[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To nie była twoja wina.Zaczęłaś jej szukać, gdytylko stało się to możliwe - tłumaczył jej rozsądnie.Lunzie westchnęła.- Nie powinnam była jej opuszczać.- Tee pochwycił ją za ręce i obrócił tak, by mogłaspojrzeć mu w oczy.- Zrobiłaś dobrze.Musiałaś utrzymywać swoje dziecko.Chciałaś zapewnić jejwygodę, zamiast tylko-niezbędnego minimum.Zostawiłaś ją pod najlepszą opieką.Winićmożna tylko los.Cokolwiek, ale nie ciebie.Jedziesz więc czy nie? Spotkasz się ze swojącórką i wnukami? - Ludzie w końcu kiwnęła głową.- Tak, jadę.Muszę.- Zwietnie, jest więc co świętować! - Chwycił paczkę, którą przyniósł ze sobą, i wyjąłz niej butelkę rzadkiego cetiańskiego wina i dwa kieliszki o długich nóżkach.- To moje itwoje zwycięstwo i chcę, żebyśmy razem za to wypili.Powinnaś i chociaż zachować pozory,że masz co świętować.- Ale ja naprawdę mam - zaprotestowała Lunzie. - W takim razie zetrzyj z twarzy tę zmartwioną minę i chodz ze mną! - Przełożyłkieliszki do jednej ręki i bez większego wysiłku zarzucił sobie Lunzie na ramię.Piszczała jakuczennica, gdy niósł ją do sypialni i rzucił na szerokie, podwójne łóżko.- Nie mogę! Root na mnie czeka.- Wywinęła się i spojrzała na cyfrowy zegar uwezgłowia.- Oj Muhlah! Już testem spózniona! - Zaczęła się podnosić, ale ją powstrzymał.- Ja się tym zajmę - stwierdził.Komunikator zadzwięczał, gdy wystukiwał numer.Lunzie musiała zdusić śmiech, kiedy usłyszała, jak Tee poprosiwszy o rozmowę z doktoremRootem poważnym tonem poinformował, że nie będzie mogła się stawić z  powodówrodzinnych'.Jego głos brzmiał tak grobowo, że I.unzie musiała ukryć twarz w pościeli, bystłumić wybuch śmiechu.- Proszę bardzo - powiedział Tee rzucając swoją tunikę w kąt pokoju i ściągając buty.- Wszystko załatwione.Jesteś usprawiedliwiona i doktor Root przesyła ci wyrazy szacunku iwspółczucia.- Nie wiem, dlaczego ci na to pozwalam.Nie powinnam być taka lekkomyślna -skarciła się Lunzie, trochę zawstydzona.- Zazwyczaj poważniej traktuję swoje obowiązki.- Naprawdę byłabyś w stanie pobierać krew i mierzyć ciśnienie mając to wszystko wgłowie? - zapytał z niedowierzaniem.- Fiona się odnalazła!- No, nie.- Więc ciesz się z tego - zachęcał ją Tee.- Ze mną.Uklęknął przed nią, chwycił jej stopę i zaczął zdejmować z niej spodnie treningowe.Gdy obie nogi zostały uwolnione poczynając od palców rozpoczął wędrówkę drobnymipocałunkami po nagiej skórze Lunzie.Jego dłonie pieściły jej uda i pośladka kciukami gładziłzagłębienia na biodrach.Gdy wargami dotarł do brzucha i ciepły oddech wzbudzał przyjemnedreszcze na skórze, Lunzie położyła się na łóżku wzdychając z rozkoszą.Jej ręce błądziły wjego włosach i odnalazły delikatne linie uszu.Zamknęła oczy i cicho pojękując pozwoliłaporwać się przyjemności, aż opadną fale uniesienia.Tee podniósł głowę i podciągnął się wyżej nachylając się nad nią.Lunzie otworzyłaoczy, by się do niego uśmiechnąć i napotkała jego figlarne spojrzenie.