w złośliwym uśmiechu i sięgnął za pasek po lris.Nimec zamarł, wpatrując się w długie, faliste ostrze, jednak Xiang nie dał mu czasu do rozmyślań.Skoczył do przodu ze sztyletem wymierzonym wprost w jego gardło.Nimec cofnął się o pół kroku, lekko obrócił się na pięcie le­wej nogi i wyciągnął przed siebie ręce.Prawą zdołał schwycić przedramię tej ręki, w której tkwił sztylet.Lewą zacisnął na łokciu olbrzyma i błyskawicznie wykręcił mu dłoń.Natych­miast zrobił kolejne pół kroku do przodu.Wykręcając rękę pi­rata, przyciągając jednocześnie Kianga do siebie, zanurzył sztylet w jego piersi, kierując ostrze ku sercu.Jeszcze przez kilka długich sekund Xiang stał i z malują­cym się na twarzy niedowierzaniem wpatrywał się w rękojeść, która wystawała z jego klatki piersiowej.Wreszcie upadł twa­rzą na ziemię.Nimec cofnął się, oddychając ciężko.Ból ran zadanych mu przez pirata wzmagał się z każdą chwilą.Popatrzył na mar­twego olbrzyma.Na szczęście to był już koniec.EPILOG- Zaledwie kilka dni temu siedziałem tutaj i wyjaśniałem komuś, że wiem o przestępstwach Marcusa Caine'a, ale nie mogę ich udowodnić - mówił Gordian.Trzymał rękę na leżą­cym na biurku miniaturowym magnetofonie cyfrowym.- Te­raz, dzięki tobie, mam już te dowody.- I dzięki Maxowi - dodała siedząca naprzeciw niego Kirsten.- Gdyby nie on, nigdy bym ich nie zdobyła.A szczerze mówiąc, do dzisiaj prawdopodobnie oszukiwałabym się, twier­dząc, że w Monolith nie dzieje się nic dziwnego.Gordian popatrzył na nią.Jego szczere, niebieskie oczy na­potkały jej ciemnobrązowe.- Może jeszcze przez jakiś czas.Ale prędzej czy później to by się skończyło.I zrobiłabyś to, co zrobiłaś - powiedział.Kirsten wzruszyła ramionami.Przez chwilę milczeli, siedząc tylko we dwoje w jego gabinecie.W oknie za plecami Gordiana w popołudniowym smogu rysował się w oddali Mount Hamilton, potężny i zarazem dziwnie łagodny.- Pewnie ma pan rację - przyznała w końcu.- W końcu cały czas przez moje biurko przewijały się ogromne, nieuza­sadnione wypłaty dla amerykańskich lobbystów.Kwoty znacznie przekraczające to, co rzeczywiście powinni otrzy­mywać za usługi świadczone na rzecz Monolith.A kiedy za­częłam się im bliżej przyglądać, zauważyłam, że za każdym razem przelewy następowały po wizycie w moim departa­mencie kogoś związanego z bankiem Canbery w Indonezji.- Znów wzruszyła ramionami.- Każdy, kto miałby otwarte oczy, zorientowałby się, że wszystkie te pieniądze były prze­znaczone na korumpowanie amerykańskich polityków.Gru­pa, na której konto je przelewano, została wynajęta po to, żeby naciskać w Waszyngtonie na zniesienie wszelkich zakazów dotyczących technik szyfrowania.Jednak dopiero wte­dy, gdy wspomniałam o tym Maxowi, przestałam zamykać oczy na tę oczywistą prawdę.- I to właśnie Max cię namówił, żebyś zaczęła szukać w kom­puterowych bazach danych Monolith Technologies dowodów przekupstwa.- Namówił mnie też, żebym umieściła magnetofon w gabi­necie dyrektora wydziału łączności globalnej.- Potrząsnęła głową.- Aż mi się nie chce wierzyć, jacy oni byli nierozważni.To znaczy wchodziłam tam każdego dnia rano przed pojawie­niem się szefa, wsuwałam magnetofon za kanapę, po czym wyciągałam go stamtąd między jego wyjściem do domu a roz­poczęciem pracy przez sprzątaczkę.I tak to wyglądało codzien­nie przez dwa miesiące.- Ludzie, którzy wystarczająco długo unikają kary za mor­derstwo, stają się nieostrożni.Robią się aroganccy i zaczynają myśleć, że nic i nikt nie może dobrać się im do skóry.W efekcie mamy pół tuzina nagrań rozmów, które toczył dyrektor z Nga Canberą o tych płatnościach.oraz kilka rozmów na ten sam temat z Marcusem Caine'em.Czasami nawet twój poprzedni szef mówił głośno i wyraźnie.- Szef Monolith Technologies osobiście sugerował im, któ­rych urzędników rządowych należy przekupić.To naprawdę niewiarygodne - dodała Kirsten.Znowu przez chwilę milczeli.Wreszcie Gordian pochylił do przodu, złączył palce na biurku i spojrzał stanowczo na Kir­sten.- Kirsten, nie zaprosiłem cię tu, do Stanów, dlatego, że chciałem, byś sama przekazała mi magnetofon i nagranie.Pra­gnąłem ci powiedzieć, jak bardzo cenię to, co zrobiłaś [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl