[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cóż się mogło przydarzyć ARCT-10? Kai nie słyszał, żeby kiedykolwiek uległ zniszczeniu okręt tych rozmiarów.Mogły się rozpaść lub zostać uszkodzone poszczególne sektory, lecz cały okręt? Jednostka rozmiarów niewielkiego księżyca? Chłopaka nic nie obchodziły losy grawitantów i ich gra o Iretę.Chciałby, żeby Tanegli, choć już stary, odpowiadał za bunt.Na SP czekały inne, bogate światy - powinni to wykorzystać.Chciałby również wiedzieć, czemu spóźniał się ARCT-10, gdzie był, czym się zajmował, dlaczego tu nie wrócił - chciałby się tego dowiedzieć choćby po to, żeby uśmierzyć niepokój i troskę.W końcu Kai zasnął, próbując sobie wyjaśnić nieobecność ARCT-10.Triv ukołysał się do snu powtarzaniem współrzędnych ich wcześniejszych znalezisk; powtarzał je tak długo, aż był pewny, że wykuł je na blachę.Początkowo martwił się, że sprzątnięto mu sprzed nosa wszelkie korzyści, jakich się spodziewał po wyprawie.Ogromnie by się ucieszył, gdyby dało się nadrobić utracony czas.To jasne, że jego saldo powinno wzrosnąć przez owe lata hibernacji.Żaden bank nie rozproszy jego aktywów, dopóki nie będzie wiadomo, co stało się z ich właścicielem.Spróbował dla zabawy oszacować obecny stan konta - czterdzieści trzy lata akumulacji, procent składany.Triv niezbyt się przejmował przespaniem tylu dziesięcioleci, bo z nikim go nie łączyły jakieś ściślejsze więzy.Wszystko było w porządku, dopóki odsetki powiększały jego finansowe zasoby.Liczył też na należny mu procent od bogactw, jakie SP zaczną eksploatować na Irecie.Triv usłyszał cichutki szelest i ostrożnie obrócił głowę.Znowu Kai.Poczuł przelotne współczucie i sympatię; to go tylko upewniło, że słusznie unikał wszystkich więzi.Już niedługo, gdy tylko Ireta spełni jego oczekiwania, będzie mógł żyć z procentów od kapitału.Znajdzie sobie jakąś spokojną, wygodną, leżącą na uboczu planetę, zwiąże się z jakąś potulną istotą, żeby zaspokajała jego potrzeby i będzie robił, co mu się tylko zamarzy, o ile mu się coś zamarzy! Poza tym zawsze znajdzie jakąś robotę - geolog z takim doświadczeniem i Uczeń Dyscypliny.Portegin cieszył się, że Aulia dalej hibernuje i zarazem go to drażniło.Dobrze znał jej wady; jednak tworzyli zgrany zespół badawczy i dobraną parę.Już się otrząsnął ze skutków hibernacji i zaczynało mu brakować Aulii.Przyszło mu też na myśl, że teraz dziewczyna bardziej doceni ich związek - będą z jednego czasu! Nie będzie jej łatwo nawiązać przyjaźń z “subiektywnymi" rówieśnikami.Portegin nadal złościł się na Lunzie za manipulowanie jego osobowością.Może i miała zgodę Kaia i Varian, lecz on sam nie wyraził przecież zgody na “dłubanie" w swoim umyśle.Wiedział co prawda, że Adepci nigdy nie nadużywali swoich możliwości, bo tylko bardzo nieliczni, godni całkowitego zaufania, osiągali owe szczyty, a mimo to był zły na lekarkę.Jedyna korzyść, którą przyniósł ten dzień, to pewność, że nie stracą premii za minerały i kruszce.Ciekawiło go, czy Kai i Varian naciągną choć trochę swój subiektywny wiek - powiedzmy o trzy, cztery lata; ci, którzy hibernowali podczas służby, dostawali tylko minimalną stawkę i to bez względu na powody, które ich zmusiły do hibernacji.Żeby Kai się wreszcie wygodnie ułożył, myślał Portegin.Stara się robić jak najmniej hałasu, ale to jest jeszcze gorsze.Lunzie nawet nie drgnęła, od kiedy się położyli.Portegin podziwiał lekarkę.Nigdy przedtem nie podejrzewał, że jest ona kimś więcej niż tylko medykiem.Zasnął, starając się oszacować spodziewane premie.Lunzie leżała tak spokojnie, gdyż nakazała swemu ciału bezruch i rozluźnienie.Rozmyślała nad wydarzeniami minionego dnia: w gruncie rzeczy pomyślnymi, choć wyraźne zainteresowanie Varian tym osadnikiem, Aygarem, mogło stać się źródłem kłopotów.Trzeba odciągnąć od niego dziewczynę, na nowo rozbudzić jej zainteresowanie ptakami, rozniecić zawodowe ambicje ochrony owej rasy.Lunzie podzielała pogląd Varian, że nie należy Ryxiom udzielać zbyt obszernych informacji o złocistych ptaszyskach.Owe ptaki to rasa godna uwagi.Dobrze by się było też dowiedzieć, skąd się wzięły na Irecie te olbrzymie roślinożerne i drapieżcy z mezozoicznej ery Ziemi.Owe całkowicie bezużyteczne stwory miały tu zadziwiająco dobre warunki życia.Planeta obfitowała w anomalie.Lunzie ogromnie lubiła łamigłówki, zwłaszcza jeżeli jako pierwsza zabierała się do ich rozwiązywania.Jeszcze nigdy nie natrafiła na tyle niewiadomych.Rutynowy przydział, no nie? Ponownie wszystko rozważyła i uznała, że ma spore szansę na wyciągnięcie królika z kapelusza.Zachichotała bezgłośnie - może raczej z hełmu kosmicznego? Nooo, nie powinna być zbyt zachłanna; nadmierna zachłanność prowadzi do zadufania, przeceniania siebie, a takie nastawienie raczej szkodzi niż pomaga.Dwa sukcesy ułagodzą Radę Adeptów.Hmmm, jeśli pomyślnie zakończy oba główne zadania, to może się spodziewać, że się jej powiedzie i z pozostałymi.Lunzie dobrze wiedziała, że może się tak bawić zmiennymi i to bez uwzględniania czynnika przypadku - przez calutką noc, a nie wyczerpie nawet połowy ewentualnych powiązań i możliwości; toteż zainicjowała wprowadzającą w sen “ścieżkę" hipnotyczną.Następnego ranka, po pożywnym śniadaniu, lekarka poleciała czteroosobowym ślizgaczem do jaskini ptaków
[ Pobierz całość w formacie PDF ]