- O nie, tylko nie to  zaprotestowała, kiedy osunął się i zanurzył swój język w jejpępku.- Aa! To nie fair!Schwycił jej ręce, którymi biła go po głowie.- No, no.W miłości wszystko wolno, a ja cię kocham.- Więc chodz tu i walcz jak mężczyzna.- Uwolniła ręce i popchnęła go.Tee wspiął sięi usiadł obok niej.Lunzie odpięła magnetyczny szew w jego spodniach i rzuciła je w ślad zatunikąBył już gotowy.Lunzie delikatnie pieściła go koniuszkam palców, gdy kładli się oboksiebie złączeni w głębokim pocałunku Nachylił się, by dotknąć językiem sutków, ujął wdłonie jej pieni rozstawiając palce, by móc objąć całe.Ich ręce połączyły się splecione, potemrozstały się, by kreślić zmysłowe wzory na wrażliwej skórze szyi, piersi i brzucha.Teeprzewrócił się na plecy sadzając na sobie Lunzie i pieszcząc ją.Ona oparła mu dłonie napiersi i masowała jego ciało, potem odchyliła się do tyłu, by poczuć twarde mięśnie ukochanka.Wygięła się w łuk, dosiadła go i połączone ciała zaczeły poruszać się razem wcoraz szybszym tempie.W końcu Tee przyciągnął ją do siebie i zwarli się we wzajemnym uścisku, całującusta, szyje i uszy pod wpływem wielkiej namiętności.Lunzie mocno przytuliła się do Tee, gdy jej serce zwalniało do normalnego rytmu.Potarła policzkiem o jego twarz i poczuła silniejszy uścisk ramion.Radość z zakończonychposzukiwań przyćmiona była myślą o opuszczeniu Tee.Zgadzali się nie tylko pod względemfizycznym, było im ze sobą dobrze.Znali swoje upodobania, pragnienia i uczucia jak dwoje ludzi, którzy przeżyli razem całe życie.Czuła się rozdarta między koniecznością zakończeniaposzukiwań a pozostaniem z człowiekiem, który obdarzał ją miłością.Gdyby istniał sposób,by zabrać go ze sobą.Tee nie odmawiał jej prawa do odbudowania sobie życia po takdramatycznej przerwie; nie mogła więc wymagać, by on zrezygnował ze swojego.Zbytciężko nad tym pracował i zbyt wiele stracił.Sama myśl, że mogłaby o to prosić, napawała jąpoczuciem winy.Kochała go jednak bardzo i wiedziała, jak będzie za nim tęsknić,Uwolniła Tee od swojego ciężaru, przeturlała się po pościeli i natrafiła na twardyprzedmiot ukryty pod prześcieradłem.Zaciekawiona uchyliła je i wyciągnęła butelkę wina.- Ach tak, Cetus, 2755.To chyba twój rok urodzenia.Ten napój jest najlepszy dopieropo osiemdziesięciu latach.- Gdzie są kieliszki? - spytała Lunzie.- Takie wino zasługuje na kryształ.- Będziemy pić z butelki - odparł Tee przytulając ją znowu.- Nie ruszę się stąd.Dopiero, by ugotować świąteczny obiad, do którego kupiłem już wszystkie składniki wdrodze do domu.- Opadł na poduszki, palcem wodząc po jej twarzy.Lunzie leżałarozmarzona rozkoszując się tą pieszczotą.Nagle uderzyła ją pewna myśl.- Wiesz - powiedziała unosząc się na łokciu.- Może powinnam polecieć na Alfę jakolekarz pokładowy.W ten sposób oszczędziłabym dużą część opłaty za podróż.Tee udawał wstrząśniętego.- Teraz myślisz o pieniądzach? Kobieto, nie ma w tobie cienia romantyzmu.- Lunziezmrużyła jedno oko [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl