[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie zaszkodziło-by parę ziemniaczków i spory kawałek dyni.- Już i nasz garnek z prawej strony bulgoce - powiedział Matia.-Nie, jest za pełny! Jaume, odlej połowę wody, chłopie!405A teraz wrzucaj jarzyny według starszeństwa rang: najpierw hrabiaCzosnek i hrabina Cebula, potem dobrzy rycerze Marchewka i Rzepka,potem pani Kapusta i cała reszta.pokojowiec Sałata może poczekaćna sam koniec.- Jeżeli pozwolicie - zaproponowałem grzecznie dodam dwa cierp-kie jabłuszka, pokrajane w cienkie plasterki i odrobinę szafranu.A copowiesz, Juarezie, na gałązkę rozmarynu?- Nie, nigdy w życiu, zachowaj swój rozmaryn na pogrzeb diabła!Za to wdzięczny ci będę, jeżeli nie zapomnisz o przyjaciółce męża-rogacza, jejmości Pietruszce.Czekaj, wpierw ją rozetrzyj w mozdzie-rzu.W obu garach mieszano gorliwie i kosztowano kopyścią ich wrzącązawartość.Podczas gdy Juarez troszczył się o wino - najlepszego ga-tunku malagę - reszta nas wzięła ogromny, srebrny półmisek w kształ-cie łodzi, dobrze podgrzany; osaczywszy jarzyny do sucha, rozłożyli-śmy je po całym jego dnie.Następnie pośrodku łodzi położyliśmy in-dyka, głowiznę na zwoju kiełbasy na dziobie, a befsztyki i boczek narufie.Boże, jakże ta junta jadła i piła, rozdętymi nozdrzami wciągającsmakowitą parę! Spleśniałe, gorzkie, śmierdzące kołacze, podane nanapierśniku, uległy przeistoczeniu; tak samo obrzydliwa woda w meta-lowych kubkach u ich boku.Kiedy skończyli, powiedziałem:- Ach, panowie, omal nie zapomniałem o deserze - i wstałem, abyprzynieść go z kajuty.Ku ich zdumieniu wróciłem z sycylijskim mar-cypanem; jak mi kazano, ukroiłem każdemu spory kawałek i szybkoodszedłem, aby uniknąć pytań i podziękowań.Prezentem tym był placek Mao z Santa Cristina, który dotychczastrzymałem zamknięty bezpiecznie w żeglarskim kufrze Miguela Llano.Za sznurek mosiężnych guzów kupiłem sobie pół cetnara tego pożyw-nego wypieku.Jedną trzecią część zapasu odłożyłem teraz na rozdanie,drugą zatrzymałem dla siebie.Resztę podarowałem Pedrowi Fernan-dezowi, który wzdragał się ją przyjąć, aż powiedziałem mu surowo:406- Jest to dar dla głównego nawigatora, od którego zdrowia zależyżycie nas wszystkich, a nie dla niejakiego Pedra Fernandeza, gnuśnego,gadatliwego Portugalczyka.***%7łołnierze i osadnicy narzekali nie mniej od załogi, choć nie mieliwiele do roboty poza utrzymywaniem się przy życiu.Kiedy Jaumewynosił im poranną rację wody, sierżant Andrada nadzorował jej roz-dział z obnażoną szpadą; podobnie główny nawigator pilnował, gdymajtkowie pobierali swój przydział.Nazajutrz po wydaniu oliwy przez wielkorządczynię, Myn zszedł nadół z pustym dzbanem na ramieniu i zastał sierżanta Andradę i główne-go nawigatora czekających, aż Jaume odemknie z klucza drzwi, zaktórymi mieścił się zapas wody.Sierżant burczał, że chętnie zamieniłbyobecne życie na karę dożywocia w jakimś chrześcijańskim więzieniu,gdzie przynajmniej mógłby umrzeć ugasiwszy pragnienie, z pełnymżołądkiem i rozgrzeszony przez księdza; albo nawet na ławę na turec-kiej galerze, gdzie miałby choć nadzieję na ocalenie czy okup.Przerwałswoje lamenty, aby zapytać Myna, po co przyniósł tak duży dzban.- O - powiedział tamten - Myn przychodzi tu często po wodę doprania bielizny naszej pani; staremu Jaumemu to się nie podoba, alesłuchać musi, bo inaczej Myn użyje swego topora jak wtedy, kiedyodrąbał głowę chorążemu.