[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.„Guret, musisz zrobić to, co nakazał ci Kerovan…”, usłyszałem fragment jej myśli, a potem kontakt się urwał.Kioga potrząsnął głową i coś do niej wyszeptał.Moja pani zacisnęła usta, następnie zarumieniła się, a jej oczy zabłysły gniewem.Stojący przed nią chłopiec uśmiechnął się lekko.Gwałtownym ruchem odrzuciła do tyłu kasztanowy warkocz, niczym powiewający ogon u gotującego się do walki rumaka odwróciła się i szybko powiedziała do mnie:— Kerovanie, Guret powiedział właśnie, że aby dotrzeć na czas do Car Re Dogan, cala nasza trójka powinna jechać.Vengi nie pozwoli dosiąść się obcemu, ale może nieść podwójny ciężar.A tylko ty sam możesz jechać na Nekii — ona tobie ufa.Nigdy nie jechałam na ogierze, podobnie jak Jervon.Wydaje mi się, że musimy wziąć ze sobą Gureta.Spojrzałem na nią podejrzliwie.Czym zagroził jej chłopiec, że tak zmieniła zdanie? Nie było jednak czasu na kłótnie… Skinąłem głową mówiąc szorstko:— Niech tak będzie.Musimy już iść, i to szybko.Pospiesznie i w milczeniu zeszliśmy rampą z Kar Garudwyn.Zobaczyłem, że księżyc rzeczywiście był niebywale jasny, wystarczająco, aby odczytać przy nim duże znaki runiczne.W ten sposób nasze szansę na bezpieczną podróż po karkołomnej ścieżce wzrosły z żadnych do niewielkich… ale, jak powiedziałem wcześniej, nie mieliśmy wyboru.W odpowiedzi na nasze gwizdanie jedynymi dźwiękami, jakie doszły nas z tajemniczych niebieskich, nocnych cieni, było ostrożne parskanie.— Nekia — wyszeptałem tak uspokajająco, jak tylko potrafiłem chodź tutaj, dziewczyno, do mnie… no chodź.Najmniejsze opóźnienie było szaleństwem, starałem się jednak uspokoić ją i mówić pieszczotliwie.Gdyby konie spłoszyły się i uciekły, wszyscy bylibyśmy straceni.— Chodź — usłyszałem głos Gureta.— Dobry chłopiec, Vengi.W końcu ogier przestępując z nogi na nogę prychnął, a potem niepewnie podszedł do chłopca.Za nim podeszły klacze.Osiodłaliśmy je tak szybko, jak tylko potrafiliśmy, a potem pieszo poprowadziliśmy je w kierunku rampy.Zwierzęta zarżały ze strachu na widok otwierającego się przed nimi dziwnego wejścia, ale po paru pieszczotach udało się wprowadzić je na rampę.Szedłem pierwszy z Nekią, moje kopyta także stukały o kamienną podłogę.Rampa była prawie — prawie zbyt kręta dla koni, ale jakoś nam się powiodło.Przez parę chwil serce biło mi młotem, gdy starałem się poprowadzić klacz tak, aby pozostali nie musieli za nami biec, a jednocześnie nie następowali nam na pięty.Po chwili zacząłem wodzić lewą ręką po ścianie rampy, kamień zaczął słabo błyszczeć, a błękitny blask częściowo rozwiewał mroki przejścia.W końcu nastąpiło ostatnie potknięcie i popchnięcie i znaleźliśmy się na płaskowyżu przed Kar Garudwyn.Z trudem wciągnąłem oddech, w ustach poczułem gorzką ślinę.Dopiero rozpoczęliśmy nasz wyścig.Jervon, który był ostatnią osobą na rampie, splunął w przepaść i wykrztusił:— Ale wspinaczka!