[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nieźle musiałem się napocić, żeby uniknąć kraksy.Straciłem zupełnie orientację.Przeklinałem i marzyłem o tym, by ten pojazd był poduszkowcem, mógłbym wtedy wylądować na wodzie.Nagle z lewej strony skończyły się drzewa.Zobaczyłem otwartą przestrzeń.Skręciłem tam i wylądowałem z takim hamowaniem, że pas bezpieczeństwa mało nie przeciął mnie na pół.Ale wreszcie byłem na ziemi i nie musiałem dłużej ryzykować kąpieli w tym błotnistym strumieniu.Zastanawiałem się, co zrobić.Dookoła nie było nikogo.Domyślałem się, że jestem na obrzeżach czyjejś farmy.Zatem powinienem odnaleźć autostradę i dostać się nią do punktu docelowego.W trzy godziny można się dostać do Kansas City drogą powietrzną.Byłem prawie u celu.I co z tego! Musiałem wrócić w powietrze, to jedyny sposób, by zdążyć na czas.Ale nadal nie wiedziałem, czy ruch jest kontrolowany przez wolnych ludzi, czy przez pasożyty.Przyszło mi na myśl, że nie włączyłem stereowizji odkąd wyruszyłem z Waszyngtonu.Nie mogłem jednak znaleźć wiadomości.Trafiłem na wykład niejakiej Myrtle Doolightiy - doktora filozofii, na temat: „Dlaczego znudziłaś się swojemu mężowi?”, sponsorowany przez Kampanię Hormonalną.Stwierdziłem, że pani Doolightiy ma ogromną ilość doświadczeń w tej dziedzinie.Potem złapałem trio dziewczęce śpiewające urocze piosenki, zaś chwilę później film pt.: „Lukrecja uczy się życia”.Droga doktor Myrtle była całkiem ubrana i myślę, że pod ubraniem miała spokojnie z pół tuzina pasożytów.Trio skąpo odziane, jak przystało na trzy śpiewające panienki, ale nie obracało się tyłem do kamery.Lukrecja pojawiała się za każdym razem bez kolejnej części garderoby, zdejmowała je zresztą dość chętnie, ale zawsze gdy miały być pokazane jej plecy, następowało zaciemnienie albo cięcie.To nic nie znaczyło.Te programy mogły zostać nagrane nawet miesiąc przed tym, jak Prezydent ogłosił akcję odsłaniania pleców.Zmieniałem ciągle kanały, szukając wiadomości lub choćby jakiegoś programu na żywo.Nagle trafiłem na obłudnie uśmiechniętego spikera.Był całkiem ubrany.-.i jacyś szczęściarze siedzą już przed swoim ekranem.- Rozbawiał widzów.- Właśnie w tej chwili zapraszamy do losowania Centralnego Atomowego Automatycznego Domowego Lokaja.Kto to będzie? Ty? A może ty? A może ty szczęściarzu? - Odwrócił się tyłem.Miał na sobie koszulę i garnitur, ale wyraźnie widać było zaokrąglenie, prawie garb.Byłem w czerwonej strefie.Kiedy wyłączyłem telewizor, uświadomiłem sobie, że jestem obserwowany przez małego, może dziesięcioletniego chłopca.Nie miał na sobie nic oprócz szortów, ale opalenizna na jego ramionach wskazywała, że jest to strój codzienny.- Hej, chłopcze, gdzie jest autostrada?- Drogą do Macon, a potem tam.Proszę pana, to cadillac?- Jasne.Ale tam, to znaczy gdzie?- Da mi się pan przejechać?- Nie mam czasu.Gdzie jest ta droga?- Niech mnie pan weźmie ze sobą.Zgodziłem się.Natychmiast wskoczył do środka i rozglądał się zaciekawiony.Otworzyłem torbę, wyjąłem koszulę, spodnie, marynarkę i włożyłem je.- Może nie powinienem zakładać koszuli.Czy ludzie tutaj noszą koszule?- Ja mam koszulę! - krzyknął oburzony.- Nie mówię, że nie masz.Pytam, czy ludzie tutaj noszą je teraz.- Oczywiście, że tak.Myśli pan, że jest w Arkansas? Zostawiłem ten temat i zapytałem jeszcze raz o drogę.- Czy będę mógł nacisnąć guzik, kiedy będziemy mieli się wznieść?Wytłumaczyłem mu, że mam zamiar pozostać na ziemi.Był niezadowolony, ale łaskawie przyjął to do wiadomości.Prowadziłem ostrożnie.Nie było tutaj asfaltowanych dróg.W końcu kazał mi skręcić.Jakiś czas potem zatrzymałem wóz.