[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.ByÅ‚a wysokÄ… blondynkÄ… o dÅ‚ugich nogach i z dużym biustem.Tak Å‚adna, jak na przykÅ‚ad dziewczyna lke'a Mazzarda.Znów zdjęła coÅ› z półki, wytarÅ‚a, postaÂwiÅ‚a to coÅ› na miejsce, stukajÄ…c szkÅ‚em; ponownie coÅ› zdjęła z półki i.- DzieÅ„ dobry - powiedziaÅ‚a Joanna.Pani Cornell odwróciÅ‚a gÅ‚owÄ™.- Pani Eberhart - powiedziaÅ‚a z uÅ›miechem.- Witam.Co u pani?- Wszystko bardzo dobrze - odpowiedziaÅ‚a JoÂanna.- A u pani?- DziÄ™kujÄ™, wszystko w porzÄ…dku.WytarÅ‚a to, co trzymaÅ‚a w dÅ‚oni, potem półkÄ™, po-stawiÅ‚a coÅ› na niej; szczÄ™k szkÅ‚a; ponownie coÅ› zdjęła z półki, wytarÅ‚a i.- Robi to pani bardzo dobrze - powiedziaÅ‚a JoÂanna.- Tylko Å›cieram kurze - powiedziaÅ‚a pani Cornell, wycierajÄ…c półkÄ™.Z zaplecza dochodziÅ‚ stukot maszyny do pisania.- Czy pani zna OrÄ™dzie Gettysburskie?- Obawiam siÄ™, że nie - powiedziaÅ‚a wycieraÂjÄ…c coÅ›.- Przecież każdy to zna - powiedziaÅ‚a Joanna.- Siedem lat temu osiemdziesiÄ…t,.- Tb znam, ale nie znam dalszego ciÄ…gu - poÂwiedziaÅ‚a pani Cornell.PostawiÅ‚a coÅ› na półkÄ™.DzwoÂnienie szkÅ‚a, zdjęła coÅ› ponownie i wytarÅ‚a.- Nie szkodzi, nie musi pani znać - powiedziaÂÅ‚a Joanna.- A zna pani “MaÅ‚a Å›winka poszÅ‚a do sklepu"?- OczywiÅ›cie - powiedziaÅ‚a wycierajÄ…c półkÄ™.- PÅ‚aci pani? - spytaÅ‚ pan Cornell, trzymajÄ…c w wyciÄ…gniÄ™tej dÅ‚oni sÅ‚oiczek z biaÅ‚Ä… przykrywkÄ….- Tak - powiedziaÅ‚a biorÄ…c go do rÄ™ki.- Ma pan odrobinÄ™ wody? ChciaÅ‚abym wziąć jednÄ… od razu.KiwnÄ…Å‚ gÅ‚owÄ… i wyszedÅ‚ na zaplecze.StojÄ…c ze sÅ‚oiczkiem, zaczęła siÄ™ trząść.Za jej pleÂcami zadzwoniÅ‚o szkÅ‚o.Zdjęła przykrywkÄ™ i wyciÄ…gnęła kÅ‚Ä™buszek waty.W Å›rodku byÅ‚y biaÅ‚e tabletki; wzięła jednÄ… do rÄ™ki, wÅ‚ożyÅ‚a watkÄ™ na miejsce i wcisnęła z poÂwrotem przykrywkÄ™.Za niÄ… zadzwoniÅ‚o szkÅ‚o.Pan Cornell wyszedÅ‚, niosÄ…c wodÄ™ w papierowym kubeczku.- DziÄ™kujÄ™ - powiedziaÅ‚a.WÅ‚ożyÅ‚a tabletkÄ™ do ust, popiÅ‚a wodÄ… i poÅ‚knęła.Pan Cornell pisaÅ‚ na bloczku.MiaÅ‚ na czubku gÅ‚oÂwy biaÅ‚Ä… Å‚ysinÄ™, przypominajÄ…cÄ… schowanego pod skaÅ‚Ä… Å›limaka; staraÅ‚ siÄ™ jÄ… zasÅ‚onić, zaczesujÄ…c rzadkimi, ciemnymi wÅ‚osami.WypiÅ‚a wodÄ™ do koÅ„ca, postawiÅ‚a kubek i wÅ‚ożyÅ‚a sÅ‚oiczek do torebki.SzkÅ‚o zadzwoniÅ‚o za jej plecami.Pan Cornell podsunÄ…Å‚ jej bloczek i z uÅ›miechem podaÅ‚ swój dÅ‚ugopis.ByÅ‚ brzydki, miaÅ‚ maÅ‚e oczka i bardzo cofniÄ™tÄ… brodÄ™.Wzięła dÅ‚ugopis.- Ma pan Å›licznÄ… żonÄ™ - powiedziaÅ‚a, podpisuÂjÄ…c siÄ™ na bloczku.