[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.* * *Następnego dnia było podobnie Cawti wyszła rano, a ja za nią.Tym razemsprzedawała gazetki (nowe: w tytule było coś o kamienicznikach krwiopij-cach).Przyglądałem się podchodzącym do niej uważnie, zwłaszcza gdy nie byliludzmi.Skontaktowałem się z Kragarem i usłyszałem, że pracuje nad sprawą,więc dałem mu spokój.Tak naprawdę połączyłem się z nim telepatycznie tylkopo to, by wmówić sobie, że robię coś pożytecznego.Bo w rzeczywistości traciłem czas całe to chodzenie za Cawti było bezsensu.Raz, nie wiedziałem, czy jej coś grozi.W ogóle nie miałem pojęcia, czyHerth zamierza kogoś z nich zabić, a jeśli tak to kogo.A po wtóre, jeżeli by spró-bował, to by mu się udało.Owszem, dorwałbym zabójcę, ale nie przeszkodziłbymw zabiciu Cawti, bo było to fizycznie niemożliwe.Zawodowy zabójca działa z za-skoczenia.Można mu pokrzyżować plany, ale tylko wtedy, gdy jest się blisko nie-doszłej ofiary.A będąc w odległości dwudziestu-trzydziestu stóp, znajdowałemsię po prostu za daleko, by zdążyć na czas.Z drugiej strony nic więcej nie mogłem zrobić.Chyba że myśleć, a myśleniembyłem naprawdę zmęczony. Szefie!Spojrzałem w kierunku, który wskazał.Duży brązowy budynek mieszczącynajprawdopodobniej mieszkania kilku rodzin. Co się stało? Widziałem kogoś przy narożniku, był dość wysoki, za wysoki jak na czło-wieka, szefie.Przyglądałem się dokładnie budynkowi, ale nic nie zauważyłem nawet naj-drobniejszego ruchu.Cawti i Sheryl nadal stały koło straganu warzywnego, gawę-dząc ze sprzedawcą.Przez pół godziny na zmianę obserwowałem ją i narożnik bu-dynku.Potem zrezygnowałem budynek obserwował Loiosh, a ja żonę.W koń-cu obie wróciły do budynku z zabitymi oknami, który uznałem za ich kwateręgłówną, choć Cawti mówiła o nim jako o mieszkaniu Kelly ego.Sprawdziłem,czy ktoś je śledził, ale nie miałem pewności.Cawti pozostała wewnątrz, Sheryl wyszła.Ustawiłem się tak, by nikt z wnę-82trza nie mógł mnie dostrzec, a sam miałem doskonały widok na wejście.Całeszczęście, że Cawti jeszcze rzadziej niż ja korzystała z teleportacji.Robiło się szarawo, gdy do środka wszedł pewnym krokiem Dragaerianinw barwach Domu Jherega.Ruszyłem ku wejściu, ale wyszedł, nim byłem w po-łowie drogi.Zdołałem skręcić, udając brak zainteresowania, i nie zwrócił na mnieuwagi.Gdy się odwróciłem, maszerował spiesznie ulicą.Zastanawiałem się, czyza nim nie iść, ale jedyne, co by to dało, to potwierdzenie, że wysłał go Herth.Bo musiał zostać wysłany z jakąś wiadomością był wewnątrz zbyt krót-ko, by zdążyć zrobić cokolwiek innego.Chyba że był naprawdę dobrym magiemi miał przygotowaną recepturę mogącą zabić błyskawicznie wszystkich obecnych.Okazało się że nie, bo na ulicy nagle pojawili się Cawti, Paresh i Natalia.I ruszyligdzieś, naprawdę się spiesząc.Nie miałem wyjścia poszedłem za nimi.Kie-rowali się na północny wschód, czyli ku centrum miasta.Dzielnica Wschodniabowiem, mimo że wchodzi w skład Południowej Adrilankhi, leży na zachód odśródmieścia.Ten, kto wymyślał nazwy dzielnic, musiał być w sztok pijany.Przed przekroczeniem granicy z dzielnicą dragaeriańską biegła wzdłużCarpenter Street i choć nie była w żaden sposób zaznaczona, wszyscy ją znali skręcili w boczną uliczkę, a potem w prawdziwy labirynt uliczek.W końcu sta-nęli wokół czegoś leżącego na jednej z nich.Cawti przyklęknęła, a Paresh zacząłsię rozglądać.Ponieważ się nie zatrzymałem, zauważył mnie.Zrobił gest, jakbychciał użyć magii, i w mojej dłoni znalazł się Spellbreaker.Nie dokończył jednaktego gestu, a ja byłem już na tyle blisko, by w zapadającym półmroku dostrzec,że Cawti przyklęknęła przy ciele.Uniosła głowę i spojrzała na mnie.Paresh był tak spięty, że wyszły mu żyły na szyi.Natalia zaś wydawała sięśrednio zainteresowana i nastawiona batalistycznie.Cawti przyglądała mi siętwardo. Co masz z tym wspólnego? spytał Paresh. Nic odparłem.Miał możliwość powtórzenia pytania wtedy dostałby zdecydowanie innąodpowiedz i najwyrazniej zdał sobie z tego sprawę.Kiwnął głową i nie odezwałsię do mnie.Byłem nieco rozczarowany.Zamiast niego odezwała się Cawti: Co tu robisz, Vlad?Nie odpowiedziałem.Podszedłem bliżej i przyjrzałem się ciału.Była to She-ryl.Nie nadawała się do ożywienia, bo zatłuczono ją na śmierć i jeden z ciosówzgniótł szczyt czaszki, uszkadzając mózg.Biciem zajmowali się fachowcy: każdanoga była złamana nad i pod kolanem, a każde kolano zostało strzaskane, każdaręka została wyłamana w łokciu, twarz przypominała surowy kawał mięsa i takdalej w tym samym stylu.Tak na moje oko obrabiali ją stopniowo przez paręgodzin.83Odwróciłem wzrok. Co tu robisz, Vlad? powtórzyła Cawti. Zledziłem cię.Pokiwała głową
[ Pobierz całość w formacie PDF ]