[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Od­dział zbrojnych nie zwlekając pogalopował w kierunku bramy w mu­rach obronnych Chiwy.Sytuacja, jaka powtórzyła się nazajutrz w południe, była podobna do tej sprzed kilku miesięcy niby jedna połówka jabłka do drugiej.Zaledwie strażnicy wprowadzili Kemine do komnaty tronowej, władca dał mu do przeczytania swój najnowszy poemat.- Tym razem napisałem nie o miłości dwojga młodych - rzekł - lecz o zupełnie czymś innym.O cudownej róży wyrosłej na piaskowym bar­chanie pośrodku pustyni.Poeta przeczytał wiersz w skupieniu.Ani jeden mięsień nie drgnął na jego obliczu.Kiedy skończył, zwinął rulon na powrót i położył go u nóg władcy.Następnie ukłonił się nisko i w milczeniu ruszył ku drzwiom.- Stój! Bez mojego zezwolenia nikomu nie wolno opuszczać komna­ty tronowej! - wrzasnął na ten widok chan Chiwy.- Dokąd to, pusty gnacie wielbłądzi? Zapomniałeś, po co dostarczono cię do pałacu?Kemine zatrzymał się bez słowa.- Dokąd się wybierasz? - ciągnął dalej chan Chiwy tonem odrobinę łagodniejszym.- Kemine, przeczytałeś wszakże poemat o róży roz­kwitłej pośród Czerwonych Piasków.Czyż nie masz mi nic do powie­dzenia?- Tylko tyle, że idę wprost do stajni.Na czterdzieści dni pomiędzy osły.Żyć o suchym chlebie i wodzie - odrzekł spokojnie poeta.- I nie­chaj ci to wystarczy za moją ocenę, panie.Hodża Nasreddin skończył opowieść o turkmeńskim Kemine i za­milkł.Ponieważ cisza przedłużała się w nieskończoność, władca zaczął kręcić się i wiercić na tronie coraz niespokojniej, coraz gwałtowniej.Z daleka wyglądało to, jakby nagle złożyły mu wizytę wszystkie pchły Kokandu.Wreszcie nie wytrzymał i zawołał:- No i co, człowieku włóczący się po świecie? Czemuś zaniemówił? Wysłuchaliśmy wesołej przypowieści o chanie Chiwy oraz poecie z turkmeńskiego plemienia koczowników.No i bardzo dobrze.Nie jesteśmy jednakże w pustynnej Chiwie, lecz w zielonym Kokandzie.Na moim dworze.Czyżbyś, władco Osłakłapoucha, nie miał mi nic więcej do po­wiedzenia?- Mam.Oczywiście mam, panie wielki.Mianowicie życzę ci długie­go zdrowia.Rzekłszy to Hodża skłonił się głęboko, po czym skierował się ku wyj­ściu.- Stój! Chyba jeszcze nie skończyłeś, władco Osłakłapoucha.Do­kąd się zatem wybierasz przed czasem?- Idę zobaczyć, czy Kemine tkwi jeszcze w stajni pomiędzy ostami.Jeśli tak, będę mu tam towarzyszyć przez dni czterdzieści o chlebie i wo­dzie.I zniknął za kotarą.W komnacie zapanowała śmiertelna cisza.Przerażenie odjęło mowę nawet najgadatliwszym.Zamilkł również chan Kokandu znierucho­miały na złoconym tronie.Władca myślał, dumał, medytował, aż wreszcie jak nie palnie się dło­nią w czoło i jak nie wrzaśnie:- Ależ głupiec z tego człowieka włóczącego się po świecie! Czarny osioł! Baran pustogłowy! Makówka wytrzęsiona na wietrze! Po co po­lazł do mojej stajni z iszakami, skoro powinien wiedzieć, iż Kemine tu­taj wcale nie ma.Siedzi przecież w stajni, ale w Chiwie.*Powiedziano kiedyś: człowiek posiada dwa skarby, rozum oraz sło­wo.Z pierwszego korzysta sam, dzięki drugiemu przynosi korzyść in­nym.Skorzystaj zatem, o myślący, z pierwszej skarbnicy, by dopowiedzieć to, czego we śnie Ezop wyjaśnić nie zdążył.Kim jest ten chodzący wio­sną na czterech nogach, latem na dwóch, zaś na trzech późną jesienią?W OBCEJ SKÓRZEOpowieść piąta o bolesnej przygodziefałszywego poganiacza bydląt,a także o nieoczekiwanym spotkaniu z szajką opryszkówgadających różnymi językamiGość człowieka skąpego zabezpieczony jest przed niestrawnością, gość wielkiego pana - przed nadmiarem spokoju.Nic przeto dziwnego, że niedobre przeczucie ogarnęło Hodżę Nasreddina, gdy następnego popołudnia chan Kokandu zatrzymał go przy sobie, pozostałym goś­ciom nakazując wynosić się czym prędzej z pałacu.- Słyszałeś kiedykolwiek o Harunie ar-Raszidzie, władco Osłakłapoucha? Wiesz, kim był ów kalif bagdadzki? - zapytał mędrca, gdy już pozostali sami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl