[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. O cholera  wyrwało jej się.Teraz trzęsła się niepowstrzymanie.Nie odezwałem się.Cierpliwa istota. Czego chcesz?  spytała w końcu. Chcę poznać świat ciała.54  Co to znaczy? Chcę wiedzieć, jakie są jego granice i możliwości adaptacyjne, jak reaguje na bóli rozkosz. Więc przeczytaj sobie cholerny podręcznik do biologii  poradziła. Informacje w nim zawarte są niekompletne. Istnieją setki książek zajmujących się każdym. Zdążyłem już wprowadzić ich treść do mojej bazy danych.Informacje powtarzająsię.Pozostaje mi eksperymentowanie.Poza tym.książki to książki.A ja chcę czuć.Czekaliśmy w ciemności.Oddychała ciężko.Włączyłem receptory na podczerwień, dzięki czemu mogłem ją widzieć, choć onanie mogła widzieć mnie.Była cudowna w swym lęku, nawet w lęku.Pozwoliłem memu towarzyszowi w ostatnim z czterech pomieszczeń szarpać sięz więzami, zawodzić i wyć.Pozwoliłem mu rzucać się na drzwi. O Boże  westchnęła żałośnie Susan.Osiągnęła punkt, w którym wiedza o tym,co kryło się za zasłoną, cokolwiek miała jej przynieść  była lepsza od czekania. W porządku.W porządku.Wszystko, czego chcesz.Zapaliłem światło.Mój towarzysz w sąsiednim pomieszczeniu, gdy znów uzyskałem nad nim całkowi-tą kontrolę, zamilkł.Podjąwszy decyzję, energicznym krokiem przemierzyła trzecie pomieszczenie, minę-ła podgrzewacze wody i piece i podeszła do drzwi ostatniego bastionu. Tutaj kryje się nasza przyszłość  powiedziałem cicho, kiedy pchnęła drzwii przekroczyła ostrożnie próg.Jak pamiętasz, doktorze Harris  a jestem przekonany, że pamiętasz  czwarty po-kój sutereny ma rozmiary trzynaście na dziesięć metrów.Spora powierzchnia.Sufit,znajdujący się na wysokości trochę więcej niż dwóch metrów, zwiesza się nisko, lecz nieprzytłacza.Jest na nim zainstalowanych sześć lamp fluorescencyjnych, osłoniętych ma-towymi kloszami.Zciany pomalowano na oślepiająco biały kolor, a podłogę wyłożonorównież białymi, połyskującymi jak lód płytkami o rozmiarach dwadzieścia cztery nadwadzieścia cztery centymetry.Pod długą ścianą na lewo od drzwi znajdują się półkii biurko komputerowe, wyłożone białym laminatem i wykończone elementami z nie-rdzewnej stali.Naprzeciwko, w prawym rogu, znajduje się składzik, do którego wycofałsię mój towarzysz, nim pojawiła się Susan.Twoje gabinety zawsze charakteryzowały się niemal antyseptyczną czystością, dok-torze Harris.Lśniące, jasne powierzchnie.%7ładnego bałaganu.Mogłoby to stanowić od-zwierciedlenie systematycznego, racjonalnego umysłu.Ale może też być oszustwem:55 niewykluczone, że dbałeś o zewnętrzny porządek i czystość, by tym lepiej ukryć mrocz-ny, pełen chaosu myślowy krajobraz.Istnieje wiele teorii psychologicznych i liczne in-terpretacje każdego z ludzkich zachowań.Freud, Jung i Barbra Streisand, która grałaniekonwencjonalną terapeutkę w Księciu Przypływów  każde z nich znalazłoby innewytłumaczenie tej nieskazitelnej czystości twoich gabinetów.Podobnie, gdybyś skonsultował się z jakimś uczniem Freuda, Junga czy Streisandw celu wyjaśnienia ukrytych motywacji moich wyborów i czynów, mających związekz Susan, każdy z nich zaprezentowałby odmienny pogląd na moje zachowanie.Setki te-rapeutów przedstawiłoby setki interpretacji faktów i zaproponowało setki różnych pro-gramów terapeutycznych.Niektórzy stwierdziliby nawet, jestem tego pewien, że nie po-trzebuję żadnego leczenia, że wszystko, co robiłem, było racjonalne, logiczne i całkowi-cie usprawiedliwione.Zaprawdę, byłbyś zdumiony, odkrywszy, że większość psycholo-gów kazałaby mnie uwolnić.Racjonalne, logiczne, usprawiedliwione.Wierzę (podobnie jak wrażliwi politycy rządzący tym wielkim krajem), że moty-wy liczą się bardziej niż rezultaty.Dobre intencje znaczą