[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie, Constance - ciągnął Pendergast.- Jedyni ludziezasługujący na ratunek to my dwoje.Pokręciła głową.- Mówisz o pasażerach.A załoga i obsługa? Oni tylkopróbują zarobić na życie.Czy zasłużyli, żeby umrzeć?Pendergast machnął ręką.- To tylko woły robocze łatwe do zastąpienia, nicnieznaczące drobiny w wielkim morzu mas pracujących, któreobmywa brzegi świata niczym przypływy i odpływy, niepozostawiając śladu.- Przecież tak nie myślisz.Ludzie są dla ciebienajważniejsi.Przez całe życie usiłujesz ratować innym życie.- W takim razie zmarnowałem całe życie na bezsensowne,wręcz śmieszne wysiłki.Pod jednym względem zawsze sięzgadzałem z moim bratem Diogenesem: nie ma dziedzinybardziej obmierzłej niż antropologia.Wyobraz sobie:poświęcić życie studiowaniu bliznich.- Wziął ze stołumonografię Brocka, przekartkował ją i podał Constance.-Spójrz na to.Constance popatrzyła na otwartą stronicę.Widniała tamczarno-biała reprodukcja olejnego obrazu: młody,zachwycający anioł pochylał się nad osłupiałym mężczyzną,prowadząc jego dłoń po stronicy manuskryptu.- Zwięty Mateusz i anioł - powiedział.- Znasz ten obraz?Spojrzała na niego ze zdziwieniem.- Tak.- Więc wiesz, że niewiele jest na świecie bardziejsubtelnych obrazów.Czy piękniejszych.Spójrz na wyrazintensywnego wysiłku na twarzy Mateusza.jakby każdesłowo spisywanej przez siebie ewangelii wyrywał z samegojądra swojej istoty.I porównaj to ze swobodną postawąpomagającego mu anioła: z leniwie zwieszoną głową, na wpółnaiwnym, na wpół wstydliwym ustawieniem nóg, niemalskandalicznie zmysłową twarzą.Popatrz, jak lewa zakurzonastopa Mateusza wyrywa się do nas, prawie przełamuje planobrazu.Nic dziwnego, że mecenas odrzucił dzieło! Ale jeślianioł wydaje się zniewieściały, wystarczy widok tej mocy, tejchwały we wspaniałych skrzydłach, żeby nam przypomnieć,że patrzymy na świętość.- Przerwał na chwilę.- Czy wiesz,Constance, dlaczego ze wszystkich reprodukcji w monografiita jedna jest czarno-biała?- Nie, nie wiem.- Ponieważ nie istnieje żadne kolorowe zdjęcie.Obrazzostał zniszczony.Tak, ten wspaniały pomnik twórczegogeniuszu zniszczyły bomby podczas drugiej wojny światowej.Teraz mi powiedz: gdybym miał wybierać pomiędzy tymobrazem a życiem miliona ciemnych, bezużytecznych,efemerycznych ludzi.którzy podobno tyle dla mnie znaczą.jak myślisz, komu kazałbym zginąć w płomieniach?Podsunął jej obraz.Spojrzała na niego ze zgrozą.- Jak możesz wygadywać takie podłe rzeczy? I jakie maszdo tego prawo? Dlaczego uważasz, że jesteś inny?- Moja droga Constance! Wcale nie uważam się zalepszego od reszty tej zgrai.Mam takie same podstawowewady jak każdy.A jedna z tych wad to zwierzęcy egoizm.Zasługuję na uratowanie, ponieważ pragnę przedłużyć swojeżycie.i mam na to szansę.Tym razem nie chodzi o zwykłeryzyko: pędzimy z maksymalną szybkością w stronękatastrofy.A praktycznie biorąc, jak mogę uratować tenstatek? Jak w każdej katastrofie, każdy troszczy się o siebie.- Naprawdę myślisz, że mógłbyś spokojnie żyć dalej potym, jak porzucisz tych wszystkich ludzi?- Oczywiście, że mógłbym.Ty też.Constance zawahała się.- Nie jestem taka pewna - mruknęła.W głębi duszy musiała przyznać, że jego słowa brzmiąniezwykle kusząco - i to ją najbardziej przerażało.