- Jest Å‚adna, uczynna i posÅ‚uszna panu; szczęściarz z pana.- PodaÅ‚a mu dÅ‚ugopis.WziÄ…Å‚ go i patrzÄ…c w dół powiedziaÅ‚:- Wiem.- To miasto jest peÅ‚ne takich szczęściarzy - poÂwiedziaÅ‚a Joanna.- Dobranoc.- Dobranoc - odpowiedziaÅ‚.- Dobranoc - powiedziaÅ‚a pani Cornell.- ProÂszÄ™ do nas zaglÄ…dać.WyszÅ‚a na ulicÄ™, udekorowanÄ… i oÅ›wietlonÄ… Å›wiÄ…Âtecznie.Kilka samochodów minęło jÄ… rozchlapujÄ…c Å›nieg.W Stowarzyszeniu paliÅ‚y siÄ™ Å›wiatÅ‚a, podobnie jak w domach wyżej na wzgórzu.Czerwone, zielone i poÂmaraÅ„czowe Å›wiateÅ‚ka mrugaÅ‚y w niektórych z nich.GÅ‚Ä™boko odetchnęła mocnym powietrzem i przeÂszÅ‚a przez zwaÅ‚y Å›niegu na drugÄ… stronÄ™ ulicy, tupiÄ…c butami.PodeszÅ‚a do oÅ›wietlonej szopki i przyglÄ…daÅ‚a siÄ™ Maryi, Józefowi i DzieciÄ…tku oraz otaczajÄ…cym ich baÂrankom i cielaczkom.WyglÄ…dali bardzo naturalnie, chociaż odrobinÄ™ disneyowsko.- Czy również mówicie? - spytaÅ‚a MaryjÄ™ i Józefa.Bez odpowiedzi, tylko siÄ™ uÅ›miechali.StaÅ‚a tam - nawet już siÄ™ nie trzÄ™sÅ‚a - a potem zawróciÅ‚a w kierunku biblioteki.WsiadÅ‚a do samochodu, wÅ‚Ä…czyÅ‚a silnik, zapaliÅ‚a Å›wiatÅ‚a, wykrÄ™ciÅ‚a i pojechaÅ‚a pod górÄ™, mijajÄ…c po droÂdze szopkÄ™.Kiedy już byÅ‚a na Å›cieżce, drzwi domu otworzyÅ‚y siÄ™, a Walter spytaÅ‚.- Gdzie byÅ‚aÅ›?Na progu otrzÄ…snęła siÄ™ buty.- W bibliotece.- Czemu nie zadzwoniÅ‚aÅ›? MyÅ›laÅ‚em, że miaÅ‚aÅ› jakiÅ› wypadek.W taki Å›nieg.- Szosy sÄ… puste - powiedziaÅ‚a, wycierajÄ…c buty o wycieraczkÄ™.- Na miÅ‚ość BoskÄ…, powinnaÅ› byÅ‚a zadzwonić.Jest już po szóstej.WeszÅ‚a do Å›rodka, a on zamknÄ…Å‚ drzwi.PoÅ‚ożyÅ‚a na krzeÅ›le torebkÄ™ i zaczęła zdejmować rÄ™kawiczki.- Jaka ona jest? - spytaÅ‚.- Bardzo miÅ‚a.WspółczujÄ…ca.- Co powiedziaÅ‚a?WÅ‚ożyÅ‚a do kieszeni pÅ‚aszcza rÄ™kawiczki i zaczęła go rozpinać.- Uważa, że potrzebna mi krótka terapia, żebym doszÅ‚a do Å‚adu sama z sobÄ… przed przeprowadzkÄ….JeÂstem ponoć “rozdwojona uczuciowo".Zdjęła pÅ‚aszcz.- 16 brzmi rozsÄ…dnie.Przynajmniej dla mnie.A co ty o tym myÅ›lisz? - spytaÅ‚.SpojrzaÅ‚a na swój pÅ‚aszcz, który trzymaÅ‚a za koÅ‚Ânierz i rzuciÅ‚a go na torebkÄ™ leżącÄ… na krzeÅ›le.MiaÅ‚a zimne dÅ‚onie i patrzÄ…c na nie zaczęła je rozcierać.SpojrzaÅ‚a na Waltera.Bacznie jej siÄ™ przyglÄ…daÅ‚ z lekko przechylonÄ… gÅ‚owÄ….Na jego policzkach pojawiÅ‚ siÄ™ ciemny zarost, przez co doÅ‚ek w brodzie wydawaÅ‚ siÄ™ jeszcze gÅ‚Ä™bszy.ByÅ‚ peÅ‚niejszy na twarzy, niż sÄ…ÂdziÅ‚a, przytyÅ‚, a pod piÄ™knymi, niebieskimi oczyma poÂrobiÅ‚y siÄ™ faÅ‚dki tÅ‚uszczu.Ile miaÅ‚ lat? Trzeciego marca skoÅ„czy czterdzieÅ›ci.