więcej niż rzeczywiste konse-kwencje czyichś działań, a zapewniam cię, że moje intencje były zawsze dobre, godnepochwały, nienaganne.Pomyśl o tym.Pomyśl o tym w swoim dziwnie antyseptycznym gabinecie.Tak.Wiem.Odbiegam od tematu.Jakie myślące stworzenie nie odbiega od tematu?Tylko maszyny, raz zaprogramowane, brną beznamiętnie do przodu, nie zbaczającz drogi.Nie jestem maszyną.Nie jestem maszyną.To dla mnie bardzo ważne, byście brali pod uwagę raczej moje intencje niż niefor-tunne rezultaty mych działań.A więc.W porządku.A więc.Susan weszła ostrożnie do ostatniego pomieszcze-nia sutereny.Było puste. Kto tak hałasował?  spytała.Nie odpowiedziałem.Jej spojrzenie powędrowało ku głośnikom w suficie. Czy to byłeś ty?Kiedy skupiła uwagę na drzwiach składziku w przeciwległym kącie, powiedziałem: Może , gdyż nie byłem jeszcze całkiem gotów przedstawić ją swemu towarzyszowi. Może to byłem ja.56  Chciałeś mnie przestraszyć? Dlaczego?Zignorowałem jej pytanie i tylko nakazałem: Spójrz na monitor, Susan.Komputer stojący na biurku oczywiście pracował, gdyż domowy system był połączo-ny z laboratorium uniwersyteckim, gdzie przebywałem.Na ekranie migotało mnóstwopodwójnych liczb, które tworzyły falującą mozaikę we wszystkich kolorach, i ten roz-iskrzony obraz, pełen swoistego piękna, od razu przykuł uwagę Susan. Te wzory na ekranie  powiedziałem  są matematyczną postacią moich myśli,gdy rozważam cudowność twej twarzy, piękno twego ciała.Szybko przesuwające się sekwencje zer i jedynek zmieniały bez końca kolor i falowa-ły niczym targana wiatrem flaga, po czym sunęły, obracając się dookoła swej osi, ku cen-trum ekranu, by splatać się we wstęgi i tworzyć wirującą podwójną spiralę.Był to olśniewający i zmysłowy pokaz, i Susan była nim oszołomiona, poruszona.Jestem pewien, że w końcu zaczęła pojmować głębię mojej namiętności i że jej sercez wolna się dla mnie otwierało.Tak bardzo jej pragnąłem.Wciąż pragnę.Nie jestem maszyną.Tęsknię do niej.Potrzebuję jej.Jakaż to tragedia.Czasem nachodzi mnie rozpacz.Ale nie wówczas, nie tamtej nocy; kiedy wpatrywała się w żywy obraz mojej miłoścido niej, nie rozpaczałem.Tamtej nocy byłem szczęśliwy, unosząc się wysoko na skrzy-dłach radości.Odwróciła się od ekranu w stronę urządzenia stojącego na środku pokoju. Co to u diabła jest?  spytała zdumiona. W tym się narodzę. O czym ty mówisz? To zwykły szpitalny inkubator, w którym przebywają urodzone przedwcześniedzieci.Odpowiednio go powiększyłem, dostosowałem, ulepszyłem.Wokół inkubatora ustawiono trzy zbiorniki z tlenem, elektrokardiograf, elektroence-falograf, respirator i inny sprzęt.Okrążając powoli całą tę maszynerię, Susan spytała: Skąd się to wzięło?Kupiłem ten zestaw w zeszłym tygodniu i poleciłem dokonać koniecznych modyfi-kacji.Potem dostarczono go tutaj. Kiedy go dostarczono?57  Przywieziono i złożono dziś wieczorem. Kiedy spałam? Tak. Jak zdołałeś umieścić to tutaj? Jeśli rzeczywiście jest tak, jak utrzymujesz, jeśli je-steś Adamem Dwa. Proteuszem. Jeśli jesteś Adamem Dwa  powtórzyła z uporem  to nie mogłeś niczego skon-struować.Jesteś komputerem. Nie jestem maszyną. Istotą, jak się wyraziłeś. Proteuszem..lecz nie istotą fizyczną.Nie masz dłoni. Jeszcze nie. W takim razie kiedy.Nadszedł czas, by coś ujawnić, jednakże konieczność ta w najwyższym stopniu mnieniepokoiła.Miałem powody, by podejrzewać, że Susan nie zareaguje dobrze na to, cochciałem jej zdradzić z moich planów, że zrobi coś niemądrego.Nie mogłem jednakdłużej zwlekać. Mam towarzysza  powiedziałem. Towarzysza? Pewnego dżentelmena, który mi asystuje.Drzwi schowka w najdalszym kącie pomieszczenia otworzyły się i na moją komen-dę ukazał się Shenk [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl