[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.4Korelia to przykład częstego w historii zjawiska republika, której wład-ca posiada wszelkie atrybuty monarchy absolutnego z wyjątkiem tytułu.Dlategopanował w Korelii zwyczajny despotyzm, nie ograniczony ani dbałością władcyo honor królewski, ani etykietą dworską czynnikami powstrzymującymi nieconiektóre zapędy władców w prawdziwych monarchiach.Poziom życia był niski.Dni Imperium Galaktycznego odeszły w przeszłość.Pozostały jedynie nieme pomniki dawnej świetności i milczące ruiny okazałychgmachów.Dni Fundacji jeszcze nie nadeszły i wobec zdecydowanie wrogiejpostawy władcy, Komodora Aspera Argo, surowych przepisów dotyczących han-dlarzy i jeszcze surowszego zakazu wstępu dla misjonarzy wydawało się, żenigdy nie nadejdą.Port kosmiczny był zaniedbany i zniszczony, co przygnębiająco wpływało nazałogę Odległej Gwiazdy.Rozsypujące się hangary sprawiały wrażenie zupeł-nego opuszczenia i beznadziei i Jaim Twer wiercił się niespokojnie nad pasjan-sem.Hober Mallow rzekł w zadumie: Można tu niezle pohandlować.Patrzył spokojnie przez iluminator.Jak na razie, niewiele można było powie-dzieć o Korelii.Podróż przebiegała spokojnie, bez przygód.Eskadra, która wy-leciała im na spotkanie, składała się z niewielkich, zdezelowanych stateczków,będących odległym wspomnieniem świetnej przeszłości i poobijanych, niezgrab-nych wraków.Trzymały się od nich z daleka, z wyraznym respektem i sytuacjata nie zmieniła się po wylądowaniu.Już od tygodnia Mallow bezskutecznie sta-rał się uzyskać posłuchanie u miejscowych władz.Jego prośby pozostawały bezodpowiedzi. Można tu pohandlować powtórzył Mallow. Można powiedzieć, że tozupełnie dziewiczy kraj.Jaim Twer rzucił karty i spojrzał na niego z irytacją. Co, u diabła, masz zamiar robić, Mallow? Załoga szemra, oficerowie nie-pokoją się, a ja zastanawiam się. Zastanawiasz się? Nad czym? Nad naszą sytuacją.I nad tobą.Co zrobimy?129 Poczekamy.Twer poczerwieniał i parsknął ze złością: Chyba jesteś ślepy, Mallow.Dookoła stoją straże, a nad głowami mamy ichstatki.Załóżmy, że przygotowują się, żeby tak w nas walnąć, że zostanie po nastylko dziura w ziemi. Mieli na to tydzień. Może czekają na posiłki wzrok Twera stał się twardy.Mallow nagleusiadł. Myślałem o tym.Widzisz, to nie jest takie proste.Po pierwsze, dostaliśmysię tu bez kłopotu.Oczywiście, to może nic nie znaczyć, bo w zeszłym roku prze-padły tylko trzy statki spośród ponad trzystu.To niski procent.Ale równie dobrzemoże to znaczyć, że mają mało statków z bronią jądrową i że dopóki nie będąmieli więcej, nie chcą ich niepotrzebnie narażać.Z drugiej strony, może to świadczyć o tym, że w ogóle nie mają broni jądro-wej.Albo mają i trzymają ją w ukryciu, w obawie, że coś wywąchamy.W końcuco innego napadać na zbłąkane, lekko uzbrojone statki kupieckie, a co innego za-dzierać z pełnomocnym posłem Fundacji, szczególnie w sytuacji, kiedy już samfakt przybycia tego posła może wskazywać na to, że Fundacja zaczyna coś podej-rzewać.Połącz to. Powoli, Mallow, powoli Twer podniósł ręce. Zasypujesz mnie słowa-mi.Przejdz do rzeczy.Mniejsza o drobiazgi. Muszę mówić o drobiazgach, bo inaczej nic nie zrozumiesz.Chodzi o to,kto kogo przetrzyma.Oni nie wiedzą, co tu robię, a ja nie wiem, co oni tu mają.Ale ja jestem w gorszej sytuacji, bo jestem sam, a oni mają za sobą cały swójświat.a może też broń jądrową.Nie mogę sobie pozwolić na to, żeby ulec.Napewno jest to niebezpieczne.Na pewno może po nas zostać tylko dziura w