— Nie wiedziałem, że wprowadzenie koni na górę może okazać się aż takie trudne — zgodziłem się.Zatrzymaliśmy się tylko na chwilę, złapaliśmy oddech, a potem wsiedliśmy na konie.Poprowadziłem wszystkich na tył cytadeli wąską, wijącą się poniżej szczytu ścieżką.Patrząc z wierzchołka cytadeli trudno było wypatrzyć właściwy początek szlaku pomiędzy szczytami.Teraz musiałem się pochylić nisko w siodle i przyglądać terenowi z mojej lewej strony, gdzie płaskowyż kończył się nagłą, ginącą w ciemnościach przepaścią.Księżycowe światło srebrzyło znajdujące się poniżej skały, łagodziło ich ostre krawędzie, ale w żadnym wypadku nie zmniejszało mojej ostrożności.Upadek z tej wysokości mógł się skończyć tylko tragicznie.Zmrużyłem oczy i zamrugałem, ostrość widzenia zaczęła się zacierać od samego wysiłku patrzenia, próbowałem dojrzeć szlak, który, jak wiedziałem, powinien się oddzielać od tego gdzieś tutaj z mojej lewej strony.Światło… gdybym tylko miał światło.Pomyślałem i w tym samym momencie pojawiła się dawna fragmentaryczna Wiedza.Uniosłem przed sobą bransoletę i głośno powiedziałem słowo oznaczające światło, w Starym Języku „Ghithe!”Bransoleta zaczęła wysyłać migoczące błękitnozłote światło, zupełnie jak gdyby z mojego ciała wydostawały się płomienie.Nekia parsknęła, skoczyła w bok, gdy za sobą usłyszałem okrzyk Joisan.— Kerovan! Mój pierścień!Ostrożnie odwróciłem siew siodle i zobaczyłem, że na jej palcu także świecił pierścień w kształcie kociej głowy.Najwyraźniej te klejnoty nadal działały na odpowiedni rozkaz.Odwróciłem się z powrotem i spojrzałem na przerwę w skalistej skarpie otaczającej cały płaskowyż — przyjrzałem się jej dokładnie i stwierdziłem, że wyznacza ona początek naszej ścieżki.— Stójcie! — krzyknąłem podnosząc dłoń.Zsiadłem z klaczy, pochyliłem się i spojrzałem na oświetlony księżycowym światłem i blaskiem darów ludzi Starej Rasy szlak.Był wąski — niewiele szerszy od naszych wierzchowców, w niektórych punktach schodził stromo, następnie przez jakiś czas biegł poziomo, a w końcu pod trochę łagodniejszym kątem wspinał się na drugi szczyt.Nekia wyciągnęła szyję i spojrzała w dół na ścieżkę, następnie potrząsnęła głową i parsknęła, przewracając biało obrzeżone gałki oczne.— Mnie też się za bardzo nie podoba — powiedziałem jej — ale musimy nim przejechać.Czy widzisz, Nekia? Na tyle, żeby pomóc innym w dalszej wędrówce! — Po chwili klacz potrząsnęła głową zupełnie, jak gdyby zrozumiała moje słowa i zgadzała się z próbą zejścia.— Czy powinniśmy jechać, czy prowadzić konie, Kerovanie? zapytała Joisan.W jej głosie słychać było drżenie.— Jedziemy — powiedziałem, starając się mówić spokojnie.Jeżeli spróbujemy je prowadzić, możemy się poślizgnąć i pociągnąć je za sobą.Poza tym one widzą w nocy lepiej od nas.— Zrobiłem krok na dół i sprawdziłem ścieżkę.— Szlak jest pokryty pyłem, a skały są gładkie, konie jednak znajdą dla siebie oparcie, taką mam przynajmniej nadzieję.Spróbujcie jechać, nie ruszając się prawie w siodle, przesuńcie swój ciężar do przodu na łopatki, tak by mogły utrzymać równowagę.Nie przechylajcie się do tyłu.Muszą mieć swobodne tylne nogi.Spojrzałem na Jervona.— Vengi nie może jechać tędy podwójnie obciążony.— Zdjąłem linę z siodła i rzuciłem do niego, podobnie zrobiła Joisan.Zwiąż je razem i zamocuj do jednej ze skał, a potem obwiąż wokół siebie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]