[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W obozie wszyscy jeszcze pracowali i nikt nie zauważyÅ‚ naszej nieobecÂnoÅ›ci.Od tego dnia, gdy wybieraÅ‚em siÄ™ na rajzÄ™ po górach, odwiedzaÅ‚em zawsze "swoich" gospodarzy.Przy nastÄ™pnych odwiedzinach zapytaÅ‚em o napad na poprzedni obóz, o którym przed wyjazdem mówiÅ‚ nasz komendant.OkazaÅ‚o siÄ™, że to nie byÅ‚ napad, tylko kradzież.Grupa mieszkaÅ„ców dobraÅ‚a siÄ™ w nocy do magazynu żywnoÅ›ciowego, ale zostali spÅ‚oszeni.Wiele osób aresztowano.Obóz podzielony byÅ‚ na dwie kompanie.Pierwszy i drugi stopieÅ„.Ja nie wyszedÅ‚em nigdy z pierwszego stopnia, wiÄ™c byÅ‚em w pierwszej kompanii.Już nastÄ™pnego dnia po rozbiciu obozu, jeszcze przed wydaniem obiadu, nad rzeczkÄ… w pobliżu obozu zebraÅ‚a siÄ™ duża grupa dzieci, wÅ›ród których byÅ‚o też kilka osób dorosÅ‚ych, każdy z glinianym dzbankiem w rÄ™ku.Po wydaniu obiadu Å›mielsze dzieci podchodziÅ‚y bliżej, proszÄ…c o resztki jedzenia.WiÄ™c wlewaliÅ›my im do dzbanków resztki zupy, kartofli, jarzyn i biaÅ‚y chleb, którego dostawaliÅ›my kilogram dziennie na osobÄ™.Po trzech dniach chÄ™tnych na zlewki byÅ‚o tak dużo, że nazwaliÅ›my ich "trzeciÄ… kompaniÄ…".W niedzielÄ™ przed poÅ‚udniem wybraliÅ›my siÄ™ z Marianem na zwiedzanie miasteczka.SpacerowaliÅ›my wolno uliczkami, przyglÄ…dajÄ…c siÄ™ wszystkieÂmu z ciekawoÅ›ciÄ….WidzieliÅ›my dużo dorosÅ‚ych i dzieci o powykrÄ™canych, cienkich nogach, dużych gÅ‚owach, o wypukÅ‚ych czoÅ‚ach i spÅ‚aszczonych nosach.DomyÅ›laliÅ›my siÄ™, że to wyniki kiÅ‚y, przed którÄ… nas ostrzegano.PoznaliÅ›my pod koÅ›cioÅ‚em dwie Å‚adne, mÅ‚ode panienki, z którymi umówiÂliÅ›my siÄ™ na spotkanie w poniedziaÅ‚ek po kolacji.Na spotkanie przyszÅ‚a tylko jedna.Na nasze pytanie, dlaczego koleżanka nie przyszÅ‚a, odpowieÂdziaÅ‚a bez żadnego zakÅ‚opotania:- PoszÅ‚a do Kosowa na "szpilkÄ™".ZrozumieliÅ›my, że "szpilka" to zastrzyk.Znaczy, że dziewczyna jest chora na kiÅ‚Ä™.Z Piatynia do Kosowa byÅ‚o piÄ™tnaÅ›cie kilometrów, wiÄ™c żeby otrzymać zastrzyk, trzeba byÅ‚o iść piechotÄ… trzydzieÅ›ci kilometrów! "ArysÂtokratyczne" warunki.Do Kosowa chodziÅ‚y autobusy, ale koszt przejazdu przekraczaÅ‚ możliwoÅ›ci miejscowej ludnoÅ›ci.O tym wszystkim dowiedziaÂÅ‚em siÄ™ od Wasyla, mÅ‚odszego syna gospodyni, u której pierwszego dnia jedliÅ›my bryndzÄ™.PoczuliÅ›my do siebie sympatiÄ™, wiÄ™c przychodziÅ‚ on prawie codziennie wieczorem pod obóz i prowadziÅ‚em z nim dÅ‚ugie rozmowy.PowiedziaÅ‚em mu o naszej "trzeciej kompanii".- Tyle ich przychodzi, że nawet jedna Å›winia nie nażre siÄ™ tym, co każdy z nich bierze - powiedziaÅ‚em.