ziemi.Ale wiedzieliśmy o tym od początku.Czy możemy zrobić coś więcej niż czekać? Nie.a to co?Mallow spokojnie podniósł głowę i włączył odbiornik.Na ekranie pojawiłasię twarz sierżanta trzymającego wachtę. O co chodzi, sierżancie? Przepraszam, sir rzekł sierżant. Ludzie wpuścili na pokład misjonarzaz Fundacji. Kogo?! Mallow posiniał z wściekłości. Misjonarza, sir.Potrzebuje pomocy lekarskiej. Zaraz będziecie jej sami potrzebować za tę robotę.Zająć stanowiska bojo-we!Zwietlica dla załogi była prawie pusta.Pięć minut po wydaniu rozkazu nawetci, którzy tego dnia nie mieli służby, byli już przy wyrzutniach.Szybkość byłanajwiększą cnotą w zanarchizowanych rejonach przestrzeni międzygwiezdnej naPeryferiach, a celowały w niej załogi statków licencjonowanych handlarzy.130Mallow wszedł wolnym krokiem i obejrzał misjonarza ze wszystkich stron.Jego wzrok prześlizgnął się na porucznika Tintera, który z zakłopotaniem odsunąłsię na bok, a potem na sierżanta Demena, dowódcę wachty, który stał spokojnie,z twarzą bez wyrazu, po drugiej stronie misjonarza.Potem odwrócił się do Twera.Rozejrzał się zamyślonym wzrokiem po pokojui rzekł: No cóż, Twer, sprowadz tu po cichu oficerów.Wszystkich, oprócz koordy-natora i balistyka.Ludzie mają zostać na stanowiskach i czekać na dalsze rozkazy.Potem nastąpiła pięciominutowa przerwa, w czasie której Mallow otworzyłkopnięciem drzwi do ubikacji, zajrzał za bar i zaciągnął zasłony na oknach.Napół minuty w ogóle wyszedł z pokoju, a kiedy wrócił, mruczał coś pod nosem.Weszli rzędem oficerowie.Na końcu Twer, który zamknął cicho drzwi.Mallow spytał spokojnie: Po pierwsze, kto wpuścił tego człowieka bez mojego rozkazu?Z szeregu wysunął się sierżant wachtowy.Pozostali odwracali wzrok. Przepraszam, sir.Nie zrobił tego nikt konkretny.To było coś w rodzajuogólnego porozumienia.On jest jednym z nas, można powiedzieć, a ci cudzo-ziemcy tutaj. Rozumiem wasze uczucia, sierżancie i podzielam je uciął krótko Mal-low. Wy dowodziliście tymi ludzmi? Tak, sir. Kiedy to się skończy, mają zakaz opuszczania przez tydzień swoich po-mieszczeń.A wy przez ten czas będziecie pozbawieni dowództwa.Zrozumiano?W twarzy sierżanta nie drgnął żaden mięsień, ale jego ramiona zgarbiły sięnieznacznie. Tak jest, sir odparł krótko. Możecie odejść.Zajmijcie swoje stanowisko przy wyrzutniach.Za sierżantem zamknęły się drzwi i wtedy podniósł się szmer. Dlaczego go ukarałeś, Mallow? wtrącił się Twer. Wiesz o tym, żeKorelianie zabijają schwytanych misjonarzy. Działanie wbrew moim rozkazom jest karygodne bez względu na to, comożna znalezć na jego usprawiedliwienie.Bez mojego zezwolenia nie wolno byłonikogo wpuszczać ani wypuszczać ze statku.Porucznik Tinter mruknął buntowniczo: Siedem dni bezczynności.W takich warunkach nie można utrzymać dys-cypliny. Ja mogę rzekł lodowato Mallow. Dyscyplina w idealnych warun-kach to żadna sztuka.Albo utrzymam ją w obliczu zagłady, albo jest w ogóleniepotrzebna.Gdzie ten misjonarz? Przyprowadzić go tu!Handlarz usiadł.Wprowadzono ostrożnie postać zakutaną w szkarłatnypłaszcz. Jak się nazywasz, wielebny ojcze?131 Hę? postać w szkarłatnych szatach obróciła się całym ciałem w stronęMallowa.Jej oczy patrzyły tępo.Na skroni widniał potężny siniak.Aż do tej porymisjonarz nic nie powiedział ani, o ile Mallow zauważył, nie poruszył się. Jak się nazywasz, wielebny ojcze? W drżące ciało misjonarza zaczęło naglepowracać życie.Wyciągnął ramiona, jakby chciał nimi objąć Mallowa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]