- Ci ludzie nic dla nas nie znaczą.Jak śmiertelne ofiary, októrych czytasz w gazetach.Po prostu zostawimy tę pływającąGomorę i wrócimy do Nowego Jorku.Pogrążymy się wintelektualnych rozrywkach, filozofii, poezji, konwersacji;dom przy Riverside osiemset dziewięćdziesiąt jeden towspaniale urządzone miejsce odosobnienia, refleksji iwypoczynku.- Przerwał.- Czy nie tak postępował twójpierwszy opiekun, mój daleki krewniak, Enoch Leng? Popełniłzbrodnie znacznie ohydniejsze niż my w naszej małej chwiliegoizmu.A jednak udało mu się spędzić życie wygodnie isatysfakcjonująco, pod względem fizycznym i intelektualnym.Długie, długie życie.Wiesz, że to prawda, Constance: byłaś znim przez cały czas.I znowu kiwnął głową, jakby wytoczył rozstrzygającyargument w dyskusji.- To prawda.Byłam z nim.Widziałam, jak wyrzutysumienia powoli niszczą spokój jego umysłu, niczym kornikitoczące spróchniałe drewno.Pod koniec zostało tak niewiele zbłyskotliwego człowieka, że niemal doznałam ulgi, kiedy.-Nie mogła mówić dalej.Ale już podjęła decyzję: nieprzekonało jej nihilistyczne przesłanie Pendergasta.-Aloysius, nie obchodzi mnie, co mówisz.To nie tak.Zawszepomagałeś innym.Poświęciłeś im całą karierę.- Właśnie! I z jakim pożytkiem? Co dostałem w nagrodęoprócz wstydu, rozczarowania, wyobcowania, żalu, cierpieniai pretensji? Gdybym odszedł z FBI, nikt by po mnie nie płakał.Częściowo dzięki mojej niekompetencji mój jedyny przyjacielw Biurze zginął paskudną śmiercią.Nie, Constance, w końcupoznałem gorzką prawdę.Przez ten cały czas trudziłem siębez sensu, całkiem jak Syzyf, żeby uratować coś, czego wostatecznym rozrachunku nie da się uratować.Po tych słowach znowu rozsiadł się w skórzanym fotelu isięgnął po filiżankę.Constance patrzyła na niego ze zgrozą.- To nie jest Aloysius Pendergast, jakiego znałam.Zmieniłeś się.Odkąd wróciłeś z apartamentu Blackburna,zachowujesz się inaczej.Pendergast łyknął herbaty i prychnął lekceważąco.- Powiem ci, co się stało.Auski spadły mi z oczu.-Starannie odstawił filiżankę na stolik i odchylił się do tyłu.-To pokazało mi prawdę.- To?- Agozyen.To naprawdę niezwykły przedmiot, Constance,mandala, która pozwala ci dojrzeć rzeczywistą prawdę wcentrum świata: czystą, niefałszowaną prawdę.Prawdę takpotężną, że złamie słabsze umysły.Ale dla tych z nas, którzymają silny intelekt, stanowi objawienie.Teraz znam siebie:wiem, kim jestem, i co ważniejsze, czego chcę.- Czy pamiętasz, co mówili mnisi? Agozyen to zło,mroczne narzędzie zemsty, którego celem jest oczyszczenieświata.- Tak.Poniekąd dwuznaczny dobór słów, prawda?Oczyszczenie świata.Ja oczywiście nie użyję go do tego celu.Raczej umieszczę go w bibliotece naszego domu przyRiverside Drive, żeby do końca życia kontemplować jegocuda.- Pendergast wyprostował się i znowu sięgnął pofiliżankę.- Toteż zabiorę ze sobą Agozyena do pływającejtratwy.I ciebie też.jeśli zgodzisz się na mój plan.Constance przełknęła ślinę.Nie odpowiedziała.- Czas się kończy.Nadeszła pora, żebyś podjęła decyzję,Constance: jesteś ze mną.czy przeciwko mnie?I łyknął herbaty, przyglądając jej się spokojnie bladymikocimi oczami znad krawędzi filiżanki.59.LeSeur zdecydował, że powinien pójść sam.Teraz przystanął przed zwykłymi metalowymi drzwiamikabiny komodora Cuttera.Spróbował się opanować iwyrównać oddech, po czym zrobił krok do przodu i zastukałcicho dwa razy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]