[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A śpiewanie kryształu.– ciągnął dalej.– To zależy, co uważasz za ryzyko – odparła łagodnie Killashandra.Cieszyła się, że może zabrać ze sobą zwiewne jaskrawe szmatki.Żadne ryzyko nie wydawało się zbyt wielkie w zestawieniu z życiem na takim poziomie.I do tego Cech liczył jedynie cztery tysiące czterysta dwadzieścia pięć osób.Szybko zajdzie na szczyt.– Czy naprawdę masz pojęcie, czego się wyrzekasz, Killashandro? – w jego glosie pobrzmiewała świadomość winy.Spojrzała na jego pomarszczoną, starzejącą się twarz i poczuła ukłucie prawdziwej niechęci.Po takich atakach każdy wyglądałby okropnie.Filozoficzny nastrój Carrika nie przypadł jej specjalnie do gustu i miała nadzieję, że nie będzie tak ględził przez całą drogę na Ballybran.Czy o to mu właśnie chodziło? Że człowiek na wakacjach to częstokroć zupełnie inna osoba niż podczas codziennej rutyny?– A czego mogę oczekiwać po Fuerte? – spytała, wzruszając ramionami.Po przybyciu na Ballybran nie musi w końcu wiązać się na stałe z Carrikiem.– Wolę raczej zaryzykować, nieważne, jak wysoka byłaby stawka, niż gnić tu bez końca.Musnął kciukiem wnętrze jej dłoni i po raz pierwszy ta pieszczota nie wzbudziła u niej nagłego dreszczu.Jego stan nie zapowiadał jednak pójścia do łóżka i ów gest był bez znaczenia.– Widziałaś jedynie jasną stronę śpiewania kryształu.– Już mi mówiłeś o niebezpieczeństwie i spełniłeś wymogi prawa.Teraz decyzja należy do mnie.Mocno ścisnął jej rękę, a w oczach zabłysła mu radość, stanowiąca dużo lepsze wsparcie niż jakiekolwiek banalne słowa.– W dodatku to jeden z najmniejszych Cechów galaktyki – uwolniła dłoń i włożyła resztę rzeczy do torby podróżnej.– To mi odpowiada.Uniósł brwi, obdarzając ją sardonicznym uśmieszkiem, bardziej odpowiednim dla poprzedniego wcielenia.– Anonimowy tłum, to nie dla ciebie.– Właśnie.Nigdzie nie będę druga.– Lepszy martwy bohater niźli żywy tchórz? – nabijał się z niej.– Jeśli tak chcesz to rozumieć.Trzymaj.To wszystkie nasz ubrania.Lepiej śmigajmy do portu.Muszę jeszcze sprawdzić przepisy planetarne, skoro opuszczam układ, Kto wie, może nawet przysługuje mi jakiś kredyt? Usiadła za sterem ślizgacza, a Carrik z zadowoleniem zdrzemnął się w sąsiednim fotelu.Być może ten odpoczynek dobrze mu zrobił albo starał się dbać o to, jak widzą go inni, wszystko jedno.W każdym razie wątpliwości Killashandry co do tego, czy można na nim polegać, rozwiały się, gdy zaczął dyrygować urzędnikami portowymi i nękać agenta w biurze rezerwacji, czy aby nie przeoczył szybszego lotu albo korzystniejszego połączenia, Killashandra zostawiła go przy ostatecznych uzgodnieniach i zabrała się za wyjaśnienie swego statusu w centralnym komputerze Fuerte.Ale w momencie gdy umieściła na miejscu bransoletę i kciuk, konsola zaczęła wydawać z siebie gorączkowy szwargot i migotać czerwonymi światłami.Zaskoczyło ją to.W końcu zaprogramowała tylko kontrolę kredytu, wprowadziła informację, że opuszcza planetę i spytała, czy lądowanie w znajdujących się na trasie systemach wymaga specjalnych szczepień.Tymczasem kontroler wyskoczył zza swej centralnie położonej konsoli, a dwóch strażników portowych skierowało się w jej stronę.Wyjścia hali przyjęć zabłysły ostrzegawczą czerwienią, gdy zatrzasnęły się ich rygle – ku niewątpliwej konsternacji próbujących właśnie wejść lub wydostać się ludzi.Killashandra była zbyt oszołomiona, by zareagować, i wpatrywała się bezmyślnie w podbiegających do niej strażników.– Killashandra Ree? – kontroler dyszał z wysiłku.– Tak?– Mamy panią zatrzymać.– Dlaczego? – poczuła złość.Nie mogła wyobrazić sobie żadnej zbrodni, jaką by popełniła, żadnego naruszenia czyichkolwiek praw.Niezarejestrowanie zmiany statusu nie było wykroczeniem tak długo, póki nie zaczęła wykorzystywać zasobów planetarnych przy braku kredytu.– Proszę pójść z nami – powiedzieli chórem strażnicy portowi.– Dlaczego?– Eee.– wymamrotał kontroler, gdy obaj strażnicy zwrócili się ku niemu.– Otrzymaliśmy polecenie zatrzymania pani.– Nie zrobiłam nic złego.– O co tu chodzi? – Carrik był z powrotem sobą.Przepchnął się między nimi i opiekuńczo, objął Killashandrę.– Ta młoda dama jest pod moją opieką.Na te słowa kontroler i strażnicy wymienili niespodziewanie poważne i zdecydowane spojrzenia.– Ta młoda dama znajduje się pod opieką jej rodzinnej planety – oznajmił pompatycznie kontroler, wskazując na podłogę.– Istnieją pewne wątpliwości co do jej równowagi psychicznej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]