[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie w załzawionej re-trospekcji albo jakiejś bliżej nieokreślonej przyszłości, lecz tu i teraz, w zielonej sukni. Zaczekaj chwilę powiedziałem do Cyd, kiedy wysiedliśmy z taksówki przedhotelem.Wziąłem jej ręce w swoje i stanęliśmy w milczeniu przy tętniącej ruchem Park Lane.Za naszymi plecami połyskiwały ścięte mrozem trawniki Hyde Parku. Co się stało? zapytała. Nic odparłem. W tym rzecz.Wiedziałem, że nigdy nie zapomnę tego, jak wyglądała owej nocy, wiedziałem, żenigdy nie zapomnę jej zielonej chińskiej sukni.I chciałem czegoś więcej, niż nacieszyćsię tą chwilą, chciałem ją zatrzymać w czasie, by móc przypomnieć ją sobie pózniej,kiedy dobiegnie końca.396 W porządku? zapytała z uśmiechem. W porządku odparłem i dopiero teraz dołączyliśmy do roześmianego tłumu wsmokingach i balowych sukniach, który spieszył na ceremonię rozdania nagród.* * * A najlepszym debiutantem jest. Prześliczna prezenterka pogody zmagałasię przez chwilę z kopertą..Eamon Fish.Eamon wstał z miejsca.Lekko pijany i uśmiechnięty, wyglądał na bardziej zadowo-lonego, niż chciałby to okazywać w obecności tylu kamer.Przechodząc, uściskał mniez autentycznym entuzjazmem. Obaj na to zapracowaliśmy powiedział. Nie.Ty na to zapracowałeś odparłem. Idz odebrać swoją nagrodę.Za jego ramieniem widziałem siedzących przy sąsiednim stoliku Marty ego Mannai Siobhan Marty ego w jednej z tych jaskrawych krótkich kurtek, noszonych przezludzi, którzy uważają strój wieczorowy za podobny przeżytek jak palenie fajki albodomowe kapcie, Siobhan szczupłą i elegancką w jakimś białym przezroczystym ciuchu.397Ona uśmiechnęła się, on podniósł w górę kciuki.Pózniej, kiedy rozdano wszystkienagrody, podeszli do naszego stolika.Chociaż Marty był lekko pijany i niezle wkurzony w tym roku nie przyznano mużadnej nagrody zachowywali się bez zarzutu.Przedstawiłem ich Cyd oraz Eamonowi.Jeśli Marty zdał sobie sprawę, że Cyd jesttą samą kobietą, która kiedyś wywaliła mu spaghetti na kolana, nie dał tego po sobiepoznać.Pogratulował Eamonowi nagrody.Siobhan pogratulowała Cyd sukienki.Nie zapytała jej: Gdzie pracujesz? była na to zbyt sprytna i taktowna, w związ-ku z czym Cyd nie musiała odpowiedzieć: Och, ostatnio jestem kelnerką , co wprawi-łoby je obie w zakłopotanie.Nawiązały ze sobą znajomość w ten łatwy, najwyrazniejnaturalny sposób, w jaki potrafią to robić tylko kobiety.Kiedy zaczęły rozmawiać o tym, jak trudno jest się ubrać na taką imprezę, Martyobjął mnie konspiracyjnym gestem za ramię.Jego twarz była cięższa, niż zapamiętałem.Malował się na niej ołowiany, lekko rozczarowany grymas człowieka, który po latachmarzeń zdołał rozkręcić swój własny talk-show tylko po to, by stwierdzić, że nie możeprzyciągnąć do niego nikogo, z kim warto by pogadać.398 Można na słówko? zapytał, kucając przy moim boku.No i masz, pomyślałem.Teraz chce, żebym wrócił.Zobaczył, jak dobrze idzie mi z Eamonem, i chce, żebymponownie poprowadził jego program. Chcę, żebyś wyświadczył mi przysługę oświadczył. O co chodzi, Marty?Nachylił się do mnie bliżej. Chcę, żebyś został moim drużbą powiedział.Więc nawet Marty, pomyślałem.Nawet Marty marzy, żeby zrobić to po bożemu, znalezć tę jedną jedyną, odkryć całyświat w drugiej ludzkiej istocie.Podobnie jak wszyscy inni. Hej, Harry mruknął Eamon, wodząc wzrokiem za mijającą nas prezenterkąpogody i poprawiając spodnie, w których kroku doszło do znacznego wypiętrzenia.Zgadnij, kogo będę dymał dziś w nocy?No, może niezupełnie wszyscy.399* * *W domu paliło