[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zbyt młody, abyrozumieć odcienie społeczne oraz potrzeby ukryte pod pozornymi błahostkami zrodzonymi zowych odcieni, Paweł nudził się wśród tych antyków, nie wiedząc, iż pózniej młodzieńczejego stosunki zapewnią mu arystokratyczną wyższość, jaką Francja zawsze będzie lubiła.Niejaką rozrywką po nudzie owych wieczorynek były mu ćwiczenia, w jakich smakują mło-dzi chłopcy, gdyż ojciec nakazywał mu je.Dla starego szlachcica robić bronią, wybornie jez-dzić konno, grać w piłkę, mieć piękne maniery, słowem światowe wychowanie dawnejszlachty było wszystkim.Paweł fechtował się co rano, chodził do rajtszuli i strzelał z pisto-letu.Resztę czasu czytywał powieści, ojciec bowiem nie uznawał wyższych studiów, którymisię dziś zwykło kończyć wykształcenie.Tak jednostajne życie zabiłoby chłopca, gdybyśmierć ojca nie oswobodziła go z tej tyranii, w chwili gdy stała się nie do zniesienia.Pawełodziedziczył znaczne kapitały nagromadzone ojcowskim skąpstwem oraz majątek w najlep-szym stanie; ale nienawidził Bordeaux, a tak samo nie lubił Lanstrac, gdzie ojciec spędzał latoi gdzie go wodził po polowaniach od rana do wieczora.Skoro tylko ukończono sprawy spadkowe, młody dziedzic, spragniony zabaw, ulokowałkapitały w rencie, zostawił gospodarstwo staremu Mathias, rejentowi ojca, i spędził sześć lat zdala od Bordeaux.Przydzielony zrazu do ambasady w Neapolu, potem udał się jako sekretarzdo Madrytu, do Londynu i w ten sposób objechał całą Europę.Poznawszy świat, straciwszywiele złudzeń, strwoniwszy gotowiznę, którą zostawił mu ojciec, Paweł ujrzał chwilę, gdy,aby dalej wieść swój tryb życia, musiałby naruszyć dochody z majątku, które gromadził murejent.W tej krytycznej chwili powziął pewną myśl, rzekomo rozsądną: opuścić Paryż, wrócićdo Bordeaux, objąć ster interesów, zamieszkać w Lanstrac, podnieść gospodarstwo, ożenić sięi z czasem uzyskać mandat poselski.Paweł był hrabią, szlachectwo znów stawało się atutemmatrymonialnym, mógł i powinien był dobrze się ożenić.O ile sporo kobiet pragnie zaślubićtytuł, więcej ich jeszcze chce męża, który by znał życie.Otóż, za cenę siedmiuset tysięcyfranków, schrupanych w sześć lat.Paweł nabył owo stanowisko, którego się nie da sprzedać,a które więcej jest warte niż urząd agenta giełdowego, które też wymaga długich studiów,praktyki, egzaminów, znajomości, przyjaciół, wrogów, zręcznej postawy, wykwintnych ma-nier, ładnego i dobrze brzmiącego nazwiska; stanowisko, którego dochodem są miłostki, po-jedynki, przegrane zakłady na wyścigach, rozczarowania, kłopoty, mozoły i mnóstwo nie-strawnych przyjemności.Słowem, był światowcem.Mimo szalonej rozrzutności nigdy niemógł zostać c z ł o w i e k i e m m o d n y m.W komicznej armii światowców człowiek modnyjest niejako marszałkiem Francji, elegant równa się szarży generał-lejtnanta.Paweł posiadałpewną reputację eleganta i umiał ją podtrzymać.Służba jego przedstawiała się wzorowo, jegopojazdy podawano za wzór, kolacyjki miały pewien rozgłos, wreszcie g a r s o n i e r a Pawłaliczyła się do kilku, których zbytek dorównywał pierwszym domom w Paryżu.Ale nieunieszczęśliwił ani jednej kobiety, ale nie zgrywał się w karty, ale szczęściu jego brakowałorozgłosu, ale był zanadto uczciwy, aby oszukać kogo, nawet dziewczynę, ale nie gubił bileci-ków miłosnych i nie miał szkatułki z listami kobiet, w której by jego przyjaciele mogli gme-rać czekając, aż on zawiąże krawat albo się ogoli.Tak samo, nie chcąc nadwerężyć swoichmajątków ziemskich, nie miał owego rozmachu, który podsuwa wielkie decyzje i za wszelkącenę ściąga uwagę na młodego człowieka; nie pożyczał pieniędzy od nikogo, popełniał zaśten błąd, że pożyczał przyjaciołom, którzy odsuwali się od niego i nie mówili już o nim anizle, ani dobrze.Uporządkował niejako swój nierząd.Tajemnica jego charakteru tkwiła w ty-ranii ojcowskiej, która uczyniła zeń rodzaj Metysa.Za czym pewnego rana rzekł do swegoprzyjaciela nazwiskiem de Marsay, który z czasem stał się znakomitością: Mój drogi przyjacielu, życie ma sens. Trzeba dojść dwudziestu siedmiu lat, aby je zrozumieć odparł drwiąco de Marsay.93 Tak, mam dwadzieścia siedem lat i właśnie dlatego chcę osiąść w Lanstrac i żyć po szla-gońsku.Będę mieszkał w Bordeaux, w starym pałacu po ojcu, dokąd przeniosę swoje pary-skie urządzenie, tu zaś będę spędzał trzy miesiące w zimie, w tym domu, który zachowam. I ożenisz się? I ożenię się. Jestem twoim przyjacielem, grubasie, wiesz o tym rzekł de Marsay po chwili milczenia otóż powiem ci: zostań dobrym ojcem i dobrym mężem, a ośmieszysz się do śmierci.Gdy-byś mógł być szczęśliwy i śmieszny, rzecz warta byłaby rozwagi; ale nie będziesz szczęśliwy.Nie masz garści dość silnej, aby sterować małżeństwem.Oddaję ci sprawiedliwość: jesteśdoskonałym jezdzcem, nikt lepiej od ciebie nie umie trzymać cugli, spinać konia i siedzieć jakmur na siodle.Ale, mój drogi, małżeństwo to inna jazda.Widzę cię już ponoszonego przezhrabinę de Manerville, pędzącego wbrew woli częściej galopa niż trapa, niebawem wysadzo-nego z siodła, ba! Wysadzonego tak, że znajdziesz się w rowie, z połamanymi nogami.Słu-chaj! Zostało ci czterdzieści i kilka tysięcy renty w ziemi.Dobrze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]