- Masz zamiar pokazać mi tę szosę, czy mam przetrzepać ci skórę?Chłopiec otworzył drzwi i wymknął się z wozu.- Hej! - krzyknąłem.- Dalej tą drogą! - rzucił na pożegnanie.Zorientowałem się po chwili, że dałem się wykiwać i jak głupiec okrążyłem trzy razy ogromny plac.Ruszyłem na zachód.W końcu i tak straciłem już godzinę.Miasto Macon wyglądało normalnie - zbyt normalnie tym bardziej, że o akcji „odsłaniania pleców” nawet tu nie słyszano.Zauważyłem kilku ludzi z nagimi plecami, ale dzień był gorący.Myślałem poważnie o pozostaniu w tym mieście.Wiedziałem, że Kansas City jest opanowane przez pasożyty.Świadomość tego powodowała, że stawałem się nerwowy.Chciałem uciekać.Ale Starzec powiedział wyraźnie: „Kansas City”.Dałby mi przecież jakąś alternatywę, gdyby brał ją pod uwagę.Zdecydowałem się wyruszyć do Kansas.Objechałem miasto i dotarłem do lądowiska.Ustawiłem się w kolejce ruchu lokalnego.Ucieszyłem się, że wszystko jest zautomatyzowane, żadnego personelu, nawet przy pobieraniu paliwa.Pewnie uda mi się dotrzeć do Kansas City, nie wzbudzając podejrzeń.Po drodze trafiłem tylko na jedną większą stację kontrolną, która mogłaby ewentualnie zainteresować się dokąd się wybieram, ale to już nie miało znaczenia.ROZDZIAŁ SIEDEMNASTYKansas City to stare miasto.Tylko jego wschodnie dzielnice zostały zburzone podczas bombardowania.Od południowego wschodu można wjechać aż do śródmieścia wzdłuż Swope Park, bez konieczności płacenia za tranzyt, czy zostawiania samochodu na przedmieściu.Lecąc można też wylądować przy północnej stronie Missourii dostać się do miasta tunelami, albo wylądować w centrum na północnej platformie Memorial Hill.Nie zdecydowałem się na żadną z tych możliwości.Chciałem mieć pojazd przy sobie.Wolałem, żeby nie był sprawdzany.Gdyby go przeszukano, nie wydostałbym się stąd.Nie znoszę też tuneli ani platform startowych.Można tam doskonale wpaść w pułapkę.Szczerze mówiąc, w ogóle nie miałem ochoty wjeżdżać do Kansas.Jechałem w kierunku Meyer Boulevard.Płacący podatek za wjazd do śródmieścia utworzyli długą kolejkę.Żałowałem, że nie zdecydowałem się zaparkować wozu i dostać się do miasta komunikacją publiczną.Ale w końcu strażnik stojący przy bramie wziął mój czek i nawet na mnie nie spojrzał.Przyjrzałem mu się, ale nie umiałem stwierdzić, czy miał pasożyta.Ruszyłem z ulgą, ale po chwili musiałem znów się zatrzymać.Przede mną zamknęła się barierka, a gliniarz wsadził głowę przez otwarte okno mojego samochodu.- Kontrola.Wysiadać.Powiedziałem mu, że pojazd był już sprawdzany.- Bez dyskusji.- Rozzłościł się.- Sprawdzamy wszystkich dla bezpieczeństwa.Musimy przejrzeć pański wóz.Odbierze go pan za barierką.A teraz proszę wysiąść i pójść tam.- Wskazał drzwi w wysokim budynku.- Po co?- Kontrola wzroku i refleksu - wyjaśnił.- Proszę się pośpieszyć.Tamuje pan ruch.Przed oczami stanęła mi mapa i jaśniejące, czerwone Kansas City.Było pewne, że miasto jest kontrolowane przez te potwory.Ten niezbyt kulturalny policjant też.Nie musiałem patrzeć na jego plecy.W tej sytuacji nie mogłem zrobić nic, jak tylko przystosować się.W normalnych warunkach spróbowałbym mu dać łapówkę, ale pasożyty z Tytana nie uznają pieniędzy.A może jednak?Wysiadłem, gderając pod nosem i powoli ruszyłem w kierunku budynku.Na drzwiach widniał napis: „Wejście”.Trochę dalej dostrzegłem drugie drzwi - „Wyjście”.Zauważyłem mężczyznę wychodzącego stamtąd.Wiele bym dał, za informacje, co dzieje się w środku.Otworzyłem drzwi i rozejrzałem się na boki - wszedłem.Chyba było bezpiecznie.W środku ciągnął się korytarz.- Proszę wejść - krzyknął ktoś z głębi.Posuwałem się ostrożnie, prawie skradając się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]