się za dużo świateł.Paliły się na górze.Paliły się na dole.Paliły sięwszędzie, podczas gdy w całym domu powinna się co najwyżej jarzyć mała lampka wsalonie.I słychać było muzykę głośny klang gitary basowej i perkusję z syntezatora,która brzmiała niczym dzwiękowy ekwiwalent ataku serca.Nową muzykę.Okropnąnową muzykę, którą ktoś puszczał z mojej wieży. Co się dzieje? spytałem.Miałem wrażenie, jakbyśmy trafili nie do tego domu,jakby to była pomyłka.Ktoś czaił się w mroku ogródka przed domem.Nie, właściwie było tam kilka osób.Chłopak i dziewczyna obściskujący się tuż przy otwartych frontowych drzwiach.I innychłopak pochylający się nad koszem na śmieci, ubrany w zarzyganą kurtkę Tommy egoHilfigera i spodnie Yves Saint Laurenta.Cyd zapłaciła taksówkarzowi, a ja wszedłem do środka.400To było przyjęcie.Przyjęcie dla nastolatków.Wszędzie pełno było migdalącej się,rżnącej, pijącej i rzygającej młodzieży.Zwłaszcza rzygającej.Kolejna para puszczałapawia w ogrodzie na tyłach domu.Ubrany w piżamę Pat kołysał się w rytm muzyki na sofie, na której drugim końcujakiś gruby chłopak dobierał się do Sally.Pat uśmiechnął się do mnie ale zabawa,nie? a ja omiotłem wzrokiem pobojowisko: puszki piwa, których zawartość wylałasię na parkiet, niedopałki papierosów, kawałki pizzy rozsmarowane po meblach i Bógwie jakie plamy na łóżkach na górze.Imprezowiczów było nie więcej niż tuzin, ale mia-ło się wrażenie, że przez dom przeszły mongolskie hordy.Właściwie jeszcze gorzej przypominało to jedną z tych kretyńskich reklam chipsów, coli albo chinos, gdzie ban-da młodych ludzi uczestniczy właśnie w najlepszej zabawie swojego życia.Tyle że tazabawa odbywała się w moim salonie. Co tu się, kurwa, dzieje, Sally? zapytałem. Harry. wyjąkała.W oczach miała łzy radości. To jest Steve dodała,wskazując leżącego na niej młodzieńca z obwisłą szczęką.401Steve zerknął na mnie swoimi kretyńskimi świńskimi oczyma, w których nie byłowidać nic poza burzą hormonów i dziewięcioma piwami. Rzucił tę starą dupę Yasmin McGinty wyjaśniła Sally. Wrócił do mnie.Czy to nie fantastyczne? Oszalałaś? zapytałem. Jesteś stuknięta czy głupia?Odpowiedz mi, Sally. Och, Harry jęknęła, całkiem rozczarowana. Myślałam, że kto jak kto, alety na pewno mnie zrozumiesz.Muzyka nagle ucichła.W salonie stała Cyd z wtyczką w ręku. Czas posprzątać ten bajzel poinformowała zgromadzenie. Aapcie się zaszczotki i worki na śmiecie.Powinny być pod zlewem.Steve zlazł z Sally, poprawił swoje monstrualne spodnie i zmierzył szyderczymuśmiechem wapniaków, którzy zepsuli mu imprezę. Spadam stąd oznajmił, tak jakby przybył z Beverly Hills, a nie z MuswellHill.Cyd podeszła do niego szybko, złapała za nos i pociągnęła w górę.402 Wyjdziesz stąd, kiedy ci powiem, ty słoniu oznajmiła.Steve zaskomlał, stającna palcach. A to się stanie dopiero, kiedy uprzątniecie ten bałagan.Nie wcześniej,rozumiesz? Dobrze, dobrze zabeczał.Cała jego amerykańska brawura ulotniła się w obli-czu oryginału.Zaprowadziłem Pata do sypialni, wyrzucając po drodze spółkującą parę z łazienki,a Cyd zorganizowała sprzątanie.Kiedy przeczytałem Patowi bajkę i położyłem spać,Sally, Steve oraz ich pryszczaci koledzy szorowali grzecznie podłogi i stoły. Gdzie się tego nauczyłaś? zapytałem Cyd. W Teksasie odparła.Okazało się jednak, że nasi goście zupełnie nie radzili sobie ze sprzątaniem po-dobnie jak nie radzili sobie z niczym w swym odmóżdżonym, opatrzonym firmowyminaszywkami życiu.Część była zbyt chora.Reszta była zbyt głupia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]