- To ty myÅ›lisz, że oni to jedzenie zabierajÄ… dla Å›wiÅ„? - zapytaÅ‚ zdziwiony.- Przecież oni nawet w najwiÄ™ksze Å›wiÄ™to nie jedzÄ… takich rzeczy, jakie tu dostajÄ….- ByÅ‚em pewny, że to dla Å›wiÅ„ - powtórzyÅ‚em i coÅ› Å›cisnęło mnie w żoÅ‚Ä…dku.- Dlatego wlewaliÅ›my im wszystko do jednego garnka.- Ale jeÅ›li oni sami to jedzÄ…, to trzeba to jakoÅ› urzÄ…dzić inaczej.Wieczorem, gdy poÅ‚ożyliÅ›my siÄ™ spać, powtórzyÅ‚em chÅ‚opakom z naszego namiotu mojÄ… rozmowÄ™ z Wasylem.Nie chcieli mi wierzyć, tak jak ja nie chciaÅ‚em wierzyć, gdy mi o tym mówiÅ‚ Wasyl.PostanowiliÅ›my zapytać o to dzieciaków z "trzeciej kompanii" i jeÅ›li to bÄ™dzie prawda, wtedy robimy akcjÄ™: uÅ›wiadamiamy chÅ‚opaków z innych namiotów, każdy zjada swojÄ… porcjÄ™ i bierze dolewkÄ™, którÄ… oddajemy w caÅ‚oÅ›ci, z tym że kto ma w garnku zupÄ™, wlewamy tylko zupÄ™, a kto drugie danie, temu tylko dokÅ‚adki drugiego dania.A chleb osobno i nie do garnka.Organizacja "zagraÅ‚a".W kuchni nigdy już nie zostawaÅ‚o jedzenie.Każdy po zjedzeniu obiadu ustawiaÅ‚ siÄ™ po dolewkÄ™ i braliÅ›my tak dÅ‚ugo, aż w kuchni już nic nie pozostaÅ‚o.Pewnego dnia, gdy kilku z nas odpoczywaÅ‚o po kolacji w namiocie, wszedÅ‚ kolega mówiÄ…c:- PrzyszedÅ‚ chÅ‚op i daje wiÅ›nie za chleb.ZabraÅ‚ kilka kawaÅ‚ków starego chleba i wyszedÅ‚."Dobra okazja" - pomyÅ›laÅ‚em, myÅ›lÄ…c o dużej iloÅ›ci nie zjedzonego chleba, leżącego w gÅ‚owach pod moim siennikiem.WyjÄ…Å‚em chleb, lecz byÅ‚o go tak dużo, że nie mieÅ›ciÅ‚ siÄ™ w rÄ™kach.Wobec tego rozÅ‚ożyÅ‚em pelerynÄ™, w którÄ… wÅ‚ożyÅ‚em chleb, i wyszedÅ‚em szukać chÅ‚opa z wiÅ›niami.Nad rzeczkÄ… chÅ‚opa nie znalazÅ‚em, za kuchniÄ… też nie.WyszedÅ‚em na drogÄ™ - nie ma nikogo.Już miaÅ‚em wrócić do namiotu, gdy zobaczyÅ‚em starego brodatego chÅ‚opa z wiklinowym koszykiem w rÄ™ku.PodszedÅ‚em do niego, zajrzaÅ‚em do koszyka, ale wiÅ›ni w nim nie byÅ‚o.- Chce pan? - zapytaÅ‚em pokazujÄ…c mu chleb.KiwnÄ…Å‚ gÅ‚owÄ…, że chce, i nadstawiÅ‚ koszyk, do którego wysypaÅ‚em zawartość z peleryny.Kilka kawaÅ‚ków upadÅ‚o na ziemiÄ™.NachyliÅ‚em siÄ™, pozbieraÅ‚em je i uÅ‚ożyÅ‚em w koszyku.Gdy siÄ™ podniosÅ‚em, chÅ‚op chwyciÅ‚ mnie za rÄ™kÄ™, pochyliÅ‚ siÄ™ i chciaÅ‚ jÄ… pocaÅ‚ować.WyrwaÅ‚em rÄ™kÄ™ i Å›cisnęło mnie w gardle.ZÅ‚apaÅ‚em pelerynkÄ™ i bez sÅ‚owa, szybko wróciÅ‚em do namiotu.CzuÅ‚em, że mam w oczach Å‚zy.ByÅ‚em caÅ‚y roztrzÄ™siony i dÅ‚ugo nie mogÅ‚em siÄ™ uspokoić.Nie mogÅ‚em tego zrozumieć, że stary, zmÄ™czony życiem czÅ‚owiek chciaÅ‚ mnie, osiemnastoletniego chÅ‚opaka pocaÅ‚ować w rÄ™kÄ™ za trochÄ™ czerstwego chleba.ChÅ‚opakom nic nie powiedziaÅ‚em.Nie wiem, czego i dlaczego, lecz byÅ‚oby mi wstyd o tym mówić.Dwa tygodnie dobiegaÅ‚y koÅ„ca.CaÅ‚y czas lawirowaÅ‚em tak, żeby nie chodzić na żadne ćwiczenia, i udawaÅ‚o mi siÄ™.Z zadowoleniem braÅ‚em ostatniego dnia pobytu udziaÅ‚ w likwidowaniu obozu.Do KoÅ‚omyi odwieziono nas samochodami wojskowymi.Gdy dojeżdżaÂliÅ›my do Warszawy, radość sprawiÅ‚ mi tramwaj, który zobaczyÅ‚em przez okno pociÄ…gu.