[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Drżał i czuł mdłości, ponieważ znowu ciążyła mu świadomość,że kogoś zabił.Był mordercą! Do tej pory jakoś nad sobą panował, w końcu jednak własnemyśli go osaczyły.Przecież odebrał życie innemu człowiekowi!Siedział nieruchomo przez pół godziny.Były to chyba najgorsze dwa kwadranse, jakiekiedykolwiek przeżył.Ludzie przechodzili obok, nie zwracając na niego uwagi, oglądaliobrazy i rozmawiali ściszonymi głosami.Dozorca galerii przez kilka minut stał w progu zrękoma założonymi z tyłu, a potem powoli się oddalił.Will nadal zmagał się zewspomnieniami okropnego czynu, nie poruszając ani jednym mięśniem.Stopniowo się uspokajał, tłumacząc sobie, że przecież bronił swej matki.Ci ludziewszak ją przerażali.Biorąc pod uwagę jej stan, można nawet powiedzieć, że ją prześladowali.Miał prawo bronić swego domu! Jego ojciec na pewno by sobie tego życzył.Will zabiłprzypadkiem.Musiał zapobiec kradzieży zielonej skórzanej teczki.Pokonał tych mężczyzn,aby odnaleźć ojca.Czy nie miał prawa się bronić? Przypomniały mu się dziecięce gry: naprzykład, gdy wyobrażał sobie, że wraz z ojcem ratują się z lawiny albo walczą z piratami.Nocóż, teraz zabawa zmieniła się w rzeczywistość.Odnajdę cię – postanowił w myślach.– Po prostu mi pomóż, a odnajdę cię, wrócimydo domu, zaopiekujemy się mamą i wszystko będzie dobrze.Pomyślał, jakie to szczęście, że przynajmniej ma się gdzie ukryć.Ten alternatywnyświat zapewniał mu bezpieczeństwo, nikt go w nim nie znajdzie.A papiery z teczki (którychciągle nie zdążył przeczytać) były również bezpieczne pod materacem w Citt’gazze.W końcu chłopiec zauważył, że ludzie poruszają się bardziej celowo i wszyscy w tymsamym kierunku.Wychodzili, gdyż dozorca powiedział, że za dziesięć minut zamykamuzeum.Will zmusił się, by wstać, i wyszedł.Znalazł drogę na High Street, gdzieznajdowało się biuro radcy prawnego matki, i zastanowił się, czy pójść na spotkanie zmężczyzną, mimo iż wcześniej odmówił.Głos adwokata brzmiał dość przyjaźnie.Kiedy jednak podjął decyzję, aby przejść przez ulicę i wejść do budynku, nagle stanąłjak wryty.Z samochodu wysiadał akurat wysoki mężczyzna o jasnych brwiach.Chłopiec natychmiast, niby od niechcenia, odwrócił się w bok i spojrzał w oknosklepu jubilerskiego.W szybie dostrzegł odbicie blondyna, który rozejrzał się, poprawił węzełkrawata, po czym wszedł do biura radcy.Gdy zniknął, Will szybko odszedł, serce znowu mułomotało.W tym świecie nie mógł się ukryć.Ruszył ku bibliotece uniwersyteckiej.Tamumówił się z Lyrą.Listy z daleka– Willu – odezwała się dziewczynka.Powiedziała to cicho, ale chłopiec i tak sięprzestraszył.Lyra usiadła obok niego na ławce, a on nawet tego nie zauważył.– Skąd się tu wzięłaś?– Znalazłam moją uczoną! Nazywa się doktor Malone.Ma taką maszynę, która widziPył, i skłoni ją do mówienia.– Nie zauważyłem, jak przyszłaś.– Nie patrzyłeś – odparła.– Chyba myślałeś o czymś innym.Dobrze, że cięznalazłam.Wiesz, łatwo jest okpić ludzi.Uważaj.Szło ku nim dwoje policjantów, mężczyzna i kobieta.Mieli białe, letnie koszule, radiai pałki.Patrzyli podejrzliwie.Zanim dotarli do ławki, Lyra wstała, podeszła i odezwała się donich.– Przepraszam, czy moglibyście mi państwo powiedzieć, gdzie jest muzeum? –spytała.– Ja i mój brat mamy się tam spotkać z rodzicami, ale się zgubiliśmy.Policjant spojrzał na Willa, a ten, powstrzymując gniew, wzruszył ramionami, jakgdyby potwierdzał słowa Lyry: „zgubiliśmy się, czy to nie głupie?”.Mężczyzna uśmiechnąłsię, kobieta natomiast spytała:– O które muzeum wam chodzi? Muzeum sztuki nowoczesnej?– Tak, właśnie to – odparła Lyra i udawała, że słucha uważnie, gdy kobietawskazywała jej drogę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]