- Więc ona pierze swoje brudne koszule w naszej krwawicy! - za-wołał Andrada.- Możliwe to rzeczy?Ledwo pokazał się Jaume, główny nawigator wyrwał mu klucz i po-szedł prosto do kajuty generalskiej, gdzie oficerowie czekali, aż poda-dzą im śniadanie.- Proszę mi wybaczyć, jeżeli przeszkadzam - powiedział do doniIzabeli - ale dobrze by było, pani, abyś natarła uszu swoim służebnym.Posłały Murzyna pod pokład po wodę do twego prania.Ponieważ407groził szafarzowi toporem, zabrałem klucz, aby zapobiec rozlewowikrwi.- Myn spełnia mój rozkaz, nie służebnych.Czy myślisz, że zamie-rzam psuć dobrą odzież mocząc ją w słonej wodzie albo nosić brudnąbieliznę? Dzban musi być napełniony natychmiast i niech nie słyszę nicwięcej na ten temat.Powściągnął wzbierającą wściekłość.- Sądziłbym, że wasza ekscelencja powinna znacznie oszczędniejobchodzić się z wodą.- Czy nie wolno mi robić, co mi się podoba, z moją własnością? -wrzasnęła na niego.- Przypomnij sobie, pani, jak Zbawiciel nasz pobłogosławił kubekwody podany w Jego imię.Don Diego napełnił kubek z dzbanka stojącego na stole i chlusnąłmu nim w twarz.- Niech Jego błogosławieństwo spadnie na moją głowę - zadrwił.Ocierając sobie krople z oczu i pozostawiając Bogu zemstę za bluz-nierstwo Pedro Fernandez ciągnął:- Już niektórzy spośród żołnierzy narzekają, że pierzesz swojąodzież w ich krwawicy.- A ty ich w tym popierasz? - spytała, kurczowo łapiąc się za kra-wędz stołu i zwężając oczy.- Nie, zaiste! Wciąż jeszcze oczekuję od waszej ekscelencji, że oka-że słuszny gniew.- No, to lepiej im powiedz, że się omyliłeś.Masz jeszcze coś dopowiedzenia?- Mógłbym powiedzieć wiele, gdybym nie był ostatnim człowiekiemna ziemi, który chciałby osądzać waszą ekscelencję.Ale pozwól sięostrzec, że znane są wypadki, gdy głodujący ludzie sami brali, co chcieli.- Dziękuję ci przynajmniej za ostrzeżenie.Daj mi ten klucz! A ty,Myn, idz do oficera rachunkowego i poproś go o klucz od składu żyw-ności.Na przyszłość będę nosiła oba na moim pasku.408- Ludzie ciągle czekają na wodę.- Mieliby ją do tej pory, gdybyś nie był tu przyszedł ze swoimi bez-czelnymi bredniami.Niech poczekają, aż zjem śniadanie.Wiadomość o tej rozmowie wkrótce rozeszła się po całym okręcie.Sierżant Andrada odszukał Pedra Fernandeza i spytał go:- Co my zrobimy z tą Jezabel? Moi ludzie wszyscy są za tym, abyobezwładnić straż, włamać się na rufę i zabrać jej zapasy żywności.Długo ich już nie zdołam utrzymać na wodzy.Odkąd dojedli mi moją świnię - zdaje mi się, jakby to było już całetygodnie temu - troje dzieci umarło z głodu, a wszystkim trupom, którerzucamy rekinom, brakuje wątroby i nerek.Choćby Murzyn pułkownika, na przykład; ten ci potrafi dbać o sie-bie.Kiedy Pedro Fernandez po obiedzie poszedł znowu do kajuty gene-ralskiej, zastał wielkorządczynię samą.Podszedł do niej bez ceremonii.- Wiem, moja miła - powiedział z gorzką ironią - że zamierzaszsprowokować mnie do buntu.Wstydzisz się tego, co robiliśmy razem, imoja obecność jest dla ciebie nienawistnym przypomnieniem, że dobra-łaś sobie nieodpowiedniego miłośnika.Wiem także, że skłamałaś mi otym liście od szwagra i że nosisz w sobie dziecko spłodzone przezemnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]