- ChÅ‚opaki!!! - wrzasnÄ…Å‚em na caÅ‚y przedziaÅ‚.- Patrzcie! Tramwaj! Urlop skoÅ„czony.Tylko na caÅ‚e życie pozostanÄ… mi w pamiÄ™ci Wasyl pracujÄ…cy za pięćdziesiÄ…t groszy dziennie, stary czÅ‚owiek, który chciaÅ‚ mnie pocaÅ‚ować w rÄ™kÄ™ za kilka kawaÅ‚ków chleba, panienka, która poszÅ‚a "na szpilkÄ™", i "trzecia kompania".2.WojnaRajzaWojny siÄ™ nie baÅ‚em."Nie damy guzika od munduru", "Silni - zwarci - gotowi".HasÅ‚a te, rozlepiane na murach Warszawy, nastrajaÅ‚y bojowo, optymistycznie.Wszyscy twierdzili, że Niemcy wojny nie zacznÄ…, że majÄ… sÅ‚abe wyposażenie techniczne z materiałów zastÄ™pczych, że za dwa tygodnie bÄ™dziemy w Berlinie - oto jakie krążyÅ‚y wersje, a miaÅ‚y na celu wmówienie w ludzi, że wszystko u nas jest na klawo.Wkrótce okazaÅ‚o siÄ™, że oddaliÅ›my nie tylko guzik, ale i caÅ‚y naród w niewolÄ™.Å»e ci od rzÄ…dzenia byli owszem: "silni" - w gÄ™bie, "zwarci" - przy pijaÅ„stwie i "gotowi" - do ucieczki za granicÄ™.W pierwszych dniach wojny codziennie rano jeździÅ‚em do fabryki.Jazda tramwajem urozmaicona byÅ‚a nalotami samolotów niemieckich, które bombardowaÅ‚y miasto.Po tygodniu wszystkim pracownikom wypÅ‚acono miesiÄ™czne zarobki i.wysiadka.Fabryka zamkniÄ™ta.Co teraz robić? CaÅ‚Ä… grupÄ… kolegów z naszej ulicy chodziliÅ›my po mieÅ›cie szukajÄ…c chÄ™tnych, którzy zechcÄ… nas przyjąć do wojska albo do prac zwiÄ…zanych z obronÄ… Warszawy.Nikt nas nie chciaÅ‚.WszÄ™dzie tÅ‚umy ludzi i odpowiedź: Nie mobilizujemy.Brak broni.Brak sprzÄ™tu.DowiedzieliÅ›my siÄ™.że przez radio wzywajÄ…, żeby wszyscy zdolni do noszenia broni opuszczali WarszawÄ™, bo w Garwolinie odbywa siÄ™ mobilizacja.Z Warszawy wyruszyliÅ›my we trzech.Trzech najlepszych kolegów z naszego domu o jednakowych imionach, trzech StaÅ›ków.Koledzy, żeby nas rozróżnić, nazywali mnie "DÅ‚ugi", drugi Stasiek byÅ‚ "Åšredni", trzeci "MaÅ‚y".Po wielu przygodach dotarliÅ›my do Lublina.Po drodze mijaliÅ›my zbombardowane wsie i miasteczka.W Garwolinie zamiast mobilizacji zastaliÅ›my morze ognia.Wojsko nie wpuszczaÅ‚o ludzi do pÅ‚onÄ…cego miasteczka, ale my też byliÅ›my uparci.Przecież taka przeszkoda nie może zmienić naszych zamiarów! OkrążyliÅ›my Garwolin i znów znaleźliÅ›my siÄ™ na szosie.Ale pierwszej nocy nie doszliÅ›my do Kojbieli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]