[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uświadomiłam sobie, że znów zniknęła mi z oczu kobieta wkostiumie.Była gdzieś tutaj; czułam jej obecność.Mogłam łatwo przebić się przez jej osłonę, postanowiłamjednali poczekać.Nikt nie odpowiedział, więc powtórzył:- Ktoś z was jest szpiegiem wysłanym przez rząd.Daję ci jedyną szansę: przyznaj się, a puścimy cięwolno.Co za ulga.Ponieważ we dwoje zamierzaliśmy przedostać się do obozu, jego rzekoma poufna wiedzabyła ewidentnym blefem.Niemal go spiorunowałam wzrokiem, ale w ostatniej chwili przypomniałamsobie, że jestem teraz osobą nieśmiałą.Zamiast tego spiorunowałam własne, delikatne, drżące ręceleżące bezwładnie na kolanach.- Nie ja - powiedział mężczyzna z mojej lewej strony, młody, chudy, ciemnoskóry z dużymi,szelmowskimi, wesołymi oczami.- Mnie raczej by nie wzięli.Wydawał się z tego powodu jakoś dziwnie rozbawiony.Może podniecał go wycelowany w niegopistolet.Kiedy olbrzym skupił się na nim, młody człowiek przestał się uśmiechać.- Ej, koleś, myślisz, że jesteś taki straszny? Strzelały do mnie babcie straszniejsze od ciebie.- Pokaż - rozkazał mężczyzna z pistoletem.Młody rekrut przez moment się w niego wpatrywał,po czym uśmiechnął się, błyskając pięknymi zębami, wstał i zdjął koszulę.- Tę dostałem, kiedy strzelali do mnie z samochodu, miałem wtedy dziesięć lat - powiedział, wskazujączabliznione wgłębienie po prawej stronie ciała.- A to sprzed dwóch lat.- Druga blizna była świeższa irobiła większe wrażenie; znajdowała się na piersi i wyglądała paskudnie.Miał też tatuaże, całemnóstwo, delikatne i ciemne na tle jego karnacji.Przypomniało mi to nieodparcie Luisa i płomiennerysunki na jego skórze.- W porządku.To nie ty - stwierdził mężczyzna.-Włóż koszulę.Młody rekrut roześmiał się, włożył ją i usiadł.Zaryzykowałam i szybko rzuciłam okiem na bandziora;zobaczyłam, że wpatruje się we mnie.Spuściłam głowę i splotłam swoje trzęsące się ręce.Dostrzegłam, że pokręcił głową.- Ty też nie.Merle siedział wyprostowany ze skrzyżowanymi ramionami.W przeciwieństwie do mnie patrzyłmężczyznie prosto w oczy, z kamiennym wyrazem twarzy, niepo-ruszony jak zawsze.Nic nie mówił.Zbir przyglądał mu się przez chwilę, po czym nagle odwrócił głowę i spojrzał na ostatnią osobę znaszej grupki, kobietę.- Ty.Mów - rozkazał.Była to starsza kobieta z siwymi włosami, poważna i zmęczona.Nie musiałam być dżinnem, abyodgadnąć, że miała trudne życie, pełne bólu i walki.Mówiła z akcentem, zdawało mi się,wschodnioeuropejskim.- Nie lubię policji - powiedziała.- Po prostu chcę mieć spokój.Młody mężczyzna, ten z bliznami, spojrzał na nią ostro i dostrzegłam w nim w tym momencie, żechciał dokładnie tego samego.Spokoju.Miejsca, gdzie poczuje się bezpieczny.Rozgniewało mnie, że Perła ich oszukiwała.Bandzior jeszcze przez kilka chwil odgrywał swoje przedstawienie, po czym teatralnym gestemzabezpieczył pistolet i schował go do kabury przypiętej do pasa.- W porządku.Poczekajcie tutaj.Odszedł w stronę ciemnego kąta pokoju.Wpatrzyłam się w niego i siłą woli zmusiłam cienie, żeby sięna sekundę rozstąpiły - wystarczyło, żeby zobaczyć kobietę z baru kawowego, która się tam ukryła.Oczywiście odczytywała nasze reakcje, monitorowała tętno, eteryczny puls.Trudno okpić StrażnikówZiemi, kiedy rzeczywiście chcą poznać prawdę.Po krótkiej chwili mężczyzna wrócił.- Wstańcie.- Zrobiliśmy to, mniej lub bardziej niechętnie.- Idzcie się przebrać.Rozbierzcie się izostawcie wszystko, podkreślam: wszystko.Zegarki, biżuterię, bieliznę, skarpetki - polecił.Rozsądny środek ostrożności.Nie miałam nic przeciwko temu.Merle chyba również był na toprzygotowany.Poszłam za siwowłosą kobietą do wskazanego pomieszczenia, gdzie czekały dwastosiki ubrań.Spodziewałam się, że tkaniny będą sztywne i szorstkie, ale okazały się zaskakująco miłew dotyku.Zostawiłam swoje ciuchy - niemal równie bezbarwne, jak to, co mi dano - i wróciłam dopokoju
[ Pobierz całość w formacie PDF ]