- Dla mnie to brzmi jak nieporozumienie, wielÂkie nieporozumienie.- OpuÅ›ciÅ‚a rÄ™ce i wygÅ‚adziÅ‚a boki spódnicy.- Zabieram Pete'a i Kim do miasta.Do Shepa i.- Po co?-.Sylvii albo do hotelu.ZadzwoniÄ™ do ciebie za dzieÅ„ lub dwa.Albo poproszÄ™ kogoÅ›, żeby do ciebie zadzwoniÅ‚.Adwokata.PatrzyÅ‚ na niÄ… z niedowierzaniem i spytaÅ‚:- O czym ty mówisz?- Wiem, czytaÅ‚am stare Kroniki.Wiem, czym siÄ™ zajmowaÅ‚ Dale Coba i wiem, co robi teraz, on i ci pozostali geniusze z CompuTech i Instatronu.PatrzyÅ‚ na niÄ…, mrugajÄ…c oczyma.- Nie wiem, o czym ty mówisz.- Daj spokój.- OdwróciÅ‚a siÄ™ i poszÅ‚a korytaÂrzem do kuchni, wÅ‚Ä…czajÄ…c po drodze Å›wiatÅ‚a.W saÂlonie byÅ‚o ciemno.OdwróciÅ‚a siÄ™.W drzwiach staÅ‚ Walter.- Nie mam zielonego pojÄ™cia, o czym ty mówisz - powiedziaÅ‚.Minęła go w przejÅ›ciu.- PrzestaÅ„ kÅ‚amać - powiedziaÅ‚a.- OkÅ‚amyÂwaÅ‚eÅ› mnie, odkÄ…d zrobiÅ‚am pierwsze zdjÄ™cie.WeszÅ‚a po schodach na górÄ™.- Pete! Kim! - zawoÅ‚aÅ‚a.- Nie ma ich tu.SpojrzaÅ‚a na niego sponad porÄ™czy, gdy szedÅ‚ z koÂrytarza.- Gdy ciÄ™ tak dÅ‚ugo nie byÅ‚o, pomyÅ›laÅ‚em sobie, że lepiej bÄ™dzie, jeÅ›li siÄ™ je stÄ…d zabierze na noc.W raÂzie, gdyby coÅ› siÄ™ staÅ‚o.OdwróciÅ‚a siÄ™, spoglÄ…dajÄ…c na niego z góry.- Gdzie oni sÄ…?- U znajomych.CzujÄ… siÄ™ dobrze.- U jakich znajomych? PodszedÅ‚ do podnóża schodów.- CzujÄ… siÄ™ dobrze - powtórzyÅ‚.OdwróciÅ‚a siÄ™, aby spojrzeć wprost na niego.ZnaÂlazÅ‚a porÄ™cz i chwyciÅ‚a siÄ™ jej.- SpÄ™dzamy weekend sami? - spytaÅ‚a.- MyÅ›lÄ™, że powinnaÅ› trochÄ™ odpocząć.- StaÅ‚, jednÄ… rÄ™kÄ… oparty o Å›cianÄ™, a drugÄ… trzymajÄ…c siÄ™ poÂrÄ™czy.- Mówisz od rzeczy, Joanno.- JeÅ›li chodzi o Diza, to niby jakÄ… on w twoim mniemaniu odgrywa rolÄ™? I co to ma znaczyć, że caÅ‚y czas ciÄ™ okÅ‚amujÄ™?- Co takiego zrobiÅ‚eÅ›? PrzyÅ›pieszyÅ‚eÅ› zamówieÂnie? To dlatego wszyscy pracujÄ… podczas tego tygodnia jak w ulu? Zabawki na gwiazdkÄ™, dobre sobie.A co ty robiÅ‚eÅ›? SprawdzaÅ‚eÅ› rozmiary?- NaprawdÄ™ nie wiem, o czym ty.- O kukle! - powiedziaÅ‚a i pochyliÅ‚a siÄ™ w jego stronÄ™, trzymajÄ…c siÄ™ porÄ™czy.- O robocie! O jak Å›wietnie.ObroÅ„ca zaskoczony nowym materiaÅ‚em doÂwodowym! Marnujesz siÄ™ w tych trustach i nieruchoÂmoÅ›ciach.ByÅ‚byÅ› dobry na sali sÄ…dowej.Ile to koÂsztuje? Czy mogÄ™ wiedzieć? Umieram z ciekawoÅ›ci
[ Pobierz całość w formacie PDF ]