[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wobec tego Raczek doszedł dość żmudnie do potwornego wniosku, że zupełnie zwyczajnie spił się jak nieboskie stworzenie i za chwilę stanie się pośmiewiskiem całego narodu.Krople potu ukazały się na jego mądrym czole.Spoglądając ponuro, zauważył jednak, że nikt na niego nie patrzy, a jeśli kto spojrzy, nie tylko że się nie odwraca z niesmakiem i wstrętem, lecz najżyczliwiej się uśmiecha.Począł żywić niewyraźną i nieśmiałą nadzieję, że może skandal nie jest jeszcze publiczny, jak on myśli.Otrząsnął się i — oto cudownym sposobem dwie głowy Lepajłły spotkały się, uderzyły o siebie jak dwie dynie i, jedna weszła w drugą.Raczek odetchnął… Trudniej było z ryczącym mechanikiem Wrońskim, którego dwie głowy przez czas długi odskakiwały od siebie jak gdyby w popędliwej kłótni, wreszcie jednak głowa prawa weszła w lewą jak do futerału i od tej chwili grzmiała śmiechem jedna, nie dwie.Raczek otarł pot z czoła i spojrzał z gniewem na butelki.Ostrożnie podszedł ku rozmawiającym i uśmiechając się niepewnie, nasłuchiwał rozmowy.Słowa zdawały się brzmieć gdzieś w oddaleniu ł z niejakim opóźnieniem zapadały w głęboką toń jego rozsądku.Wreszcie zaczął rozumieć je wybornie, jedne witając uśmiechem, a inne potakiwaniem chwiejnej głowy.Pan Kasiński rozprawiał żywo o swojej podróży do Ameryki i nie szczędził jej uwag gorzkich i dotkliwych.— Dlaczego — mówił — Amerykanie patrzą na Europejczyków jak na bankruta albo na zbiorowisko zniedołężniałych pięknoduchów, które można stratować amerykańskim, ciężkim butem? Amerykańska pycha tak wyrosła jak te ich drapacze chmur.Wszystko tylko u nich najlepsze, wszystko tylko u nich najwspanialsze, a my twórcy wielkiej cywilizacji — w tym miejscu pan Kasiński wypiął dumnie pierś — możemy odejść jak ów Murzyn, który spełnił swoją powinność i nikomu nie jest potrzebny.— Potężny to jednak naród! — wtrącił Lepajłło.— Nie przeczę.Wspaniały naród, ale nam, starym Europejczykom, należy się z ich strony wdzięczność, jak mistrzowi należy się wdzięczność od uczniów, choćby najzdolniejszych.Tymczasem Ameryka lekceważy nas!Powiedział to z taką boleścią w głosie, jak gdyby jego lekceważono osobiście najdotkliwiej.Raczek słuchał pilnie i nagle wielkie ogarnęło go światło.— Ja bym ich nauczył rozumu, panowie! — rzekł dobitnie.— Cóż uczynisz, nieszczęsna sardynko, rekinowi? — zaśmiał się Lepajłło.— Co? — krzyknął Raczek.— Posłuchaj pan! O co idzie? O to, aby amerykańskich potentatów, którzy usiłują trząść światem, nauczyć rozumu i pokory.Czy dobrze powiedziałem?— Wal pan dalej! — zagrzmiał wesoło Lepajłło.— Otóż ja mam myśl! Pierwszorzędną myśl… Jak panom wiadomo, ziemia obraca się dokoła swej osi i kiedy nasza półkula zwrócona jest ku słońcu, Ameryka pogrążona jest w mrokach nocy.Otóż to byłby kawał doskonały, gdyby przy użyciu potęgi dzisiejszej techniki zatrzymać obrót ziemi nie na długo, na jakieś cztery, pięć dni! U nas nieustanny dzień, a Amerykańcy w krzyk i płacz, bo noc się nie chce skończyć i nieboraczki marzną, że aż ha! Panie Wroński! Pan jest mechanikiem, więc niech pan powie, czy taka rzecz jest możliwa? Zatrzymać ziemię! Archimedes[15] chciał ją podnieść, a Raczek chce ją zatrzymać! Zobaczylibyśmy, kto by się wtedy z kogo śmiał, oni z nas czy my z nich! Zatrzymać ziemię, panowie, oto co wymyśliłem! Bo jeżeli….Tu przerwał.Spojrzał na Lepajłłę i ujrzał w jego oczach furię straszliwszą jeszcze niż wtedy, kiedy proponował wyhodowanie pterodaktyla, więc się przeraził.W tej chwili jednak, zawezwany jako specjalista od zatrzymywania ziemi, Wroński ryknął takim śmiechem, jakim nie śmiał się jeszcze nigdy w życiu.A wszyscy razem z nim.Na ostatku zaś zaczął podrygiwać Lepajłło, z którego furia opadła w strzępach.— Świetny kawał! — krzyknął Szczęsny.— Niech żyje pan Raczek!Wrzask był taki, że dwie wrony uciekły z trwożnym krakaniem.„Rzecz dziwna! — rozmyślał Raczek.— Czemu oni się tak śmieją? Ja bynajmniej nie żartowałem… Dlaczego nie można by zatrzymać ziemi?”Ujrzawszy nagle, że Lepajłło znowu się rozdwoił i ma dwie głowy, przestał rozmyślać i machnąwszy ręką na Amerykę, zaczął podejrzewać, że ten przeklęty Litwin robi mu na złość i dwoi mu się w oczach.VIIIIgnaś powrócił ze szkoły z rozbitym nosem i z okiem obwiedzionym żałobną obwódką sińca.— Co ci się stało, chłopcze? — krzyknął Raczek na widok oblicza wyglądającego jak pole przegranej bitwy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]